Jest w dzieciach jakaś ogromna niecierpliwość. Czas dorastania wydaje się im bardzo długi i niezwykle męczący. Chciałyby jak najszybciej uciec od swego dziecięcego wieku, jak najprędzej dogonić
upragnioną dorosłość. Każdy swój smutek i tęsknotę przeżywają bardzo boleśnie. Patrzą na wspaniały, ich zdaniem, świat dorosłych i głęboko wzdychają: "kiedy już będę duży...". Śnią o spełnieniu
swych marzeń, realizacji planów i celów, ale nie wiedzą jeszcze, że spełnienia te dalekie będą od ich dziecięcych wyobrażeń. Nie wiedzą, że przyjdzie czas rozczarowań i goryczy, że upadnie większość
ideałów, a cele będą coraz bardziej mgliste. Dzieci o tym nie wiedzą, bo to doświadczenie zarezerwowane jest dla dorosłych. Ci z kolei, w zderzeniu z niełatwą codziennością, często
chcieliby się od niej uwolnić, więc tęsknie spoglądają w swoje dzieciństwo. Bo dopiero teraz dostrzegają jego beztroskę, wiedząc też, że w żaden sposób nie da się tego powtórzyć.
Trwa więc nieustanna tęsknota za tym, co tak naprawdę jest nieosiągalne. Dzieci pragną cieszyć się przywilejami dorosłych, ale stając się dorosłymi, chcą wrócić do swych najszczęśliwszych, dziecięcych
lat. Bo właśnie dzieciństwo jest najbardziej błogosławionym okresem życia. Wystarczy wspomnieć słowa Jezusa: "Jeśli się nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego". On zawsze znajdował
czas na spotkanie z dziećmi. "Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie". Czegóż zatem brakuje dorosłym? Co im przeszkadza w drodze do nieba?
Dzieci: beztroskie, spontaniczne, szczere, ufne, bezinteresowne, niewinne, wierne. Nie znają wyrachowania, obłudy, nieuczciwości. Są świetnymi obserwatorami i naśladowcami. Nie żądają niczego
za swoją miłość, kochają swoich rodziców, nawet jeśli nie są oni idealni. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie... dorośli. To ich zachowania naśladują dzieci, przejmując najczęściej
negatywne wzorce. Od nich uczą się konsumpcyjnego podejścia do życia, zawiści, egoizmu, czy wyrachowania. To właśnie dzięki krótkowzrocznym rodzicom powstają mali terroryści, którzy wymuszają kupno nowych
zabawek, żądają nowych rozrywek. Tak oto kończy się cudowne dzieciństwo: niedojrzali rodzice, zaniedbane dzieci.
Dzisiaj obchodzimy Dzień Dziecka. Wszyscy, bo wszyscy jesteśmy dziećmi Bożymi. Niech ten czas stanie się okazją do refleksji. Jakimi jesteśmy dziećmi Bożymi? Czy pamiętamy o Panu Bogu tylko wtedy,
gdy czegoś od Niego potrzebujemy; gdy ogarnia nas strach, gdy czujemy się przez wszystkich opuszczeni? Czy potrafimy zwracać się ku Niemu w każdej sytuacji; modlić się - jak dzieci - bezinteresownie,
z czystą duszą, bez udawania, wyrachowania i gadulstwa? Czy powierzamy Mu nie tylko troski, ale i radości? Czy umiemy ufnie spojrzeć na świat, nie doszukując się w nim zła i przewrotności,
z dziecięcym zachwytem pochylić się nad polnym kwiatkiem, kamykiem, robaczkiem?
My, dorośli, którzy twierdzimy, że musimy się zniżać do dziecięcego świata, powinniśmy wzrorować się właśnie na dzieciach, na ich spontaniczności i naturalności. I przed dziećmi chyląc czoło
trzeba wreszcie przyznać, że wiele możemy się od nich nauczyć.
Pomóż w rozwoju naszego portalu