Zmartwychwstanie Chrystusa potwierdziło Jego nauczanie i dało początek misji Kościoła, który niezmiennie od 2 tys. lat wzorem św. Piotra głosi, że „nie ma w żadnym innym zbawienia, gdyż nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, przez które moglibyśmy być zbawieni” (Dz 4, 12). Chrystus i Jego Kościół są jedyną pewną drogą do zbawienia. Potwierdza to Sobór Watykański II, który uczy, że „Kościół jest konieczny do zbawienia. Chrystus bowiem jest jedynym Pośrednikiem i drogą zbawienia. On w swoim Ciele, którym jest Kościół, staje się dla nas obecny. On to zaś, wyraźnie podkreślając konieczność wiary i chrztu (por. Mk 16, 16; J 3, 5), równocześnie potwierdził niezbędność Kościoła, do którego ludzie wkraczają przez chrzest jak przez bramę. Dlatego nie mogliby zostać zbawieni tacy ludzie, którzy dobrze wiedząc, że Kościół katolicki został założony przez Boga za pośrednictwem Jezusa Chrystusa jako konieczny, jednak nie chcieliby ani do niego wejść, ani w nim wytrwać” (Konstytucja dogmatyczna o Kościele Lumen gentium, 14)”.
Wie, ale nie wierzy
Nie może być zatem zbawiony ten, kto wie, że Jezus Chrystus jest Zbawicielem, że założył On Kościół, któremu powierzył sakramenty i inne środki zbawcze, a jednocześnie świadomie odrzuca i Jego samego, i Jego Kościół.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Ale sobór podkreśla też, że ci, „którzy bez własnej winy nie znając Ewangelii Chrystusa i Jego Kościoła, szczerym sercem szukają jednak Boga i Jego wolę poznaną przez nakaz sumienia starają się pod wpływem łaski wypełniać w swoim postępowaniu, mogą osiągnąć wieczne zbawienie” (tamże, nr 16).
Warunki zostały więc jasno określone: niezawiniona nieznajomość Chrystusa i Kościoła, szukanie Boga i pełnienie Jego woli poznanej dzięki sumieniu.
W okresie posoborowym jednak niektóre środowiska w Kościele katolickim, w oparciu o ten i inne teksty soboru mówiące o wartościach obecnych w religiach niechrześcijańskich, zaczęły promować relatywizm religijny, twierdząc, że wszystkie religie są tak samo prawdziwe i każdy może osiągnąć zbawienie, niezależnie od tego, do jakiej religii przynależy. Zakwestionowano nawet wyjątkowość Jezusa Chrystusa, którego postawiono w jednym szeregu z Buddą, Zaratustrą czy Mahometem.
Jednym ze skutków relatywizmu religijnego było osłabienie – czy nawet zanik – zapału misyjnego. Skoro bowiem można się zbawić w innych religiach równie dobrze jak w Kościele katolickim, to po co się angażować w działalność misyjną? Po co narażać swoje życie lub zdrowie, opuszczać swój rodzinny kraj, skoro bez Kościoła i Chrystusa też można się zbawić?
To nie jest wszystko jedno
Reklama
Głosiciele poglądów, w których zrównują chrześcijaństwo z innymi religiami, a Chrystusa – z ich założycielami, nie biorą pod uwagę tego, że religie zawierają nie tylko „ziarna prawdy”, ale są w nich obecne takie elementy, jak: konsekwencje grzechu pierworodnego, duch zła, zamknięcie się na działanie Boga itd. To, co jest w nich z prawdy i dobra, pochodzi od Chrystusa i Ducha Świętego, a pełnia tych darów jest obecna jedynie w Kościele. Dlatego nie jest obojętne, czy ktoś przynależy do Kościoła i w pełni korzysta z pomocy do zbawienia, które Chrystus w nim dla nas pozostawił. W religiach takich jak buddyzm, hinduizm, islam i innych jest bardzo wiele nauk, które są nie do pogodzenia z Ewangelią i które przeszkadzają w dojściu do Prawdy, którą jest Chrystus. Święty Paweł Apostoł pisze, że Bóg „pragnie, by wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania prawdy” (1 Tm 2, 4). Duch Święty, który działa w sercach ludzi wyznających religie niechrześcijańskie, chce ich doprowadzić do „całej prawdy” (J 16, 13), czyli do Jezusa Chrystusa w Jego jednym, świętym, powszechnym i apostolskim Kościele katolickim, który jest „filarem i podporą prawdy” (1 Tm 3, 15).
