Każdego roku na alkoholizm – śmiertelną i nieuleczalną chorobę – zapada wiele tysięcy ludzi. Polska na pewno nie jest maruderem w tej statystyce. Kiedy jesienią 1974 r. w Poznaniu powstawały pierwsze wspólnoty Anonimowych Alkoholików, panowało powszechne przeświadczenie (zresztą nie tak dalekie od prawdy), że w PRL pije każdy. Butelka była pożądanym prezentem, środkiem płatniczym, towarzyszką podpisywania umów oraz pieczętowania uroczystości rodzinnych i kościelnych. Była przedmiotem pożądania i zguby dla milionów. Czy dziś jest inaczej? Zmieniło się to, że nikt spośród uzależnionych od alkoholu nie zostanie pozostawiony samemu sobie. W całej Polsce odbywa się ponad 1,2 tys. mityngów.
Skoro alkoholizm jest chorobą nieuleczalną, to o jakiej pomocy mówią Anonimowi Alkoholicy? Krok siódmy programu powrotu do wolności mówi o tym, że „pokornie prosiliśmy Boga, aby usunął nasze braki”. Alkohol może zostać usunięty z życia chorego, ale nie zniknie. Będzie jak rozbrojona i położona w bezpiecznym miejscu bomba, którą uzbroi i uruchomi pierwszy wypity, nawet po wieloletniej przerwie, kieliszek.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Alkoholicy lubią powtarzać, że z kiszonego ogórka nigdy nie zrobi się już świeżego. Oznacza to, że nie ma powrotu do kontrolowanego picia ten, kto wcześniej stracił nad piciem kontrolę. Cała przygoda z rozpoczęciem abstynencji, a w konsekwencji trzeźwienia i odzyskania wolności, ma swój początek w czymś, co świat uważa za totalnie niedopuszczalne i nieatrakcyjne. Aby zwyciężyć, muszę uznać swą klęskę. Przyznać, że jestem całkowicie bezsilny wobec alkoholu i przestałem kierować własnym życiem. Świat zaludniany przez macho od siedmiu boleści nie pozwala nam tak myśleć i mówić. Powtarza: „Dasz radę, walcz, musisz mieć silną wolę”. Program 12 kroków, który z pomocą Boga i przyjaciół z AA spisał Bill W., stoi w całkowitej sprzeczności z wyścigiem szczurów, z bałwochwalstwem siły i pieniądza; jest zaprzeczeniem logiki świata saduceuszy i materialistów.
Skupia się on na rozwinięciu pięciu warunków dobrej spowiedzi, pogłębionej refleksji nad sobą i relacji z Bogiem, tak jak w rekolekcjach ignacjańskich, a także na zaproszeniu do potraktowania „na serio” Dekalogu, szczególnie przykazania miłości.
Przebudzeni
Reklama
Zanim Bill poznał dr. Boba Holbrooka Smitha, wylądował na odwyku w szpitalu Townsa w Nowym Jorku. Nie był to pierwszy z odwyków Billa, ale miał się okazać tym ostatnim. Był koniec 1934 r., Bill wracał powoli do życia po kolejnym zapiciu poprzedzonym wielokrotnymi zapewnieniami i przysięgami składanymi jego żonie Lois. Przysięgał na wszystko, także na Biblię, i w zasadzie wierzył w te przysięgi, ale ciągle myślał, że tylko w jego mocy jest pozostanie trzeźwym. Liczne próby kontrolowania przez niego samego picia kończyły się coraz boleśniejszymi konsekwencjami, gwałtowną i żałosną demoralizacją. Pewnego dnia, kiedy mężczyzna leżał na łóżku, poczuł czyjąś obecność. Pomyślał, że Ktoś musi stać obok jego łóżka, Ktoś bardzo potężny. Wówczas zapłakał i z oczami pełnymi łez zawołał: „Jeżeli jest Bóg, to niech mi się ukaże! Jestem gotów zrobić wszystko, wszystko!”. To był początek jego drogi nawrócenia. Zdarzyło się coś niezwykłego, co po latach w książce Anonimowi Alkoholicy wkraczają w dojrzałość Bill wspominał następująco: „Nagle pokój wypełniło wielkie białe światło. Wtrącony zostałem w ekstazę, której nie da się opisać słowami... I wtedy nagle poczułem się wolny... Towarzyszyło mi – we mnie samym i wokół mnie – wspaniałe poczucie Obecności. Pomyślałem wtedy: «Więc to jest ten Bóg, o którym mówią z ambon»”.
