Andrzejewo - gminna wieś leżąca w odległości około 26 km od powiatowego miasta Ostrów Mazowiecka, wzmiankowana w dokumentach z przełomu XII i XIII w. jako punkt osadniczy Wronie. Parafia
powstała około 1430 r. Prawa miejskie uzyskała 26 lutego 1528 r. wraz z nową nazwą - Andrzejewo - od imienia bp. Andrzeja Krzyckiego. Kościół pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny
wybudowano w XV w. W kwietniu 1910 r. pracę organisty podjął w nim Stanisław Wyszyński. Państwo Julianna i Stanisław Wyszyńscy przybyli tu z gromadką dzieci: Anastazją (ur.
1910 r.), Stefanem (ur. 1901 r.), Stanisławą (ur. 1903 r.), Janiną (ur. 1905 r.) i Wacławem (ur. 1908 r.).
Pani Julianna była w błogosławionym stanie i nie czuła się dobrze. Pod koniec sierpnia nie mogła już wstać z łóżka, stan jej zdrowia ciągle się pogarszał. Dzieci, gdy tylko mog-ły,
ciągle przebywały w pobliżu matki. Słuchały jej opowiadań, przy niej odrabiały lekcje, prosiły o radę. Z nią, ale i w jej intencji, modliły się żarliwie i z ogromną ufnością.
Nie pomijały żadnej okazji, by jej usłużyć; tak bardzo ją kochały. Świadczy o tym choćby następujące zdarzenie. Kiedyś, jeszcze w Zuzeli, mały psotny Stefek, chłopiec o złotym sercu, nie
posłuchał matki i oddalił się zbytnio od domu. Gdy usłyszał jej wołanie, wrócił najszybciej, jak tylko mógł. Kiedy biegł, trzykrotnie klękał i z wyciągniętymi rączkami, pełen żalu i skruchy
wołał: "Mamusiu, przebacz, już nie będę!". Zapamiętała to siostra.
Mama była dla nich jak promień słońca, niosący od Najwyższego ciepło, miłość i zawierzenie Bożej Miłości. Nocą z 5 na 6 października nastąpiło rozwiązanie. Urodziła się dziewczynka - Zosia.
Stan zdrowia pani Julianny był tak zły, że zagrożone było jej życie. Po latach Prymas Polski wspominał ten czas: "Matka moja umierała prawie miesiąc. My - dzieci, siedząc w szkole, z lękiem
nasłuchiwaliśmy, czy nie biją dzwony kościelne. Dla nas byłby to znak, że matka nie żyje". Umarła 31 października. Zosia przeżyła mamusię tylko o kilka dni. Obydwie zostały pochowane w jednym
grobie, Zosia jakby w ramionach matki...
Prymas Tysiąclecia powiedział: "Trudno mi opisać smutek, pustkę i żałość, gdy po pogrzebie Matki wróciliśmy do domu. Zdawało się wtedy, że ustało wszelkie życie". Ból po śmierci matki pozostał
z Nim na zawsze. Tak wspominał Ksiądz Prymas: "Pojechałem z Prymicją na Jasną Górę, aby mieć Matkę, aby stanęła przy mnie w każdej mojej Mszy św., jak stała przy Chrystusie na Kalwarii.
(...) Matkę, która już będzie zawsze, która nie umiera...".
Pomóż w rozwoju naszego portalu