Prawda i fałsz
O ile bowiem nauczanie Kościoła pochodzi z objawienia Bożego, o tyle treść wierzeń w innych religiach jest efektem „doświadczeń i przemyśleń, stanowiących skarbnicę ludzkiej mądrości i religijności, które człowiek poszukujący prawdy wypracował i zastosował, aby wyrazić swoje odniesienie do rzeczywistości boskiej i do Absolutu” (Deklaracja Dominus Iesus, 7). Nie mają one zatem wartości zbawczej. Wiele doktryn w religiach niechrześcijańskich wypacza obraz nie tylko Boga, ale i człowieka, z teologii bowiem wynika antropologia. To, w jaki sposób postrzegamy Boga, rzutuje na nasz obraz siebie samych i innych ludzi. Jeżeli w sposób błędny pojmujemy Boga, nie jesteśmy w stanie w pełni zrozumieć również człowieka i jego powołania.
Przynależność do Kościoła nie oznacza jednak przyjęcia postawy typu „ochrzczony – zbawiony”. Wiemy, że nie wystarczy jedynie formalna przynależność do Kościoła, aby osiągnąć niebo. Konstytucja dogmatyczna o Kościele Lumen gentium (nr 14) stwierdza: „Nie dostępuje jednak zbawienia, chociażby był wcielony do Kościoła ten, kto nie trwając w miłości, pozostaje wprawdzie w łonie Kościoła ciałem, ale nie sercem”. Konieczna jest zatem pełna przynależność do Kościoła, czyli miłowanie Boga całą duszą, całym sercem, umysłem i mocą, a bliźniego jak siebie samego (por. Mk 12, 30-31).
Reklama
Wyrazem pełnej przynależności do Kościoła jest gotowość dawania świadectwa o swojej wierze. Każdy katolik powinien móc za św. Pawłem powiedzieć: „Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii!” (1 Kor 9, 16c).
Nie nasza wola
Nie możemy więc zadowolić się stwierdzeniem, że jeśli ktoś bez własnej winy nie poznał Chrystusa i nie należy do Jego Kościoła, a żyje uczciwie, ma możliwość zbawienia, ten zaś, kto świadomie i dobrowolnie odrzuca Chrystusa i Jego Kościół, będzie potępiony.
Musimy pamiętać, że to nie my ostatecznie decydujemy o tym, kto będzie zbawiony, a kto potępiony. Bóg jest jedynym i ostatecznym Sędzią. Nie wiemy, kto naprawdę nie poznał Chrystusa i Jego Kościoła z powodu „nieprzezwyciężalnej ignorancji”, a kto odrzuca zbawienie z własnej woli. Osąd w tej sprawie należy pozostawić Bogu, naszym zaś zadaniem jest głosić Ewangelię.
To chrześcijańska miłość bliźniego pobudza nas do głoszenia Ewangelii, do podjęcia misji, w posłuszeństwie słowom Zbawiciela skierowanym do Apostołów: „Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28, 19-20).
Misjonarze i głosiciele Ewangelii wszystkich czasów kierowali się miłością do Chrystusa i Jego Kościoła oraz współczuciem i miłością do tych, którzy jeszcze mieszkają „w mroku i cieniu śmierci” (Łk 1, 79). Apostołowie nie dokonywali rozróżnienia na trwających w „ignorancji zawinionej” i w „ignorancji niezawinionej”, otrzymali bowiem mandat głoszenia Ewangelii wszystkim ludziom.
Okres wielkanocny i oczekiwanie na zesłanie Ducha Świętego pobudzają do zadawania sobie pytań o stan naszej wiary i o to, co robimy dla głoszenia Ewangelii, w jaki sposób swoim życiem dajemy świadectwo o Chrystusie.