To mistyczne spotkanie pomogło Billowi iść z posłaniem do innych alkoholików. Chodził po klubach, barach i knajpach w poszukiwaniu tych, którzy mogli i chcieli wysłuchać jego historii. Przez 6 miesięcy, zanim przyjechał do Akron, przeprowadził dziesiątki rozmów o swojej wizji i o tym, że alkoholizm to śmiercionośna pułapka. Choć przez ten czas nie udało mu się nikogo skierować na drogę trzeźwości, zdobył inne bezcenne doświadczenie – 6 miesięcy własnej abstynencji. Zrozumiał, że trwał w trzeźwości właśnie dzięki owym rozmowom. To, że mógł się dzielić owocami swojego spotkania z Bogiem, zobowiązywało go do podjęcia słusznej decyzji o wychodzeniu z nałogu i umacniało go w tym.
Chrześcijańskie korzenie
Reklama
Wróćmy do czerwcowego popołudnia, kiedy to Bill, szarpany złością po nieudanym spotkaniu biznesowym, dzwoni z hotelu Mayflower pod znaleziony w książce telefonicznej numer, który należy do pastora Waltera Tunksa. Mężczyzna prosi go o pomoc w znalezieniu innego alkoholika. Dobrze wie, że tylko rozmowa z kimś, kto zna tę chorobę, może pomóc zatrzymać jej „nawrót”, czyli chęć ukojenia niechcianych emocji w hotelowym barze. Pastor Walter początkowo myśli, że to jakiś żart. Alkoholik szuka drugiego alkoholika – nic dobrego z tego nie może wyniknąć. Mimo to podaje Billowi kontakt do Henrietty Seiberling. Synowa najbogatszego człowieka w mieście doprowadza do spotkania Billa i dr. Boba. Obaj cierpią na to samo, obaj pragną przestać pić i obaj są członkami oksfordzkich wspólnot: chrześcijańskich organizacji mających na celu wprowadzić etykę chrześcijańską do coraz bardziej pazernego świata biznesu. Rozmowa w domku – stróżówce rezydencji Seiberlingów miała trwać 15 minut, a trwa kilka godzin. Panowie wychodzą z niej odmienieni, pełni nadziei, planów i wzajemnego zrozumienia. Wiedzą, że ich trzeźwość musi być budowana na tych samych filarach, o których uczyły biznesmenów grupy oksfordzkie, tj. na: absolutnej uczciwości, czystości intencji i działań, bezinteresowności i absolutnej miłości. Te filary rzeczywiście stają się podstawą spisanego 3 lata później programu 12 kroków, który milionom osób na całym świecie, niekoniecznie uzależnionym od alkoholu, pomógł nie tylko odstawić alkohol, ale także odbudować człowieczeństwo, godność i radość życia. Jak to się stało? Jest aż 12 powodów.
