Hiszpania jest już na ostatniej prostej procesu legislacyjnego, po którego zakończeniu dołączy do grupy „światłych krajów”, w których dozwolone są eutanazja i wspomagane samobójstwo. Z badań wynika, że 87% społeczeństwa chce takiego rozwiązania. Optują za tym szczególnie młodzi.
I nad tym chciałbym się nieco pochylić.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Eutanazja w zdecydowanej większości dotyczy przecież ludzi starszych. Trudno przypuszczać, że młodzi myślą o tym, co ich będzie czekało za 40, 50 lat – dobrze pamiętam, że będąc młodym, aż tak daleko w przyszłość nie wybiegałem i problemów zdrowotnych osób starszych nie traktowałem jako swoich. Czemu zatem dziś hiszpańska młodzież tak bardzo chce „uszczęśliwiać” swoich dziadków i babcie?
Nie wiem. Mogę tylko podejrzewać. Jako pierwsza nasuwa mi się myśl, że to znak odejścia od Ewangelii Życia. Rozluźniające się od lat związki z Kościołem, którego nauka nie zaszczepiła wystarczająco silnie sumienia na napór lewicowej propagandy, zrobiły swoje. Masowe poparcie dla eutanazji jest oznaką słabości Kościoła na Półwyspie Iberyjskim. Zresztą, warto przypomnieć, że Kościół w Hiszpanii w XX wieku niemal zawsze miał pod górkę.
Drugie domniemanie jest związane z dominującą dziś dyktaturą indywidualizmu i łączącym się z nim deficytem miłości. Niektórzy tłumaczą – mnie to przekonuje – że poparcie dla „śmierci na życzenie” jest w istocie wołaniem o miłość. W związku z tym nasunęło mi się takie wspomnienie. Przed kilkunastu laty, kiedy uczyłem w liceum, podczas jednej z lekcji rozmowa zeszła na temat eutanazji. Szczególnie aktywna w dyskusji była jedna z uczennic. Akurat w tym czasie jej babcia leżała w szpitalu. Na oddziale paliatywnym. Przejmujące było to jej opowiadanie o cierpieniu i nieuleczalnej chorobie ukochanej babci. Ta dziewczyna niemal łkała. W którymś momencie zapytałem, kiedy odwiedziła babcię. Odpowiedziała, że jeszcze nie była i raczej nie pójdzie do szpitala, bo na cierpienie, nawet babci, nie może patrzeć.