Prymas zwracał uwagę, że o pierwszeństwo i prymat na świecie zmagają się dwie wielkie siły. „Siła nienawiści zbrojna w (…) nienawistne doktryny, całe programy nienawidzenia i pedagogikę nienawiści, i siła miłości, która nie płaci złem za doznane zło, ale przebacza, miłuje pomimo wszystko, nawet nieprzyjaciół”. Dlatego w liście pasterskim w 1967 r. ogłosił Społeczną Krucjatę Miłości. Był to pierwszy kilkuletni program duszpasterski otwierający nowe tysiąclecie wiary w Polsce.
Duchowy kompas
Najbardziej znane są hasła tzw. ABC Społecznej Krucjaty Miłości, w których prymas krótko i zwięźle zarysował najważniejsze wskazówki na drodze uświęcenia życia osobistego i społecznego. Jedno z haseł zawiera apel o przebaczanie wszystkiego wszystkim i niechowanie w sercu urazy. Dla kard. Wyszyńskiego nie były to tylko piękne i wzniośle brzmiące słowa. Wypływały one z jego serca i były wewnętrznym kompasem, wskazującym kierunek postępowania.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
W czasie internowania w Komańczy prymas miał sen. Przyśnił mu się Bolesław Bierut, z którym szedł ulicą i rozmawiał. Gdy się rozstali, Bierut przeszedł w poprzek na drugą stronę ulicy, nie przestrzegając przepisów drogowych. Prymas szukał później wzrokiem Bieruta, ale on zniknął gdzieś w oddali. I wtedy kardynał się obudził. Jak się potem okazało, tego dnia Bierut zmarł w Moskwie, obciążony ekskomuniką kościelną. Prymas od razu polecił jego duszę Bogu. W Zapiskach więziennych zanotował: „Pragnę modlić się o miłosierdzie Boże dla człowieka, który mnie skrzywdził. Jutro odprawię Mszę św. za zmarłego. Już teraz odpuszczam memu winowajcy, ufny, że sprawiedliwy Bóg znajdzie w tym życiu jaśniejsze czyny, które zjednają Boże Miłosierdzie”.
W swoim brewiarzu miał dwie kartki. Na jednej zapisane były nazwiska wszystkich księży, którzy odeszli z kapłaństwa. Każdego dnia za nich się modlił. A na drugiej kartce było nazwisko Bolesława Bieruta. „Codziennie modlę się za niego, gdyż był to człowiek, który dokonał w życiu złych wyborów. Ale w gruncie rzeczy to nie był zły człowiek” – mówił prymas Wyszyński.
Żadnych wyjątków
W Wigilię 1953 r., więziony w Stoczku Warmińskim, zanotował w dzienniku: „Nie zmuszą mnie niczym do tego, bym ich nienawidził”. A w 1969 r. w tzw. testamencie warszawskim, nawiązując do działań władz państwowych, napisał: „Świadom wyrządzonych mi krzywd, przebaczam im z serca wszystkie oszczerstwa, którymi mnie zaszczycili”.
Mimo takiej postawy często spotykał się z niezrozumieniem i odrzuceniem. Sytuacje te pokazują, jak w życiu kard. Wyszyńskiego wypełniały się słowa Jezusa, który powiedział: „Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony”.
Prymas kochał wszystkich, bez wyjątku. Anna Rastawicka, bliska współpracownica kardynała, kiedyś zapytała go, czy kocha Gomułkę, który wyrządził mu tyle krzywdy i odnosi się do niego z taką nienawiścią. – Ojciec spojrzał na mnie zdumiony i z całą prostotą spontanicznie odpowiedział: „Przecież Bóg go kocha, to co ja mam do powiedzenia?”. Taki właśnie był prymas Wyszyński.