Dzień ustanowiony przez papieża w 1997 r., przypada 2 lutego, w święto Ofiarowania Pańskiego i stwarza okazję do głębszej refleksji nad darem życia poświęconego Panu Bogu, a także do wyrażenia wdzięczności za każde powołanie – szczególnie zakonne.
Osoby konsekrowane, to ludzie zafascynowani Ewangelią. To osoby gotowe do wyruszenia w drogę przez słowo Jezusa, które nie tylko głoszą, ale Ewangelię pokazują też swoim życiem.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Wiele powołań z niewielkiej parafii
W naszej diecezji istnieje 16 zgromadzeń – 13 żeńskich i 3 męskie. Ile powołań było w całej diecezji, nie podjęłam się ustalać, ale z wielką radością „odkryłam”, że z niewielkiej parafii, jaką jest parafia św. Doroty w Domanowie, w pięciu zgromadzeniach posługuje 10 tamtejszych parafianek. Są to: benedyktynki misjonarki: s. Martyna Wysocka i s. Teresilla Radulska (s. Teresilla przebywała 30 lat w Brazylii); dominikanka misjonarka: s. Maksymiliana Opiatowska (s. Maksymiliana w latach 1979-98 przebywała w Argentynie, a od 1999 r. na Ukrainie); felicjanki: s. Iwona Zabłocka, s. Marlena Zabłocka i s. Justyna Sienicka; nazaretanka: s. Blanka Jarosz; wspomożycielki: s. Irena Złotkowska i s. Marianna Złotkowska (siostry) oraz s. Gertruda Sienicka.
Reklama
Wiadomo, że w określonych ramach nie sposób opisać o powołaniu wszystkich, dlatego, korzystając z wielkiej życzliwości sióstr, pozwoliłam sobie przedstawić dwie historie związane z wyborem drogi życiowej, drogi całkowitego ofiarowania się Bogu.
Moja droga
Siostra Teresilla Radulska wspomina: – Na początku 4 roku licealnego zrodziła się we mnie myśl i pragnienie wstąpienia do zakonu. Ta myśl umacniała się w modlitewnym spotkaniu z Bogiem. Nie odrzucałam, nie sprzeciwiałam się. Umocnienie i niezwykła jasność napełniała moje serce pokojem i radością z poczuciem odpowiedzialności, by to moje „tak” wypowiedziane w sercu Bogu, dotrzymać . Zaczęło się poszukiwanie kontaktu z siostrami, a to nie było łatwe, bo nie znałam żadnego zgromadzenia sióstr. Ostatni rok szkoły średniej wystarczył, by nawiązać kontakt z siostrami. Niespodzianka i szczególne dla mnie wsparcie, bo to samo zaproszenie od Boga, by pójść za nim, usłyszała moja koleżanka z tej samej klasy, i co więcej sąsiadka z tej samej miejscowości – dziś s. Martyna Wysocka. Teraz we dwie, po maturze udałyśmy się do Kwidzyna na rekolekcje dla dziewcząt i już wtedy ustaliłyśmy termin naszego wstąpienia do Zgromadzenia Sióstr Benedyktynek Misjonarek. Był to 17 sierpnia 1978 r. Dzień wstąpienia do nowicjatu obfitował w wiele przeżyć i emocji. Szczególne było otrzymanie stroju zakonnego i nadanie imienia. Także podczas ślubów zakonnych, kiedy leżąc krzyżem czułam niesamowitą bliskość Oblubieńca Chrystusa, który obejmuje w swoim miłosierdziu moją skromną osobę, moje oddanie na służbę Bogu i ludziom.
Po złożeniu ślubów, 15 sierpnia 1980 r., drogi sióstr się rozdzieliły.
Jezus mnie odnalazł
Reklama
Kolejną historię z powołaniem przedstawia s. Irena Złotkowska: – Byłam nastolatką. Miałam wtedy problemy z wiarą. Od dwóch lat, w czasie niedzielnej Mszy św., nie odmawiałam Wierzę w Boga. Uważałam, że skoro nie wierzę, to nie będę udawać, że jest inaczej. Na dodatek należało wówczas przyjąć sakrament bierzmowania. Miałam problem, bo jak ja – jako osoba niewierząca – mogę przystąpić do sakramentu? Szybko jednak znalazłam bardzo proste rozwiązanie: nie przygotuję się – pomyślałam – nie zdam egzaminu i nie zostanę dopuszczona. I rzeczywiście, nie tknęłam nawet zadanego materiału. Tymczasem na egzamin nie przyszedł ksiądz proboszcz, ale jakaś siostra zakonna. Zamiast nas pytać, opowiedziała o tym, jak spotkała się z miłością Jezusa w swoim życiu. Coś dziwnego stało się ze mną. Moje serce nagle napełniło się obecnością Boga. W dniu bierzmowania, nie wypowiadane od długiego czasu wyznanie wiary, odmawiałam z przekonaniem i radością. Pojawiło się też pragnienie dania odpowiedzi na tę nieoczekiwaną miłość Jezusa, która przyszła tak delikatnie i zwyczajnie – na egzaminie… Nikt nie domyślał się nawet, co wówczas działo się w moim sercu. Jezus mnie odnalazł i jednocześnie jakby wezwał do szukania Go w swoim życiu. Świadomie, bez niczyjej zachęty sięgnęłam po Pismo Święte. To tam odkrywałam Jezusa, ale też i siebie. Pojawiło się wiele pytań, a wśród nich i te najważniejsze: Czego On ode mnie oczekuje? Wkrótce rozpoczęłam szkołę średnią. Zamieszkałam na stancji u sióstr. Niektóre z nich czasami pytały mnie czy nie chciałabym zostać wspomożycielką. Nie wiedziałam wtedy czy chcę, ale to pytanie niepokoiło mnie, drążyło moje myśli i serce. No tak – pomyślałam kiedyś – przecież chciałam odpowiedzieć na miłość Jezusa… Odtąd, czasami nawet natarczywie, zaczęłam pytać Go, czy to właśnie to jest moja droga. Ponieważ mieszkałam u sióstr, mogłam obserwować ich zwyczajny dzień. W ich życiu urzekała mnie przede wszystkim zwyczajność i prostota. Po dniu usługiwania chorym przychodziły do kaplicy, aby odetchnąć przed Jezusem. Widziałam, jak żyły dla Niego, rozumiałam coraz bardziej, jak mogę odpowiedzieć na Jezusową miłość. Po studniówce poprosiłam o przyjęcie do postulatu… i jestem siostrą wspomożycielką.
To coś niesamowitego, dziesięć sióstr z jednej parafii. Głos „pójdź za mną” w tej parafii niedawno usłyszało także trzech młodzieńców. Dziś to: ks. Rafał Romańczuk, ks. Łukasz Suszko i ks. Sylwester Falkowski (ostatni dwaj, to koledzy z jednej klasy). Wszyscy trzej z wielką gorliwością posługują w parafiach naszej diecezji.
Jestem pewna, że to za sprawą Najświętszej Maryi Panny Matki Zbawiciela naszego Jezusa – „zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie mój Syn”, wszyscy wymienieni usłyszeli te słowa i... dzięki Bogu, odpowiedzieli: „Tak”. Chwała Panu.