Choć obecnie klerycy studiują i mieszkają w Gorzowie Wlkp., to jednak latem przyjeżdżają posługiwać w starej siedzibie seminarium, czyli Paradyżu. – Wygląda to podobnie jak w poprzednich latach, z tą tylko różnicą, że jest nas teraz mniej – mówi kl. Adam Jędrzejewski. – Przede wszystkim koordynujemy grupy, które tu przyjeżdżają, czyli np. oazy. Ale też pomagamy po prostu w funkcjonowaniu tego miejsca. Posługujemy podczas Mszy św. sanktuaryjnych czy też parafialnych. Jesteśmy w zakrystii. Włączamy się też w bieżące prace, kiedy trzeba coś przynieść, naprawić. Kiedy trzeba, jesteśmy w bibliotece. I tradycyjnie oprowadzamy zwiedzających po kościele. Można nas też spotkać na furcie. Nasza posługa jest uzależniona też od dyżurów pozostałych pracowników.
Trudna, ale owocna
Po pierwszym roku klerycy odbywają miesięczną praktykę w hospicjum. – Ten czas na pewno ma pomóc nauczyć się miłości do drugiego człowieka. W takich codziennych sprawach: w rozmowie, w służeniu innym, w pomaganiu, w uśmiechu – zauważa kl. Jan Siemaszko. – Każdy dzień jest na swój sposób inny, choć oczywiście są stałe punkty. Wśród mieszkańców jest ks. prał. Zbigniew Stekiel, który codziennie odprawia Mszę św., podczas której posługuję i pomagam. Do moich obowiązków należy też pomoc przy przewożeniu chorych, przy karmieniu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
W hospicjum przebywają różne osoby. Część z nich bardzo się cieszy z obecności alumna, bo jest to okazja np. do rozmowy o Panu Bogu. Ale przecież nie wszyscy mieszkańcy muszą być blisko Kościoła. Jakie są ich reakcje? – Do tej pory spotykałem się z bardzo pozytywnym podejściem. Tu ludzie nie patrzą przez pryzmat tego, że jest się klerykiem albo księdzem. Dla nich ważne jest, że przychodzi drugi człowiek, który chce z nimi porozmawiać. Już samo to jest dla nich wielką radością. Wiele osób ma potrzebę takiego „wygadania się”; opowiadają o swoim życiu, o swoich obecnych zmaganiach. Chorych jest tu tak dużo, że nie ma możliwości każdego dnia odwiedzić wszystkich. Ale staram się być tam, gdzie tylko się da. Czasem pojawia się natchnienie, żeby zajrzeć do konkretnej osoby.
Posługa w hospicjum z pewnością na długo pozostaje w pamięci. Co jest w niej najtrudniejsze? – Myślę, że najtrudniejsze, a jednocześnie najbardziej wartościowe jest mierzenie się z własną bezsilnością. I zapraszanie do tej bezsilności, do tej słabości Pana Jezusa. Mieszkają tu ludzie bardzo cierpiący i ja sam nie jestem w stanie im pomóc w namacalny sposób. Widzę, że w wielu sytuacjach chciałbym lepiej się zachować, okazać więcej życzliwości, więcej uśmiechu. To mi uświadamia, że przez całe życie będę się uczył miłości do drugiego człowieka. Ale w tych trudnościach łatwiej z pokorą prosić Pana Boga o pomoc i dlatego właśnie ta największa trudność jest też najbardziej owocna – podkreśla kl. Jan. – Uważam, że to bardzo piękny czas i jest w tym duża mądrość, że akurat po pierwszym roku są takie praktyki.
Miłość różnie wyrażana
Reklama
Kleryk Jakub Cieplak odbył dwutygodniową praktykę w diecezjalnej Caritas. Na czym ona polega? – Po pierwsze poznaje się Caritas od kuchni i to dosłownie, bo jednym z zadań jest pomoc w przygotowywaniu i wydawaniu posiłków dla osób bezdomnych i potrzebujących – opowiada. – Tu można prawdziwie doświadczyć caritas w postaci służby, również tej niewidocznej na zewnątrz, doświadczyć tego, że miłość wyraża się również w uczynkach, które są ukryte, których nikt nie zauważa, nie chwali. Towarzyszyły temu małe spotkania z osobami, które przychodziły po te posiłki. Można było z nimi przez chwilę porozmawiać, posłuchać ich, uśmiechnąć się.
