Wszystko zaczęło się od spotkań Beaty Szewczyk – nauczycielki muzyki z Sandrą Śliwą, córką Romana. Wynikało to z faktu, że Sandrze, która ma wrodzoną łamliwość kości i w związku z tym porusza się na wózku, przysługuje nauczanie indywidualne.
Lekcje
Beata Szewczyk-Śliwa jest mamą Tomasza i Mateusza, dziś samodzielnych, dobrze wykształconych mężczyzn. – Moje życie tak się potoczyło, że po 7 latach stwierdzono nieważność małżeństwa – wspomina i dodaje: – Potem przez 18 lat samotnie wychowywałam synów. Pracowałam w dwóch szkołach, aby zapewnić im dobre warunki życia i wykształcenie. I gdy osiągnęłam pełnoletniość samotności, pojawił się Roman.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
W tym czasie i pani Beata, i pan Roman, który także samotnie wychowywał Sandrę i Daniela (chłopiec ma umiarkowaną niepełnosprawność intelektualną), mieszkali w Siemianowicach Śląskich. Lekcje z Sandrą nauczycielka planowała w godzinach popołudniowych. Opowiada, uśmiechając się: – Byłam zmęczona po całym dniu pracy, gdy tam przychodziłam, a Roman proponował kawę, to znów pytał, czy nie jestem głodna. Z wdzięcznością przyjmowałam więc te oznaki dobroci. I kiedyś, gdy przyszłam do Sandry, w mieszkaniu czekały na mnie nowe lacie – no, papućki domowe. Od tego się zaczęło. Potem była rozmowa i... przeraziłam się uczucia, o którym mi Roman powiedział... Nauczycielka przyznaje, że wtedy sytuacja w rodzinie Śliwów nie wyglądała dobrze. Sąd rodzinny mógł odebrać ojcu dzieci. Mężczyzna musiał udowodnić, że sobie w tej roli poradzi. I tak się stało. Otrzymał status ojca samotnie wychowującego dwójkę niepełnosprawnych dzieci.
Pan Roman oświadczył się nauczycielce swej córki 30 września 2015 r. – Przeraziłam się i zniknęłam – wspomina pani od muzyki. W tym czasie jednak przygotowywała z Sandrą występ, który miał się odbyć w siemianowickim urzędzie Miasta. Poczucie obowiązku zwyciężyło. Nastał czas oswajania się z tym, co się stało. Pani Beata postanowiła, że jeśli ma zostać żoną Romana, to on musi spełnić trzy warunki: naprawić zęby, rzucić palenie i przyjąć pierwszą Komunię św., bo był tylko ochrzczony.
Modlitwy i czyny
W tym samym czasie nauczycielka dowiedziała się, że jest chora na nowotwór. Pan Roman pomógł jej przez to przejść. Sprawdził się jako mężczyzna. Oczywiście, rzucił też palenie (tak jest do dzisiaj) i poszedł do stomatologa. Spełnił także trzeci warunek. – Po operacji, gdy byłam na zwolnieniu lekarskim, chodziłam na Eucharystię – wspomina moja rozmówczyni i podkreśla, że towarzyszył jej Roman. Opowiada: – To wtedy zrodziło się w nim pragnienie przyjęcia Komunii św. Wspólnie odprawiliśmy nowennę do Matki Bożej rozwiązującej węzły. Proszę sobie wyobrazić, chłop, który nigdy nie trzymał w ręce różańca, szedł ze mną codziennie do kaplicy, gdzie był wystawiony Najświętszy Sakrament, i modlił się na różańcu...
Reklama
Kolejnym krokiem było bierzmowanie, a potem ich ślub. Teraz cała rodzina mieszka w Piekarach Śląskich, gdzie pan Roman kupił żonie dom, w którym są odpowiednie warunki także dla osób niepełnosprawnych. Gdy pytam przysłuchującego się naszej rozmowie Romana Śliwy, jak on pamięta te wydarzenia, czy nie bał się oświadczyć, bez namysłu stwierdza:
– Do dzisiaj się boję (śmiech). Wtedy bałem się odtrącenia. Tak, spodobała mi się Beatka, przeurocza, ciepła osoba przychodząca na lekcje do Sandry z gitarą. Uwielbiałem słuchać, jak śpiewają. A czego teraz się boję? A pani by się nie bała stracić tego wszystkiego?