Dwanaście
Liczba „12” oznacza w Biblii porządek Boży, doskonałość. Wszyscy wiemy, ilu było Apostołów i ile gwiazd jest nad głową Maryi w Apokalipsie św. Jana (por. Ap 12, 1). Mamy dwanaście bram pilnowanych przez dwunastu aniołów, które wiodą do nowego Jeruzalem w niebie (por. Ap 21, 12). Jest dwanaście pokoleń Izraela, dwunastu synów Jakuba, dwanaście koszy ułomków zebranych po cudownym rozmnożeniu chlebów (por. J 6, 12-15) i wreszcie jest też drzewo życia, które w Nowym Jeruzalem wydaje co miesiąc dwanaście rodzajów owoców przynoszących uzdrowienie narodom (por. Ap 22, 2). Tyle symboliki, ale o co chodzi konkretnie? Kroki spisane dla ratowania życia mają niezwykłą siłę przeprowadzenia nas przez najtrudniejsze wspomnienia, zranienia i lęki. Pomagają zarówno wejść głęboko w siebie, jak i odszukać w sobie wartość, sens i cel. Naszą misję tu, na ziemi. Ten program rymuje się z tym, co mówił Jezus Chrystus. Uznaj, że potrzebujesz pomocy, wołaj Boga, a On przyjdzie i da ci wszystko, czego pragniesz. Oczywiście, nieprzyjaciel też zna program 12 kroków i robi wiele, byś go nie poznał i nie zastosował. Więzy zniewoleń, urazów, złości, nienawiści w kolejnych stopniach programu pękają, jakby były zrobione z papier mâché, choć zdawały się ze stali.
Od jeden do siedem
Reklama
Gdy w pierwszym kroku uznamy swoją bezsilność i niekierowanie, w drugim uwierzymy, że Bóg jest, i to po naszej stronie, w trzecim powierzymy Mu nasze życie w opiekę – wtedy zacznie się prawdziwa przygoda. Krok czwarty daje nam szansę wnikliwego przyjrzenia się sobie: kim jestem i dlaczego? Piąty krok pomaga opowiedzieć o tym wszystkim Bogu. Dlatego po rozmowie z Nim następuje rozmowa z samym sobą i z drugim człowiekiem, tak by odkryta z pomocą Boga istota naszych błędów nam nie umknęła. W kroku szóstym dojrzewamy do gotowości rezygnacji z naszych wad, a krok siódmy weryfikuje tę gotowość. Ciekawe, że grzechów głównych jest właśnie siedem. Pokornie prosimy Boga, by uwolnił nas od wad. Jeśli nie czujemy się uwolnieni, to znaczy, że choć prosimy o tę wolność, to wcale jej nie pragniemy. To jednak nie znaczy, że mamy z tego powodu uciec z płaczem. Wszyscy praktycy 12 kroków mówią jasno: kroki są na zawsze, nie do jednorazowego użytku. A skoro tak, to moja dojrzałość przyjdzie – jak nie teraz, to może za godzinę, jeżeli nie za godzinę, to może jutro albo za 10 lat. Ważne jest, by iść do przodu.
Od ósmego kroku do wolności
Prawdziwe Himalaje duchowości zaczynają się w kroku ósmym. Nie na darmo Osiem błogosławieństw nazywanych jest programem dla „hardcorowców”. Krok ósmy to zaproszenie do sporządzenia listy osób, które skrzywdziliśmy. Ta lista nie ma być kolejnym wyrzutem sumienia czy powodem do samobiczowania – to lista zadań. Dotarcie do osób umieszczonych na liście i zadośćuczynienie im to krok dziewiąty. Nie chodzi o samo „przepraszam”, ale o, zapisane także w pięciu warunkach dobrej spowiedzi, szczere zadośćuczynienie. To moment, w którym szatan traci nad nami kontrolę. Nie ma czym nas oskarżyć. Chociaż jest to zadanie niezwykle trudne, to dobra wiadomość jest taka, że nie jesteśmy w tym sami. Gdy prowadzimy codzienny i odważny obrachunek moralny i nie zwlekamy z przyznaniem się do błędów, realizujemy krok dziesiąty, a w jedenastym odnajdujemy Tego, Który nas wymyślił, stworzył i zaprosił do pełni wolności. Modlitwa i medytacja to miejsca codziennego spotkania. Został nam już ostatni krok, który splata się z tym pierwszym, tworząc znak nieskończoności. Przebudzeni duchowo dzięki tym krokom niesiemy posłanie tym, którzy nadal cierpią i, co ważne, stosujemy poznane zasady we wszystkich aspektach życia.
