KS. TOMASZ BOMBA: - Drugiego lutego przypada święto Ofiarowania Pańskiego i jest to dzień życia konsekrowanego. Do audycji Radia Zamość "W duchu nadziei" zaprosiłem siostry z różnych zgromadzeń, aby porozmawiać o powołaniu do życia zakonnego. Miałem też okazję poznać s. Mariolę Kłos, osobę znaną w całej Polsce, zwłaszcza dzięki telewizyjnemu programowi "Ziarno". Dlaczego Siostra wybrała tak trudną i odpowiedzialną drogę życia, jaką jest życie zakonne?
S. MARIOLA KŁOS: - Myślę, że odpowiedź na to pytanie jest bardzo łatwa. Po prostu z miłości, chyba dlatego, że zakochałam się w Panu Jezusie. Trudno porównywać, która droga jest trudniejsza. Życie w zakonie czy w rodzinie? Każda droga ma swoje problemy i trudności. Podobnie życie zakonne. Chociaż dla mnie nie jest to najtrudniejsza z dróg. Tak pokochałam Pana Jezusa, że zapragnęłam być siostrą zakonną, żeby swoje życie przeżyć w służbie Panu Bogu, ludziom, dzieciom ...
- Kiedy podjęła Siostra decyzję o wstąpieniu do zakonu i dlaczego wybrała właśnie salezjanki?
- Zaczęłam myśleć, żeby zostać salezjanką w trzeciej klasie LO, właściwie nawet pod koniec drugiej. I tak sobie pomyślałam, że jeśli przez III i IV klasę będę wciąż o tym myśleć, to po maturze pójdę do zgromadzenia. Wybrałam siostry salezjanki ponieważ pochodzę z Piły, z parafii salezjańskiej, gdzie pracowali księża i siostry z tego zgromadzenia. Siostry tak mnie zafascynowały swoją życzliwością, naturalnością, prostotą, poświęceniem, ale i radością, że zapragnęłam żyć tak jak one. Wcześniej myślałam, że siostry "rodzą się habitach" i rosną. A tu nagle okazało się, że moje koleżanki, takie normalne, z którymi wygłupiałam się, chodziłam na prywatki, na spacery, na lody, że one nagle idą do zgromadzenia, i że będą siostrami. Tak mi się to spodobało, że sama zapragnęłam wstąpić do zgromadzenia.
- Można powiedzieć, że Pan Bóg, w którymś momencie wkracza w życie człowieka i ciągnie ku sobie. Jak to się stało, że trafiła Siostra do telewizji i czy to nie kłóci się z regułami życia zakonnego?
- Nie. Myślę, że w sytuacji zgromadzeń, które pracują w sposób czynny nie kłóci się to z życiem zakonnym, ponieważ wszystko można ustalić, zwłaszcza jak ma się tak dobre siostry, jak ja w mojej wspólnocie. I tak np., gdy musiałam wychodzić z domu troszkę wcześniej, to był zmieniony rozkład dnia. Różaniec odmawiałyśmy zaraz po śniadaniu, właśnie dlatego, żebym mogła na nim być. Jestem rano na modlitwach razem z siostrami, wspólnie odmawiamy Brewiarz, jestem na Mszy św., na rozmyślaniach, a potem mam swoją pracę, albo wychodzę do telewizji, albo pracuję przy komputerze pisząc scenariusze. Zwykle, gdy wracam po południu zdążam na Brewiarz, czy na czytanie duchowne. Cały czas jestem w mojej wspólnocie zakonnej i to dodaje mi sił i zapału, bo praca w telewizji nie jest łatwa. A znalazłam się tam dlatego, że studiowałam polonistykę i dziennikarstwo na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim i musiałam gdzieś odbyć praktykę. Zadzwoniłam do ojca Koprowskiego - był on wtedy szefem redakcji katolickiej - i zapytałam czy mogę przyjść na praktykę. Umówiliśmy się na pierwsze spotkanie, przyjął mnie i tak to się zaczęło.
- Jest Siostra osobą bardzo popularną i znaną. Jak to jest być osobą publiczną a jednocześnie zakonnicą? Na pewno dzieci i dorośli kłaniają się Siostrze na ulicy.
- Nie odczuwam tak strasznie tej popularności. Warszawa jest tak dużym miastem, że specjalnie nie rzucam się w oczy. Z mojego domu zakonnego do telewizji na ul. Woronicza mam niedaleko, jeden przystanek autobusem i jeden przystanek metrem. Zwykle wsiadam do ostatniego wagonu, zatrzymuję się przy drzwiach, jadę jedną stację, wysiadam i już jestem w telewizji. Po prostu idę i pracuję, wykonuję to, co mi akurat Pan Bóg powierzył. Zdarza się jednak, że dzieci kłaniają się i uśmiechają. Czasami jest to troszkę męczące, bo chciałoby się być osobą zwyczajną i prywatną, żeby nikt palcem nie pokazywał. Trzeba się i z tym pogodzić.
- Praca w telewizji jest specyficzna i na pewno trudna. Siostra w telewizji jest w habicie. Czy habit zakonny nie przeszkadza w pracy? Może z tego tytułu Siostra jest narażona na jakieś przykrości, czy niemiłe żarty?
- Nie, absolutnie nie spotkałam się z żadnymi złośliwościami. Na początku, gdy chodziłam po telewizyjnych korytarzach, to rzeczywiście widziałam taki znak zapytania w oczach niektórych pracowników. Teraz, gdy już wiele osób znam, bo po czterech latach pracy sporo osób można było poznać, doznaję naprawdę wiele dowodów życzliwości, pomocy i wyrozumiałości. Na ogół traktujemy się po koleżeńsku i jeden drugiemu podpowiada i pomaga, tak że nie ma z tego powodu kłopotów, wręcz przeciwnie. Czasami bywa tak, iż koledzy z redakcji katolickiej mówią, że lepiej abym to ja załatwiła jakąś sprawę w innej redakcji, bo jestem w habicie, a to często pomaga.
- A nad czym Siostra obecnie pracuje?
- W tej chwili akurat siedzę przy komputerze i piszę scenariusz na drugą niedzielę Wielkiego Postu, ponieważ wtedy we wszystkich kościołach będzie zbiórka na misje w Afryce. Zapraszam do "Ziarna" dzieci z rodzin afrykańskich i polsko-afrykańskich, żeby powiedzieć o warunkach życia w Afryce. Polska gospodarczo na tyle już stanęła na własnych nogach, że może pomóc innym. W roku jubileuszowym mówiliśmy często, że mamy sobie pomagać, że powinniśmy darować długi. Polska z racji jubileuszu darowała długi krajom afrykańskim, takim jak Angola, Kamerun, o czym nie wszyscy wiedzą. I chciałabym bardzo zachęcić dzieci, żeby w drugą niedzielę Wielkiego Postu przyniosły ofiary pieniężne na misje. Wszyscy wiemy, że są w Afryce dzieci umierające z głodu. Pragnę uwrażliwić polskie dzieci, aby nauczyły się rezygnacji z pewnych rzeczy i podzieliły się z bardziej potrzebującymi.
- Dziękuję Siostrze za rozmowę.
* Wywiad jest zapisem fragmentów rozmowy odbytej na falach Radia Zamość w audycji "W duchu nadziei".
Pomóż w rozwoju naszego portalu