Podstawowym zadaniem winorośli jest „trwanie” w Chrystusie; trwanie w Jego miłości, trwanie w życiu wiecznym. „Trwajcie we Mnie, a Ja w was trwał będę”. Podobnie jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie, jeśli nie jest związana z winnym krzewem, tak też i my, jeżeli nie trwamy w Chrystusie. Trwamy w Nim, kiedy spełniamy to, co nam nakazuje i pragniemy tego, co nam obiecuje. Jeśli jednak Jego słowa pozostają w naszej pamięci, lecz nie znajdują się w życiu, wówczas latorośl nie należy do krzewu winnego, bo nie czerpie życia z korzenia. Trwanie w Nim to unikanie postawy syna marnotrawnego, który dodaje niewierność do niewierności, zaniedbanie do zaniedbania, kompromis do kompromisu, opuszczając najpierw Komunię świętą, następnie Mszę św., potem modlitwę a w końcu wszystko. Trwanie w Chrystusie to stałe uczestnictwo w życiu eucharystycznym.
Trwanie w Chrystusie oznacza jednocześnie trwanie w Kościele. W tej kościelnej wspólnocie On nas dźwiga. Z kolei członkowie Kościoła wspierają się wzajemnie; wspólnie przeciwstawiają się burzy i nawzajem służą sobie za ochronę. Kościół - jako głosiciel Słowa Bożego i szafarz sakramentów - jednoczy nas z Chrystusem, prawdziwą winoroślą. Kościół jest „pełnią i uzupełnieniem Odkupiciela” (plenitudo et complementum Redemptoris, w: Pius XII, Mystici corporis) jest rękojmią życia Bożego. Dlatego św. Augustyn powie: „Każdy ma Ducha Świętego w takim stopniu, w jakim kocha Kościół Chrystusowy” (Traktat o Ewangelii Jana 32, 8).
„Ten, kto we Mnie nie trwa, zostanie wyrzucony jak winna latorośl i uschnie. I zbiera się ją, i wrzuca do ognia, i płonie” (J 15,6). Gdy nasza łączność z Chrystusem zostaje zerwana, nie jesteśmy już w stanie przynosić żadnych dobrych owoców, ale usychamy i nadajemy się tylko na spalenie. Dlatego słusznie zauważy św. Augustyn: „Jedno z dwojga winnej latorośli się przynależy; albo winny krzew lub ogień. Jeśli (latorośl) nie jest w winnym krzewie, będzie w ogniu, aby więc w ogniu nie była, niech będzie w winnym krzewie” (Komentarz do Ewangelii św. Jana 81,3).
„A Ojciec mój jest tym, który go uprawia” (J 15,1). Bóg - jako pracownik winnicy - bierze nóż i na zimę odcina suche pędy, które spali. Pan Bóg nie potrzebuje wcale zsyłać na nas dotkliwych kar. Wystarczy, że pozwoli nam działać według własnego widzimisię, aby następnie - wśród ruin i płaczu - ukazać nam, do czego jesteśmy zdolni sami z siebie. Na wiosnę zaś przycina pasożytnicze pędy, czyli nasze nieuporządkowane pragnienia i przywiązania, aby latorośl mogła skupić całą swoją energię na owocowaniu, aby dawała więcej owoców. Wielką łaską jest dostrzeżenie ręki Ojca niebieskiego w czynności przycinania winorośli, czyli w próbach i cierpieniu, które wzmacnia zdrowe siły.
„Ojciec mój jest tym, który uprawia”. Jest to czynność, o której ludzie łatwo zapominają. Często przywódcy tworzą ambitne plany. Obiecują wolność, sprawiedliwość, dobrobyt i pokój. Mówią tak, jakby wszystko tylko od nich zależało, albo od dobrej woli ludzi; jak gdyby nie trzeba było szukać żadnego punktu oparcia w Ewangelii. Jak gdyby można się było obejść bez Chrystusa.
Pomóż w rozwoju naszego portalu