Program 12 kroków to narzędzie, które powinno być lepiej znane wśród nałogowych grzeszników, niezależnie od tego, czy identyfikują się z jakimś nałogiem czy też nie.
12 kroków w Kościele w Polsce
Reklama
Aby przejść do polskich wątków krokowych w obrębie Kościoła, nie można nie wspomnieć o kapucynach, którzy byli inicjatorami Duszpasterstwa Trzeźwości w Zakroczymiu i zakonnego ruchu Społeczny Apostolat Trzeźwości. Zakładaniem bractw trzeźwościowych zajął się już w 1832 r. irlandzki kapucyn o. Theobald Mathew. Idee te podjął o. Beniamin Szymański, przełożony prowincjalny Ojców Kapucynów. Po II wojnie światowej, a także po powstaniu wspólnoty AA w USA o. Benignus Sosnowski kontynuował duszpasterstwo i Apostolat Trzeźwościowy kapucynów, stając się kierownikiem duchowym dla alkoholików i ich powiernikiem, tworząc dla nich i ich rodzin w Zakroczymiu pewną przystań w łonie Kościoła. Wielki żal, że pandemia COVID-19 przyczyniła się do zamknięcia wydawanego w Zakroczymiu od ponad 40 lat magazynu Trzeźwymi Bądźcie. Na łamach Niedzieli pragnę podziękować jego twórcom za lata owocnej służby na niwie trzeźwościowej.
W 2008 r. w Warszawie, na zaproszenie Wspólnoty Trudnych Małżeństw Sychar, działającej przy Centrum Pomocy Duchowej Ojców Pallotynów na ul. Skaryszewskiej, Jacek Racięcki, terapeuta uzależnień, poprowadził warsztat „12 kroków dla chrześcijan”, a kilka miesięcy później zawiązał się pierwszy w Polsce mityng Wspólnoty św. Jakuba – 12 kroków dla chrześcijan. Dziś liczba mityngów stale rośnie; wspólnota się rozwija i w trudnym czasie pandemii niesie osobom zagrożonym uzależnieniami pomoc przez media, internet i spotkania indywidualne. Czy Wspólnota św. Jakuba wpisze się na stałe jako rzeczywistość pomocna w walce z grzechem duszy? To zależy w dużej mierze także od czytelników tego tekstu. Biskup Tadeusz Bronakowski i ks. dr Marek Dziewiecki – duszpasterze trzeźwości, przyjaciele i przewodnicy dla tysięcy ocalonych, doskonale znają siłę tego narzędzia. Trudno nie dostrzec coraz większej popularności wspólnot 12-krokowych w Kościele katolickim jako owocu Narodowego Programu Trzeźwości.
Czy pozostaniemy bezczynni jak Adam podczas kuszenia czy ruszymy w niesamowitą podróż, którą odmierza się 12 krokami, a której celem są wolność, godność, szczęście i spotkanie z Osobową Miłością? To wyłącznie nasz wybór.
Bardzo liczę w tym Tygodniu Modlitw o Trzeźwość Narodu, że nie zmarnujemy 2021 r. Warto jednak pamiętać, że nie tylko alkohol, narkotyki czy hazard są nałogami zauważalnie obecnymi w dzisiejszym świecie. Niszczy nas i zniewala zupełnie nowa plaga – smartfonoholizm. Zespoleni z telefonami jak ślimak ze skorupą wpadamy w panikę, gdy nie mamy Wi-Fi albo bateria ma tylko 2%. Dlatego pomyślmy przez chwilę o sobie jako o człowieku zagrożonym nałogiem, nawet jeśli od urodzenia jesteśmy alkoholowymi abstynentami.