Mieliśmy chwilę oddechu, ale w momencie, gdy piszę te słowa, znowu niemal wszystko kręci się wokół pandemii. Trudno o tym nie myśleć, gdy już nie tylko w przekazach medialnych, ale i z pierwszej ręki słyszy się, że choruje ten parafianin i tamten, a jedna z pań czekała na karetkę aż 12 godzin. Nie, nie piszę tego z wyrzutem albo z pretensjami, tylko żeby podkreślić, jak ciężkie czasy nastały.
Za oknem akurat pokazało się słońce, choć przed chwilą padał śnieg. Nic nowego – mamy po prostu kwiecień, a wiadomo, że w kwietniu jest i trochę zimy, i trochę lata. Czekamy na nie z utęsknieniem, bo liczymy – podparci ostrożnymi zapowiedziami nie tylko polityków, ale i medycznych autorytetów – że to lato może bardziej będzie przypominało to sprzed dwóch lat, że będzie normalniej, choć z drugiej strony i tu, i tam mówią, że na pewno nie będzie tak samo.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Politycy chcą wykorzystać tego game changera do wielkiej zmiany. W Polsce będzie się ona nazywała „Nowy Ład”. We Francji „France Relance”, a w Niemczech „Zukunftspaket”. Amerykański plan odbudowy nie ma swojej nazwy, ale liczony jest w bilionach dolarów. Zmiana kosztuje.
To tu, to tam słychać też o zmianach w Kościele. Papież powiedział, że z kryzysu nigdy nie wychodzi się takim samym. W holenderskich mediach przeczytałem wypowiedź duchownego, że trzeba Kościół wymyślić na nowo. Inne wypowiedzi nie są tak radykalne, ale też wspominają o konieczności zmiany. Oczywiście, Kościół, wbrew opiniom zawistników, nie ma takich pieniędzy. Zmiana w Kościele zawsze polegała na czymś innym. Dotyczyła przemiany duchowej, przybrania nowego człowieka. A na to nie potrzeba żadnych pieniędzy.