Reklama
- Chciałyśmy raz jeszcze podziękować księdzu, że z nami pojechał.
- Nie ma za co, nie ma za co. Przecież nie mogłyście nocować na dworcu.
- Nie tylko nas ksiądz nie zostawił, ale poświęcił nam tyle czasu. Tak ciekawie się rozmawiało. Ta podróż minęła jak chwila.
- Nocne w pociągu rozmowy - z uśmiechem powiedział Wojtyła. - Jeszcze je kiedyś będziemy wspominać.
- Mamy nadzieję, że to nie ostatnia taka wycieczka.
- Na następną zapewnimy już i męską obsadę - dodał ksiądz.
- Więc ksiądz będzie z nami jeździć? To fantastycznie! Jest tylko jeden problem...
- Już wam się sprzykrzyło?...
- Ależ nie, skądże! Świetnie się rozmawia i w ogóle. Tyle, że trudno to robić w większym towarzystwie. Nie chciałybyśmy księdza zdradzić.
- A to stąd te formy bezosobowe. Tak, to rzeczywiście komplikacja. Jak to rozwiązać?
- Mamy pseudonim. Czy moglibyśmy mówić do księdza "Wujku"?
- A to zabawne. Nigdy nie miałem siostrzenic ani bratanków. Chociaż kiedyś w Wadowicach sprawdzałem rodzinne koligacje i wyszło mi, że niektórzy członkowie dalszej rodziny powinni tak się do mnie
zwracać. Miałem wtedy chyba z dziesięć lat. Ale jakoś nikt nie wziął wtedy poważnie mojego zdania. A więc "Wujek"? Zgoda, niech tak będzie.
- Dziękujemy... Wujku.
Kilkanaście minut później cała grupa była już u Skawińskich. Po porannym poczęstunku poszli na Kalatówki. Krokusy wyglądały rzeczywiście pięknie.
Butelka spirytusu
(2 sierpnia 1953 r.)
Danuta Plebańczyk weszła na plac Kossaka i rozejrzała się za domem, o którym mówił jej Jurek Ciesielski. Dzisiaj u Maćka Krobickiego miała spotkać się grupa młodych ludzi, aby omówić ostatnie szczegóły
dwutygodniowej wyprawy w Bieszczady, którą rozpoczynali nazajutrz. "Pojedź z nami, będzie fajnie. Poznasz Wujka i odpoczniesz" - zachęcał ją Jurek, z którym studiowała na Akademii Wychowania Fizycznego
w Krakowie. On sam zetknął się z tym środowiskiem kilka miesięcy wcześniej i od razu poczuł się w nim bardzo dobrze. Wiele opowiadał koleżance o księdzu, którego nazywali Wujkiem. Teraz Danuta miała go
spotkać po raz pierwszy.
Studentka stanęła przed drzwiami Krobickich. Ze środka dochodziły już głosy wielu osób, śmiechy i stukanie łyżeczek o szklanki. Danuta zapukała. Drzwi się otworzyły i weszła do mieszkania. Jej oczom
ukazała się grupa kilkunastu osób, wśród których siedział młody ksiądz w okularach i podniszczonej sutannie. Przed nimi leżał rozłożony plan Bieszczadów.
- O, jesteś - Jurek uśmiechnął się na widok koleżanki. - Przedstawiam wszystkim pannę Danutę Plebańczyk, znamienitą studentkę Akademii Wychowania Fizycznego.
- Witamy, witamy i zapraszamy - odezwali się uczestnicy spotkania.
Cdn.
Pomóż w rozwoju naszego portalu