Dorośli synowie zaakceptowali wybór mamy, cieszą się jej szczęściem. Także ze strony Sandry i Daniela pani Beata, która adoptowała dzieci, nie czuła niechęci. Nową rolę przemodliła. Wspólnie ze Katolickim Stowarzyszeniem Niepełnosprawnych i Ich Przyjaciół Modlitwa i Czyn, z którym jest od lat związana, poszła w tej intencji na pielgrzymkę. – Prosiłam Maryję, abym potrafiła pokochać Sandrę i Daniela – wyznaje i zapewnia: – Nie mam z tym żadnego problemu. Traktuję ich tak samo jak Tomasza i Mateusza.
Odmiana losu
Reklama
Sandra – licealistka, która w tym roku zdaje maturę i marzy o studiach z psychologii, bo chciałaby pracować z dziećmi z zespołem Downa, przyznaje, że z uwagą obserwowała rozwijające się uczucie. Wspomina: – Gdy widziałam, jak tata się zmienia, jak ich miłość zmierza w kierunku małżeństwa, to miałam nadzieję, że w końcu zostaniemy rodziną... A gdy dopytuję, jaką mamą jest pani Beata, Sandra bez chwili namysłu stwierdza: – W naszym domu każdy ma mocny charakter. Mama też. Jesteśmy z tatą osobami, którym czasem trzeba powiedzieć, co mają zrobić. I mama jest w tym niezastąpiona. Poza tym, że lubi porządzić, jest bardzo kochana, godna zaufania. Właśnie jej mogę się zwierzyć i wypłakać.
Odmianę losu docenia także pan Roman, który wyznaje: – O tym, co się teraz dzieje w moim życiu i w naszej rodzinie, to ja nawet nie marzyłem. Bardzo chciałem, żeby moje dzieci nie miały takiego dzieciństwa jak ja, żeby się nie stoczyły, jak się to mnie przydarzyło. Przyznaje, że w środowisku, w którym przez lata przebywał, nie było ciekawie. Ale zmiany zapowiedział o. Tadeusz, u którego pan Roman się spowiadał przed przystąpieniem do I Komunii św. – Teraz mam wokół wspaniałych ludzi – stwierdza i dodaje: – O żonie to już nie mówię, bo to jest wisienka na torcie, który otrzymałem.
Roman Śliwa nie idealizuje swojej rodziny. Zaznacza: – Tak jak córka powiedziała: mamy ciężkie charaktery. Beatka musiała walczyć o byt, o wychowanie i wykształcenie synów, a ja przez całe dotychczasowe życie musiałem samotnie dbać o dzieci. Oczywiście, w naszej rodzinie także dochodzi do spięć. Mamy bagaż bardzo różnych doświadczeń, ale łączy nas wiara. Wiem, że bez Boga byśmy tego nie ogarnęli.
Słuchając taty, Sandra przekonuje: – Czasami człowiek musi bardzo nisko upaść, dotknąć dna, żeby się od niego odbić i znaleźć swoje miejsce. I chciałabym tym, którzy teraz mają ciężko, powiedzieć, żeby się nie poddawali, żeby uwierzyli, że w ich życiu jeszcze może być pięknie.
Wdzięczność
Potrafią docenić tych wszystkich, których spotkali na swej drodze życia: rodzinę, przyjaciół, znajomych. Są im wdzięczni za dobro, którego doświadczyli, za serdeczność, z którą się spotykają. – Wzruszyłam się – wyznaje pani Beata na zakończenie rozmowy i podkreśla: – Dziękuję Bogu, że nad nami czuwa, że tak nas prowadzi. Cały czas dziękuję Matce Bożej i nieustannie proszę o opiekę nad nami. Bo to, co się w nas dokonuje, nie jest łatwe. Oczywiście, nie wszystko jest takie super, ale dzieją się cuda w naszym życiu i za to dziękujemy Bogu i Matce Bożej.