Synonimem wszelkiego zła, które przetoczyło się przez ziemie Rzeczypospolitej po 1 września 1939 r., stał się obóz zagłady Auschwitz. Począwszy od czerwca 1940 r. (pierwszy transport więźniów), miejsce to pochłonęło tak wiele istnień ludzkich oraz stało się areną tak drastycznych scen, że mało kto chyba nie kojarzy dzisiaj jego nazwy... Wielu z nas zapewne rozpoznaje bramę obozową z charakterystycznym napisem Arbeit macht frei i widziało choć raz kadr z radzieckiej kroniki filmowej, na którym więźniowie wśród drutów kolczastych opuszczają teren obozu, a dzieci pokazują wytatuowany na przedramieniu numer obozowy. Auschwitz pozostaje zatem najszerzej zbadanym i poznanym miejscem martyrologii narodu polskiego, ale zdecydowanie nie jedynym, które wzbudza bardzo bolesne i tragiczne refleksje...
Fort VII w Poznaniu
Reklama
Na terenie Wielkopolski powszechną grozę od pierwszych tygodni okupacji niemieckiej budziła nazwa Fort VII w Poznaniu. Już od 10 października 1939 r. funkcjonował tu bowiem pierwszy obóz koncentracyjny na ziemiach polskich. Konzentrationslager Posen wyróżniał się jednak nie tyle masową liczbą ofiar, jak w przypadku innych obozów, ile przede wszystkim bestialstwem tortur stosowanych wobec osadzonych oraz metodami odbierania im życia, które nawet dzisiaj wydają się mocno szokujące. Każdy, kto trafił do Fortu VII w czasie II wojny światowej, czuł się zapewne przytłoczony nie tylko złą sławą owego miejsca, ale też ponurym wyglądem jego wnętrza. Tutejszy obóz powstał wszakże na bazie jednego z elementów pruskich, XIX-wiecznych fortyfikacji. Nawet dzisiaj, gdy zwiedza się ekspozycję Muzeum Martyrologii Wielkopolan – Fort VII, można zrozumieć, jak bardzo skutecznie Konzentrationslager Posen odbierał wszelką nadzieję na przeżycie. W murach pierwszego niemieckiego obozu koncentracyjnego na ziemiach polskich wciąż widoczne są dowody zbrodniczej działalności nazistowskiego okupanta. Obok osobistych pamiątek więźniów wyeksponowanych w muzealnych gablotach silne emocje wzbudza widok osławionej ściany śmierci, przy której dziennie rozstrzeliwano siedem-dziewięć osób, a co dobitnie potwierdzają dzisiaj wyraźne ślady po kulach. Po drugiej stronie dziedzińca Fortu VII znajdują się z kolei tzw. schody śmierci, po których aresztanci musieli się wspinać z plecakiem wypełnionym kamieniami, a gdy docierali w końcu do szczytu owych schodów, byli z nich zrzucani przez swych oprawców, co zazwyczaj kończyło się śmiercią...
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Obóz koncentracyjny w Forcie VII to również miejsce, gdzie po raz pierwszy zastosowano gazowanie jako metodę zabijania. Dokonywano tego w schronie o półokrągłym sklepieniu, zamykanym szczelnie metalową bramą z wziernikami służącymi do doprowadzania gazu. Konzentrationslager Posen stanowił pod tym względem „poligon” przed uruchomieniem komór gazowych w Auschwitz. Należy dodać, że ofiarami owych testów w Forcie VII były osoby chore psychicznie z terenów Wielkopolski, które grzebano potem w masowych mogiłach, m.in. w miejscowości Jarogniewice. Całość stanowiła zaś element akcji T4, mającej na celu usunięcie ze społeczeństwa niemieckiego najsłabszych jednostek, głównie osób chorych psychicznie.
Wyniszczająca niepewność jutra
Reklama
Wystawa stała w Muzeum Martyrologii Wielkopolan – Fort VII, oddział Wielkopolskiego Muzeum Niepodległości zawiera też eksponat, który jest związany z innym miejscem kaźni na mapie okupowanego Poznania. W jednej z cel ustawiono bowiem budzącą szczególną grozę gilotynę, za której pomocą wykonywano wyroki śmierci w poznańskim więzieniu przy ul. Młyńskiej. Z Pamiętnika Towarzystwa Miłośników Ziemi Kościańskiej, wydanego w 1998 r. pod red. Henryka Florkowskiego, dowiadujemy się (na podstawie zachowanych akt USC w Poznaniu), że życie w więzieniu na Młyńskiej straciło dokładnie 1639 osób, z czego aż 1572 zostało zgilotynowanych. Dzienne liczby wykonywanych wyroków znali też osadzeni na Młyńskiej więźniowie, ponieważ egzekucję zwiastował dym wydobywający się z komina nad pomieszczeniem kata, a stukot młotków przy zabijaniu wieka trumny stanowił ostatni akt dramatu poszczególnych ofiar. Aresztanci, którzy byli świadkami tych zdarzeń, doświadczali więc wyjątkowo ciężkich tortur, spodziewając się, że ich los może się wkrótce zakończyć w podobny sposób...
