W Niedzielę Męki Pańskiej – Niedzielę Palmową – czytanie z Ewangelii według św. Łukasza otwierają słowa: „Jezus szedł naprzód, zdążając do Jerozolimy”. Tak dopełniała się cała Jego życiowa droga, zapoczątkowana w Betlejem, oraz odsłaniał się i urzeczywistniał prawdziwy cel wcielenia Syna Bożego. Uczniowie, którzy podczas publicznej działalności Mistrza słuchali Jego nauczania i byli świadkami znaków, których dokonywał, teraz szli za Nim. Po zapowiedziach Jego męki i śmierci w Jerozolimie nieobce im były przerażenie i niepewność co do swoich dalszych losów. Zalęknieni, podążali za Jezusem, nie zwracając należytej uwagi na niezrozumiałe jeszcze dla nich zapowiedzi zmartwychwstania. My, odpowiadając na liturgiczne wezwanie: „Pójdźmy za Panem”, naśladujemy uczniów w towarzyszeniu Jezusowi i wiemy, że po dramacie Krzyża, uobecnianym w Wielki Piątek, nastąpi Niedziela Zmartwychwstania Pańskiego. Wszelka niepewność powinna ustąpić miejsca mocnej wierze, że droga Jezusa raz na zawsze wyjednała zbawienie tym, którzy Go wyznają, a także wszystkim ludziom dobrej woli, którzy żyją w przyjaźni z Bogiem.
Celem Jezusa było dotarcie do Jerozolimy i uroczyste świętowanie Paschy, upamiętniającej wyzwolenie ludu Bożego wybrania. Tym razem Barankiem, który miał zostać złożony w ofierze, był On sam, a wyzwolenie, którego dokonał, wypełniło obietnicę powszechnego błogosławieństwa udzieloną Abrahamowi. Cała historia zbawienia, tj. historia życiodajnej obecności Boga z ludźmi, osiągnęła apogeum. Wybranie Abrahama i jego potomstwa odkryło pełne znaczenie. Nie trzeba już dłużej czekać, skoro przyszedł Ten, którego zapowiadali prorocy, a wśród nich Izajasz: „Podałem grzbiet mój bijącym i policzki moje rwącym mi brodę. Nie zasłoniłem mojej twarzy przed zniewagami i opluciem”. Bóg, który w Jezusie stał się człowiekiem, nie tylko „ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stając się podobnym do ludzi”, lecz podzielił ludzki los we wszystkim, co najtrudniejsze – w cierpieniu, upokorzeniu, prześladowaniu i śmierci.
Procesja z palmami symbolicznie odwzorowuje ostatnią drogę Jezusa do Jerozolimy. Naśladujemy uczniów, którzy podążając za Nim, będą świadkami entuzjazmu i radości tłumów, ale również odrzucenia i pogardy, co więcej – sami ulegną lękowi i zwątpieniu, i to tak wielkim, że skłoni ich to do ucieczki, opuszczenia Mistrza, którego zapewniali o swojej wierności. Znając ich losy, powinniśmy ich naśladować w radosnym świadectwie dawanym Jezusowi Chrystusowi, pamiętając jednak, że droga od entuzjazmu do odrzucenia bywa krótka. Dzieje się tak zwłaszcza wtedy, kiedy czas jest trudny – a przecież czas, w którym żyjemy, jest trudny. „Pójście za Chrystusem” symbolicznie przedstawione w liturgicznej procesji, będące obrazem całego życia chrześcijańskiego, wzywa do całkowitego zawierzenia Panu i zdania się na Jego wolę. Doświadczając na rozmaite sposoby Jego obecności i pomocy, powinniśmy być gotowi na ponawianą wewnętrzną przemianę naszego życia i na wyrzeczenia, które wymagają odejścia od złudnego polegania tylko na sobie. W świecie nabrzmiałym dramatycznymi przejawami odrzucania Boga i deptania Jego świętej woli mamy być świadkami Tego, który „za nas cierpiał rany”. Nie możemy milczeć o Jezusie Chrystusie, abyśmy nie sprzeniewierzyli się swej chrześcijańskiej godności i powinnościom, które z niej wynikają. Wciąż aktualne i zobowiązujące nas do mężnego wyznawania wiary pozostają słowa Pana: „Powiadam wam: jeśli ci umilkną, kamienie wołać będą”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu