Jezus nam przewodzi, a my stajemy się Jego naśladowcami. Jednak ważny jest dla nas, kapłanów, jeszcze jeden fakt, o którym nie możemy zapominać, a mianowicie, że jesteśmy powołani do pasterzowania, ale nie jesteśmy zwolnieni z bycia owcami. Czyli, oddając życie za owce, mam pamiętać, że Jezus oddał za mnie życie, a również uczynili to kapłani, których w swoim życiu spotkałem; poznać owce – czyli osoby, do których jestem posłany, ale również dać poznać się Chrystusowi; poznać pasterza oznacza dać poznać się tym, którym służę, ale również wiedzieć, kim dla mnie jest Chrystus. I tutaj dochodzimy do tego, co jest istotą posługi kapłańskiej, czyli do osobistej relacji z Chrystusem, więzi On (mój Pasterz) i ja (Jego owca). Gdy tak rozumiem powołanie i posłanie, to mogę wtedy realizować moją misję: ja – pasterz i owce – ludzie, do których zostałem posłany.
Kapłani naszej diecezji dzielą się tym, jak rozumieją swoje powołanie i czym jest dla nich bycie pasterzem.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Udział w Bożym planie
Reklama
Mam 59 lat i 33 lata kapłaństwa – posługi w Kościele Chrystusowym, w diecezji drohiczyńskiej. To dużo i niedużo zarazem, mam nadzieję, że jeszcze mi trochę zostało – jak Bóg pozwoli. Pamiętam z pierwszych lat posługi pytanie mego kolegi: Czy jestem szczęśliwy? Wtedy odebrałem to pytanie, jakby skierowane było też do Chrystusa, który dźwiga krzyż, idzie oddać życie: Czy jesteś szczęśliwy? Wydawało mi się, że to nie o to chodzi w kapłaństwie, żeby być szczęśliwym… w takim potocznym rozumieniu tego słowa, np.: życia bez problemów, napięć, frustracji. Chodzi o udział w Bożym planie Zbawienia świata, człowieka, zbawienia, które mamy w Chrystusie. Dzisiaj, kiedy piszę te słowa, brzmi w liturgii Kościoła: „Nie posłał Bóg swojego Syna na świat, aby świat potępił, lecz aby świat zbawił” (J 3, 17). Czy udział w TYM dziele jest szczęściem? Na pewno, a posłużę się papieskim sformułowaniem, jest to dar i tajemnica. Czy kapłaństwo jest dla mnie darem? Zdecydowanie tak. Jest darem, który pozwolił mi odkryć Kościół, w jego złożoności i różnorodności – jako narzędzie zbawcze w ręku Boga. Odkryć też siebie w Kościele jako Mistycznym Ciele Chrystusa. Poznawać poszczególne cząsteczki Kościoła (byłem na 11 parafiach) i tam spotykać ludzi wiary, prostej i głębokiej zarazem, doświadczać własnych słabości i działania łaski Bożej. To niesamowita „życiowa przygoda”, przygoda ŻYCIA. Gdyby ktoś spytał mnie dzisiaj, jak bym podsumował „moje” kapłaństwo, czy raczej, jak je określił, to chyba najbardziej odpowiednia będzie parafraza 23 wiersza z Psalmu 118: „Pan to sprawił i cudem jest w moich oczach”.
Bogu i ludziom
Reklama
Jakiś czas temu zapytano mnie, czy gdybym mógł cofnąć czas i stanąć w momencie podjęcia decyzji wstąpienia do seminarium duchownego, a następnie przyjęcia święceń kapłańskich, czy moja odpowiedź byłaby również pozytywna? Z pełną świadomością odpowiedziałem i wciąż odpowiadam, że tak! Pamiętam, że przez cały okres szkoły średniej towarzyszyła mi modlitwa o wybór właściwej drogi życiowej. Nie było dla mnie ważne, jaka ona będzie, ale oby była zgodna z planem Pana Boga. Kiedy dochodziła do mnie świadomość, że może to być droga powołania kapłańskiego, cieszyłem się bardzo i czułem, że to odpowiada moim wyobrażeniom o przyszłym życiu. Bez wątpienia pomogło mi w tym świadectwo kapłanów, którzy codzienną pracą pokazywali, co to znaczy służyć Bogu i ludziom. Świadomy tego, że Pan Bóg mnie powołuje, przyszedł moment na podjęcie konkretnej decyzji. Pamiętam doskonale tę chwilę, ponieważ pojawiły się zwątpienia i wiele niepewności: A może to jednak nie to… Młodzieńcze pragnienia i wyobrażenia spotkały się z wyborem konkretnej drogi. Trzeba było wtedy odważnego kroku, zdecydowanego powiedzenia: tak. I to był krok kluczowy, którego nie żałuję. Utwierdza mnie w tej decyzji podwójne przekonanie. Pierwsze związane jest z Panem Bogiem: to On, z wiadomego tylko sobie powodu, powołuje. W Jego Imieniu mam pełnić posługę kapłańską: głosić słowo Boże, sprawować sakramenty święte, pełnić dzieła miłosierdzia. Drugi aspekt dotyczy spotykanych ludzi. To również dla nich jestem księdzem. I mimo że czasem gadają, krytykują, a nawet oplują, to dla wielu posługa kapłańska jest bezcenna i prowadzi ich do zbawiania.
Spotkałem Dobrego Pasterza
Reklama
Sługa Boży o. Emilien Tardif w książce Jezus żyje opisał, jak spotkanie zmartwychwstałego Chrystusa przyniosło mu nie tylko uzdrowienie z ciężkiej choroby, ale uczyniło go uczniem Dobrego Pasterza. W tym świadectwie „ukazywania ducha i mocy” (1 Kor 2, 4), misjonarz napisał, że „świat współczesny poszukuje człowieka duchowego, proroków chrześcijańskich prowadzonych przez Ducha. Lecz jeśli ich nie znajdzie, pójdzie za iluministami”. Tak, trzeba światu tych, którzy głoszonym słowem, uświęcaniem sakramentalnym poprowadzą nas do Chrystusa. W moim nawróceniu i w odkryciu powołania, taką właśnie rolę odegrali kapłani. Byli to zwykli księża, których spotykałem i choć nie pozbawieni wad, to bardzo otwarci, gorliwi i pełni entuzjazmu. Wiedziałem, że zawsze mogę na nich liczyć, zwłaszcza gdy miałem rozmaite młodzieńcze rozterki, gdy szukałem sensu życia i właściwej drogi. Pewnego dnia, podczas spotkania modlitewnego mojej wspólnoty, sam odczułem wewnętrznie pełne miłości przynaglenie: „pójdź za Mną”. Dzięki posłudze pewnego kapłana, mogłem właściwie odczytać wolę Bożą i pozostawiając studia na politechnice, w wolności odpowiedziałem na to zaproszenie. Mimo trudnych doświadczeń, po ponad dwudziestu latach na tej drodze, mogę dać świadectwo, że było warto. Szczególnie tobie, młody człowieku, który czytasz te słowa i może czujesz, że Bóg cię wzywa, ale masz wątpliwości, chcę powiedzieć, nie bój się pójść za Chrystusem, wystarczy ci Jego łaski.
Piękno tkwi w prostocie
Jezus powiedział o sobie: „Ja jestem dobrym pasterzem” (J 10, 11). Pasterz, który pilnuje owiec stoi od nich w takiej odległości, dzięki której owce czują się swobodnie, przy czym wszystkie z nich ma w zasięgu wzroku i jest gotowy, aby im pomóc. Bóg daje nam wolność, ale też czuwa nad każdym z nas.
Każdy kapłan ma za zadanie stawać się jak Chrystus, również w kwestii bycia pasterzem. Moim zdaniem najprostszą definicją „pasterzowania” jest bycie z ludźmi i dla ludzi. Pasterz zna również swoje owce po imieniu, a więc nie można poprzestać tylko na byciu przy swoich wiernych. Trzeba ich też poznawać. Czy można więc powiedzieć, że im mniejsza parafia, tym pasterz ma łatwiej? Nie od wielkości parafii zależy, jakim się jest pasterzem, ale od nastawienia serca pasterza.
Moje pierwsze dwa lata kapłaństwa były dość trudne za sprawą pandemii. Jednak zdążyłem już doświadczyć wielu radości z bycia pasterzem dla wiernych. Prosta obecność, uśmiech, rozmowy przed i po nabożeństwach, czy nawet te na ulicy – to jest sens bycia pasterzem. Jak poznawać swoje owce? Trzeba z nimi po prostu być, a okazji do przebywania ze swoimi wiernymi jest naprawdę bardzo wiele. Na ile to jest możliwe w obecnych czasach staram się stwarzać okazje do lepszego kontaktu z wiernymi, jednak tak naprawdę piękno tkwi w prostocie. Tak też jest w tej kwestii. Chociażby codzienna najprostsza i najpiękniejsza posługa sakramentem pokuty i pojednania daje mi niesłychaną radość z tego, że mogę być dla ludzi i z ludźmi w trudnym doświadczeniu własnego grzechu i swoich słabości.
Wydawać by się mogło, że czas pandemii osłabił relacje wiernych z kapłanami. Wręcz przeciwnie! To właśnie jest czas, kiedy również do mnie wiele osób dzwoniło czy przychodziło, aby porozmawiać o trudnym doświadczeniu choroby czy samotności. Takie wydarzenia spowodowały, że jeszcze bardziej poczułem się odpowiedzialny za swoich parafian i jeszcze bardziej chcę być im bliższy. To piękne uczucie czuć się dla kogoś potrzebnym. To piękne uczucie być kapłanem! Z pewnością doświadcza tego każdy pasterz, który jest otwarty na spotkanie z drugim człowiekiem.