Postrach oświęcimiaków
Okupanci niemieccy nazywali Fort VII w Poznaniu obozem krwawej zemsty. Określenie to wynikało z faktu przetrzymywania na jego terenie weteranów powstania wielkopolskiego, szczególnie narażonych, obok warstw inteligencji, na represje. Ponieważ jednak Wielkopolska niemal natychmiast po zakończeniu kampanii 1939 r. została wcielona do III Rzeszy i miała zostać jak najszybciej zgermanizowana, restrykcjami objęto także zwykłych obywateli.
Reklama
Szykanowaniu Polaków, obok osławionych Fortu VII i więzienia na Młyńskiej w Poznaniu, służył również powstały w kwietniu 1943 r. obóz karno-śledczy w Żabikowie. Trafiali tutaj przede wszystkim więźniowie przesłuchiwani w siedzibie gestapo w Poznaniu oraz tzw. niedzielnicy, czyli osoby karane za spóźnienia do pracy lub słabą wydajność w wykonywanych czynnościach. O warunkach panujących w żabikowskim obozie sporo mówią relacje osadzonego w nim podczas wojny Bolesława Mocka z Kościana. Wspominał on, że do Żabikowa przywożono często w związku z prowadzonymi śledztwami więźniów z innych obozów koncentracyjnych i ludzie ci, zobaczywszy warunki panujące w podpoznańskim obozie, chcieli czym prędzej wracać do swoich kacetów. Aresztanci, odwożeni 1-2 razy w tygodniu do obozów koncentracyjnych rozsianych po całej okupowanej Polsce, stawali się obiektami... zazdrości, każdy bowiem chciał jak najszybciej pożegnać się z Żabikowem. Na tak dramatyczną ocenę tego miejsca wpływały zwłaszcza przepełnienie cel oraz panujący w nich (zwłaszcza w miesiącach letnich) niemal zupełny brak powietrza. Szczelnie zamknięte okna były dodatkowo zamalowywane białą farbą, żeby więźniowie nie widzieli, co się dzieje na zewnątrz. W ciągu dnia nie wolno było opuszczać baraków ani nawet podchodzić do okien, gdyż groziło to strzałem bez ostrzeżenia ze strony strażników. Czasu na poranną „toaletę” było tak mało, że starczało go jedynie na opróżnienie wiader z nieczystościami przez dyżurnych baraku. W obozie zatem rozprzestrzeniały się zarazki i choroby.
Ostatnia podróż
Zbliżający się koniec wojny dla więźniów Żabikowa wcale nie oznaczał finału ich udręki, przeciwnie – dla wielu z nich najgorsze miało dopiero nadejść. W styczniu 1945 r. Niemcy rozpoczęli likwidację i ewakuację obozu. W lasach obwodu Wypalanki k. Stęszewa, na krótko przed wyzwoleniem tych ziem, pogrzebano ok. 1260 ofiar Żabikowa, a pozostałych przy życiu więźniów przeniesiono do obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen. Jedna grupa dotarła tam pieszo w osławionym „marszu śmierci”, a drugą transportowano koleją w urągających człowieczeństwu warunkach. Dla wielu ludzi podróż ta okazała się ostatnią w ich życiu.
Dziś pamięć o położonych w Poznaniu i na jego obrzeżach miejscach kaźni Polaków z trudem próbuje się przebić do świadomości społecznej całego narodu, a nawet wielu narodów, których obywatele padli ofiarami Holokaustu. Na umieszczonej na terenie poznańskiego Fortu VII tablicy pamiątkowej przekazuje się zwiedzającym muzeum wyjątkowe przesłanie: „Jak kwiaty na ściętej łące, tak kładło się tu życie więźniów...”. Oby pamięć o takich miejscach oraz ludziach, którzy w nich cierpieli i tracili życie, nie zginęła równie łatwo...