Praktyki wiązały się też z wyjazdami i odwiedzaniem placówek prowadzonych przez Caritas. – Miałem okazję być w domu aktywizującym dla osób bezdomnych w Żukowicach i w podobnym domu w Zielonej Górze. Widziałem, jak ci panowie pracują, jak funkcjonują w tych domach. Trochę tam pomagałem, trochę rozmawialiśmy. Ale przede wszystkim mogłem ich posłuchać. To mi uświadomiło, że historie wielu ludzi są skomplikowane, że życie nie jest czarno-białe. Wszystko ma swoje przyczyny, ludzkie losy różnie się toczą.
W trakcie praktyk kl. Jakub miał też okazję przyłączyć się do zajęć zorganizowanych dla dzieci ukraińskich, które przebywają w Zielonej Górze. – Dobrze jest wziąć udział w takiej akcji, szczególnie gdy ma się świadomość, jak bardzo te dzieci tego potrzebują. A poza tym fajnie było współpracować z wolontariuszami i zobaczyć młodych ludzi, którym się chce robić coś dobrego, dać coś z siebie, chociaż są wakacje.
Ale to nie wszystko. Kleryk Jakub przez te dwa tygodnie mieszkał w zielonogórskiej parafii Najświętszego Zbawiciela, gdzie również znalazła się dla niego praca.
Piękna różnorodność
Reklama
W drugiej połowie wakacji rozpoczną się praktyki na obozie wspólnoty Wiara i Światło. Ta wspólnota, która zrzesza osoby z niepełnosprawnością oraz ich rodziny i przyjaciół, od lat gości alumnów na swoich wakacyjnych turnusach. – Obowiązki, które mają klerycy, to przede wszystkim towarzyszenie w codziennych czynnościach, pomoc przy toalecie, kąpieli, ubieraniu. Ale też rozmowa, wspólna zabawa. To są naprawdę proste sprawy – mówi Krystyna Pustkowiak. – Cieszę się, że klerycy jeżdżą z nami. Na obozach towarzyszą nam kapłani i to właśnie od nich alumni uczą się, jak otaczać opieką duchową osoby z niepełnosprawnościami. Jak można mówić im o Panu Bogu, jak uczyć ich wiary. Ale też jak angażować ich do posługi np. podczas Eucharystii. Tego nie zobaczy się na większości parafii. Bardzo rzadko ktoś wychodzi z propozycją, by osoba z niepełnosprawnością miała swoje miejsce wśród służby liturgicznej. Tego trzeba samemu doświadczyć, żeby uwierzyć, że jest to możliwe.
W trakcie obozów Wiary i Światła klerycy uczą się tego, jak osoby z niepełnosprawnością intelektualną widzą Pana Boga, jak o Nim mówią, jak wyrażają swoją wiarę. Doświadczają tego, że nawet ludzie z głębokim upośledzeniem potrzebują być blisko Boga, potrzebują mieć swoje miejsce we wspólnocie Kościoła. Tego nie można się nauczyć z książek czy wykładów – to trzeba zobaczyć na własne oczy i wziąć w tym aktywny udział.
Tak jak podczas wszystkich praktyk, również tutaj klerycy poznają Kościół przez pryzmat różnych osób, ich potrzeb, możliwości, czasem ich ograniczeń. Uczą się funkcjonować w tej różnorodności.
Chyba każdy, kto jeszcze jakiś czas temu brał udział w letnich rekolekcjach czy też pielgrzymkach, albo odwiedził w lipcu czy sierpniu Paradyż, pamięta, że zawsze byli tam jacyś klerycy. Teraz, kiedy jest ich niewielu, takie wakacyjne spotkanie nie jest już oczywiste. Zmniejszająca się z każdym rokiem liczba posługujących jest coraz bardziej widoczna i odczuwalna. Tym bardziej wspomnienia z dawnych lat mogą i powinny zmotywować do modlitwy o nowe powołania.