Dwie siostry Leonor i Myrna pochodzą z Filipin - najbardziej katolickiego kraju Azji. Ten archipelag na Oceanie Spokojnym obejmuje 7107 wysp, z których tylko ok. 400 jest zamieszkiwanych.
Żyje tu blisko 72 mln ludzi. Pierwszymi mieszkańcami byli pigmeje. Początkiem XVI w. Ferdynand Magellan przywiózł tu pierwszych Europejczyków. Hiszpanie zaszczepili katolicyzm. Aktualnie na Filipinach
żyje 83% katolików i 9% protestantów. W sferze oświaty Filipińczycy wiele zawdzięczają Dominikanom i Franciszkanom. Językami urzędowymi są tagalog i angielski.
"W niedzielę już od godz. 5.00 rano odprawiane są Msze św. Świątynie zawsze są pełne. W kościele pw. Matki Bożej Nieustającej Pomocy (u Redemptorystów w Manili) odbywa się całodobowa adoracja
Najświętszego Sakramentu - opowiada s. Leonor. W dużych sklepach o godz. 12.00 życie się zatrzymuje i ludzie odmawiają Anioł Pański, o 15.00 - Koronkę do Miłosierdzia Bożego. Niekiedy
nawet odprawiana jest w nich Msza św. W zakładach pracy jest kącik z obrazem Jezusa Miłosiernego. Wspólnie o 15.00 odmawia się Koronkę. Pozostający w domach modlą się przed TV,
a rolnicy w polu. W niedzielę wieczorem ksiądz odprawia im również w polu Mszę św. W tym duchu wychowywana jest młodzież". Wypowiedź s. Leonor jest odpowiedzią na pytanie, dlaczego
Filipińczyków nie dotyka kryzys moralny ani trudności. Oni wpisują modlitwę w swój codzienny rytm, a nie czynią z niej odskoczni tylko na niedzielną godzinę.
S. Leonor jest już ponad 25 lat w zgromadzeniu. Najpierw pracowała w saletyńskim gimnazjum, a już jako siostra była dyrektorką tej szkoły. Pełniła też liczne funkcje w zgromadzeniu,
obecnie jest członkinią rady generalnej.
Jej rodaczka s. Myrna jest chyba najbardziej uśmiechniętą pośród rzeszowskich sióstr. Pierwszy raz spotkałam ją podczas ogromnych lutowych mrozów, kiedy z radością pokonywała niewidziane nigdy
dotąd zwały śniegu w drodze na zakupy. Pracowała jako nauczycielka w szkole diecezjalnej, administrowanej przez siostry, marząc o życiu zakonnym. Mimo że miała sześcioro rodzeństwa, rodzicom
ciężko było pogodzić się z jej decyzją. Zdawali sobie bowiem sprawę, że to oznacza właściwie zerwanie kontaktów z rodziną. S. Myrna po pierwszych ślubach uczyła w szkole. Pracowała też
w sanktuarium. W 2000 r. wyjechała na 6 miesięcy na międzynarodową formację do la Salette, kolejne pół roku spędziła na Madagaskarze, przygotowując się do ślubów wieczystych.
Siostry Saletynki przyjechały do Polski w czerwcu ub. r. Przez wakacje intensywnie uczyły się języka polskiego na Uniwersytecie Jagiellońskim.
24 września odbyło się uroczyste otwarcie domu zakonnego w Rzeszowie. Od razu weszły w rytm codziennych obowiązków. S. Lucie pracuje w zakrystii, s. Maria w kancelarii, a s.
Myrna w księgarni tuż przy kościele Matki Bożej Saletyńskiej. S. Leonor zajmuje się parafialnym zespołem Caritas. W wolnych chwilach odwiedzają parafian, z którymi zaprzyjaźniły się, towarzysząc
księżom podczas kolędy. W lutym siostry zorganizowały parafialną szkółkę językową. Uczą francuskiego i angielskiego za darmo, żeby - jak mówią - odwdzięczyć się wiernym za życzliwość.
"Pan Jezus powiedział: Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie - mówi s. Maria Ostrowska. - To jest taka wzajemna wymiana darów".
Siostry Saletynki są bardzo szczęśliwe, że wymodliły powrót swojego zgromadzenia na polskie ziemie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu