Piotr Grzybowski: W tym roku obchodzimy 40-lecie Solidarności. Jaki to był, w Pana ocenie, czas dla związku?
Reklama
Piotr Duda: Bardzo trudny, burzliwy, ale merytoryczny i z happy endem, bo przez 40 lat pokazaliśmy – szczególnie ci z nas, którzy są w Solidarności od samego początku – że Związek Zawodowy „Solidarność” nigdy nie przestał funkcjonować, nawet gdy został zdelegalizowany w okresie stanu wojennego. Z punktu widzenia formalnego nie było nas, ale była Solidarność w sercach i w działalności podziemnej, cały czas jedna i ta sama. Nie było pierwszej, drugiej, trzeciej, nie ma nowej i starej, jest tylko jedna Solidarność, do której się zapisałem 20 września 1980 r. i w której ja i wielu członków związku jesteśmy do dzisiaj. Jeszcze jednym, bardzo ważnym akcentem tego 40-lecia jest dedykowanie tej rocznicy wszystkim bezimiennym członkom związku, bohaterom, którzy walczyli o wolny związek zawodowy. W Sierpniu ’80 nikt nawet nie marzył o wolnej ojczyźnie. Wyznacznikiem wolności był Niezależny Związek Zawodowy. W pierwszym momencie się udało, później było 9 lat walki. Nic nie przyszło łatwo, dlatego tak ważne jest, żeby właśnie to 40-lecie było dedykowane wszystkim cichym bohaterom Solidarności, którym bardzo dziękuję. Otrzymuję wiele e-maili z wyrazami uznania, że ktoś wreszcie się upomniał nie o bohaterów ze świecznika, którzy przewodzili strajkom, tylko o tych bezimiennych. Żeby być działaczem związkowym i stać na czele strajku, trzeba mieć wojsko, a wojsko to wszyscy ci, o których przed chwilą mówiłem.
Czy, Pana zdaniem, etos Solidarności jest ciągle żywy w społeczeństwie?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Niektórzy ten etos odnoszą tylko do historii. My uważamy, że wartości, które były i są zapisane nadal w statucie Solidarności, czyli wartości chrześcijańskie i nauka społeczna Kościoła, są jak najbardziej żywe. To jest etos Solidarności. Jeśli Lech Wałęsa twierdzi, że postulaty Sierpnia ’80 są reliktem przeszłości, mają tylko wartość historyczną i są wpisane na listę UNESCO – my się z tym nie zgadzamy. Pan doskonale wie, że walczymy o realizację kolejnych postulatów. Niedawno, wspólnie z prezydentem Andrzejem Dudą, udało nam się sfinalizować postulat mówiący o pluralizmie związkowym. Solidarność (nie tylko jako związek) można zakładać w służbach mundurowych, co do niedawna było niemożliwe. Mówimy o emeryturach, obniżeniu wieku emerytalnego, walczymy o wolną niedzielę dla pracowników handlu, aby mieli czas dla rodziny i Boga. To są dla nas postulaty do realizacji, a nie relikt przeszłości. Mają one wartość nie tylko historyczną, ale i bieżącą.
Solidarność jest jedyną organizacją, która ma swojego patrona. Czy po 40 latach od jej powstania i 36 latach od śmierci ks. Jerzego Popiełuszki związek z ks. Jerzym jest cały czas żywy?
Reklama
Tak. Dla mnie to było szczególnie ważne i przełomowe, bo w październiku 2010 r. we Wrocławiu, na Zjeździe Krajowym, delegaci obdarzyli mnie zaufaniem, powierzając funkcję przewodniczącego. Na tym samym zjeździe zostało przyjęte stanowisko i skierowana została prośba do Ojca Świętego, aby bł. ks. Jerzy został patronem NSZZ „Solidarność”. Czekaliśmy na to 4 lata, ale wreszcie 25 sierpnia 2014 r. nadszedł dekret Ojca Świętego Franciszka. 4 grudnia ub.r. mogłem osobiście na prywatnej audiencji podziękować papieżowi Franciszkowi za tego patrona – patrona naszych czasów, a jednocześnie człowieka, z którym wielu członków Solidarności rozmawiało, witało się, spotykało...
Czy po spodziewanej kanonizacji ks. Popiełuszki Solidarność nadal będzie trwać przy grobie swojego Patrona na warszawskim Żoliborzu?
Będziemy trwać, jak zawsze. Mamy nadzieję, że ks. Jerzy pozostanie na Żoliborzu. To jest dla nas bardzo ważne. Jesteśmy wierni jego testamentowi. To jest dla nas wielka wartość i duma, mimo że jesteśmy w mniejszości. W naszej ojczyźnie jesteśmy chyba jedynym związkiem zawodowym, który w preambule statutu ma zapisane wartości chrześcijańskie i naukę społeczną Kościoła. Jesteśmy też w mniejszości, jeżeli chodzi o Europę, bo raczej przeważają lewicowe związki zawodowe, z którymi nam niejednokrotnie nie po drodze. Mówiliśmy o tym na audiencji u Ojca Świętego i dostaliśmy błogosławieństwo, aby – jeżeli chodzi o sprawy dotyczące ludzi pracy – budować na fundamentach i w oparciu o wartości Solidarności – najsłynniejszego związku zawodowego na świecie. Zaczyn do tego zrobiliśmy 2 lata temu, powołując z błogosławieństwem abp. Marka Jędraszewskiego Międzynarodowe Centrum Badań nad Fenomenem Solidarności. Na tej podwalinie będziemy budować nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie.
Czy Solidarność dostrzega konieczność dalszych reform polityki społecznej, prawa pracy itd.?
Reklama
Na pewno tak. Jesteśmy profesjonalnym związkiem zawodowym. Od 5 lat udaje nam się wiele robić na rzecz polskich pracowników. Przed nami kolejna reforma, aby wyłączyć z minimalnego wynagrodzenia dodatek za pracę w warunkach szkodliwych i niebezpiecznych, bo przecież jest to dodatek, a nie wynagrodzenie. Chcemy wreszcie doprowadzić do końca to, co podpisaliśmy wspólnie z prezydentem: umowę programową na kolejne 5 lat, zobowiązanie, jeżeli chodzi o tzw. emerytury stażowe i wiele innych aspektów pracowniczych związanych chociażby z budżetówką, ceny nowego układu zbiorowego pracy dla całego sektora finansów publicznych, bo tam się wszyscy gubią, jeżeli chodzi o system wynagrodzeń. Chcemy to ujednolicić, żeby faktycznie wszystko było przejrzyste dla pracownika w sferze finansów publicznych, a także tych, którzy tymi jednostkami zarządzają.
Opozycja zarzuca Państwu jawne popieranie działań rządu. Czy nie widzi Pan w tym zagrożenia dla swobody działań związku?
Zagrożenie, Panie Redaktorze, było jedno i wtedy dużo straciliśmy: jak weszliśmy bezpośrednio do rządu, mam na myśli czasy AWS. Były jakieś plusy, ale więcej było minusów. Jako szef Solidarności chciałem rozmawiać z każdą władzą, także z premierem Donaldem Tuskiem. Niestety, postępowano z nami tak, a nie inaczej. Byliśmy wyzywani od pętaków... Przypomina Pan sobie referendum emerytalne? Obecna władza nie jest łatwa do rozmów, ale przynajmniej prowadzi dialog i przez te 5 lat udało nam się – bez demonstracji, wydawania milionów złotych – osiągnąć zdecydowanie więcej dla pracowników niż przez 8 lat akcji protestacyjnych i strajków za czasów PO i PSL. Pewnie, że są problemy. Dzisiaj jest pogotowie strajkowe na Śląsku, w związku z sytuacją klimatyczną...
No właśnie, forsowany przez UE „zielony ład” będzie wymagał reformy polskiego górnictwa. Czy Solidarność ma swój scenariusz i czy nie będzie to osią sporu z rządem?
Reklama
Panie Redaktorze, rozmowy trwają i póki co nie przynoszą żadnych efektów. Rozpoczęło się od sytuacji w Polskiej Grupie Górniczej – czyli zamykania kopalń, a skończyło już teraz – na szerokiej polityce klimatyczno-energetycznej. My, jako Solidarność, śledzimy to od lat. Dziś jest stan pogotowia na Śląsku, bo tam są największe negatywne skutki decyzji KE. Chcemy, żeby polski rząd był konsekwentny. Domagamy się realizacji porozumienia paryskiego, gdzie było jasno napisane, że do końca tego wieku będzie można dochodzić do „zielonego ładu”, do jakiegoś miksu energetycznego, do uporządkowania spraw, jeżeli chodzi o politykę klimatyczno-energetyczną. Nagle się okazuje, że wszystko nabiera przyspieszenia, że to ma być 2050 r. czy 2040 itd. Zrujnujemy przez to naszą gospodarkę. Chodzi o to, by kopalnie, które dziś funkcjonują i dają miejsca pracy, paliwo energetyczne do naszych elektrowni, mogły być wygaszane w sposób naturalny. O to będziemy walczyć (stąd dzisiaj to pogotowie na Śląsku i w Zagłębiu), bo jesteśmy konsekwentni zarówno w kraju, jak i na forum europejskim, również ja jako przedstawiciel w Europejskiej Konfederacji Związków Zawodowych. Widzę natomiast, że w komitecie strajkowym na Śląsku też jest FZZ i OPZZ, które na polu europejskim 9 czerwca i 23 lipca głosowały za przyspieszeniem, za „zielonym ładem”. Niech się zatem zdecydują i nie będą hipokrytami, że tu wchodzą w skład komitetu strajkowego, a na forum europejskim tylko Solidarność była przeciwna przyspieszaniu. Musimy dojść do kompromisu z rządem. My mamy bardzo dobrze merytorycznie przygotowanych ludzi, więc chodzi o to, żeby usiąść i rozmawiać. Dobrze, że oni chcą rozmawiać, bo rozmowa jest najważniejsza.
Szerokim echem odbiła się Pańska wizyta na Białorusi. Czy było to wsparcie jedynie dla tamtejszych związków zawodowych, czy szerzej – społeczeństwa białoruskiego?
Reklama
Powiem tak: wielu mówiło, żebym tam nie jechał, że nie zostanę wpuszczony, zostanę zatrzymany na granicy, jak było w przypadku naszego konwoju humanitarnego. Musiałem jednak tam jechać, bo inaczej miałbym do końca życia wyrzuty. Zostałem wpuszczony, ale nie bez problemów. Później jeździły za nami „ogony”, ale to jest najmniej ważne. Była pomoc ze strony Ambasady Polskiej w Mińsku, przewodniczącego białoruskiego Kongresu Wolnych Demokratycznych Związków Zawodowych. Choć znamy się od wielu lat, byliśmy bardzo wzruszeni. Nie powiem, że faceci nie płaczą. To była moja najważniejsza, jak dotychczas, wizyta zagraniczna. Faktycznie, chcemy pomóc i fundusz „Solidarność z Białorusią” przeznaczyć przede wszystkim na profesjonalizację i budowę jedynego wolnego, demokratycznego związku zawodowego, którym kieruje Aleksander Jaroszuk. O tym rozmawialiśmy, i będziemy białoruskich związkowców w tym wspierać. W tej chwili w Polsce, w Warszawie, przebywa przedstawiciel komitetu strajkowego, który stał na czele strajków w zakładach chemicznych koło Grodna; musiał uciekać z Mińska. Jesteśmy z nim w kontakcie. Chcemy pomóc budować silny związek zawodowy na Białorusi. Niejednokrotnie wspominał Pan w tv, że opozycja nie ma tam struktur, dlatego będzie im ciężko. Chcemy zatem, żeby przynajmniej takim przyczółkiem struktur opozycyjnych (tak jak to było w 1980 r. z Solidarnością) był Białoruski Komitet Wolnych Związków Zawodowych. Białorusini wiedzą, czego chcą, i musimy im w tym pomóc.
Jak Pan skomentuje pomysł Rafała Trzaskowskiego, żeby utworzyć „Nową Solidarność”?
Ironicznie skomentowałem, że może się nazwą „nowa Czajka” itp. Jeżeli na pikiecie, która się odbyła w Gdyni, krzyczą: „Nie oddamy tych wartości”, to po prostu nie wiedzą, co mówią. Te wartości to przecież: nauka społeczna Kościoła i wartości chrześcijańskie. O jakich wartościach mówi pan Trzaskowski, jeżeli podpisuje Kartę LGBT w Warszawie? Jeżeli idzie na marsz LGBT, a tam jest profanowana Msza św., Najświętszy Sakrament, to jakie to są wartości? Po co im te postulaty, te tablice, których nie chcą oddać? Przecież tam jest to, przeciwko czemu oni głosują: przeciwko wolnym niedzielom dla pracowników handlu, przeciwko obniżeniu wieku emerytalnego. Żeby nazwać się „Nową Solidarnością”, trzeba pamiętać, że są wartości, o które walczyli robotnicy w 1980 r. i dalej to podtrzymują. Jak można mówić, że będą budować „Nową Solidarność”? Na czym? Na podwalinach KOD i LGBT? Przepraszam bardzo, człowiek się denerwuje, ale inaczej po prostu nie można. Dlatego zostało to przeze mnie obśmiane. Z drugiej strony – życie pokazuje, że Trzaskowski teraz musi się zająć sprawami ważnymi dla niego jako prezydenta miasta. Niech się skupi na tym, bo po to go wybrali mieszkańcy Warszawy. Jeżeli chce się zajmować szeroką polityką, to niech złoży mandat z funkcji prezydenta Warszawy i niech idzie do szerokiej polityki. Jak jestem szefem związku i mam się zajmować historią Solidarności, profesjonalizacją związku oraz tym, żeby prawa pracownicze były przestrzegane.
Piotr Duda
działacz związkowy od 1980 r., kiedy to jako tokarz w Hucie Gliwice wstąpił do NSZZ „Solidarność”. Był komandosem w 6. Pomorskiej Dywizji Powietrznodesantowej, w tym w siłach ONZ w Syrii. W NSZZ „Solidarność” najpierw pełnił funkcję przewodniczącego komisji zakładowej, potem przewodniczącego „Solidarności” Regionu Śląsko-Dąbrowskiego. Wszedł także w skład Komisji Krajowej „Solidarności”. W 2010 r. został wybrany na stanowisko przewodniczącego Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność”. Mieszka w Gliwicach. Żonaty, ma dwójkę dzieci