Opowiem ci o swoim dniu. Nieważne którym, to bez znaczenia. U mnie nie ma sobót, niedziel, dni wolnych czy świąt – Elżbieta, doradca klienta indywidualnego w jednym z polskich banków, opiekuje się mamą od 2014 r. – Wstaję o 5 rano i sprawdzam, co u mamy. Potem zabieram się za jej poranną toaletę. Zmiana pampersów, powolne, delikatne mycie, bo mama cały czas jęczy, przebieranie w czystą koszulę, czesanie. Mówię do niej cicho, uspokajam, głaszczę po policzku i serce mi pęka. Przygotowuję śniadanie i karmię, też powoli, małymi łyżeczkami. Potem podawanie leków, mierzenie ciśnienia krwi, przygotowanie następnych dawek leków. Przed wyjściem do pracy ogarniam jeszcze mieszkanie, nim przyjdzie pani Jadzia, opiekunka. Zostaje z mamą przez kolejne 6 godzin. Gdy wracam, reszta dnia wygląda jak cofnięty film. Te same czynności, tylko w odwrotnej kolejności.
Czasami patrzy na mnie tak, jakby mnie poznawała, zazwyczaj jednak jestem przezroczysta. Odwraca wzrok i patrzy na drzewo za oknem. Nie wiem, co o tym myśleć, ale nie jest to tępe patrzenie, ona wodzi wzrokiem za ruchem gałęzi, za lotem ptaków. Nie mówi, więc nie wiem, co myśli, co czuje, czy cokolwiek się dzieje za tymi wielkimi bladoniebieskimi oczami dziecka.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Granica poświęcenia
Reklama
Maciek prowadzi małą firmę usługową, ojcem opiekuje się od 2 lat. – Zrywałem się z pracy, gdy sąsiedzi alarmowali, że tata błąka się po ulicy. Raz zastałem go przed blokiem w piżamie w paski i jednym kapciu. Był luty. Zanosił się płaczem jak mała dziewczynka. Wtedy coś we mnie pękło. Żona i córka nie zaakceptowały wspólnego mieszkania z moim ojcem. Nie był typem ciepłego człowieka, nie dogadywał się z dziewczynami, długie lata mieliśmy słaby kontakt. Zdecydowaliśmy więc, że zamieszkam razem z nim. Nie zdawałem sobie sprawy, jaka to harówka. Obaj moi bracia mieszkają w Anglii, więc oferują pieniądze, by oddać tatę do domu opieki... Podjąłem inną decyzję, choć teraz jestem gościem we własnym domu.
Maria, agentka ubezpieczeniowa, opiekowała się chorymi rodzicami przez ponad 8 lat. – Rodzice się rozwiedli, gdy byłam nastolatką. Życie pisze jednak własne scenariusze i po latach zdarzyło się tak, że oboje wylądowali w moim domu. Tata był sprawny fizycznie, ale z demencją. Mama odwrotnie – ciało odmówiło współpracy, ale mózg pracował nienagannie. Oboje niezdolni do samodzielnego życia. Oddanie ich do jakiegoś zakładu nie wchodziło w rachubę. Zdecydowaliśmy z mężem i synami, że sprowadzimy dziadków do siebie. Ta dwójka kochanych ludzi spowodowała, że nasze życie zamarło na 8 lat. Wtedy nie wiedzieliśmy zbyt wiele o opiece nad seniorami. Przez 8 lat nie byliśmy razem na wakacjach, uciekł nam najlepszy czas z dorastania chłopaków. Miałam stałe wyrzuty sumienia, że okradam własne dzieci z dzieciństwa, bo całą naszą energię oddawaliśmy opiece nad dziadkami. Już samo zaplanowanie wizyt u lekarzy, specjalistów, pilnowanie leków, uzupełnianie ich braków, załatwianie rehabilitacji i wożenie na nią wycieńczało.
Żeby było jasne: ja się nie skarżę, tylko czasem zadawałam sobie pytanie, gdzie jest granica poświęcania swojego życia dla innych. Mój mąż odpowiadał, że takiej granicy nie ma... Jak to w miłości.
Kolej rzeczy
Reklama
Elżbieta: – To zabrzmi strasznie, ale gdy mama była aktywna fizycznie, sytuacja przedstawiała się jeszcze gorzej. Wystarczyła chwila nieuwagi, by uciekła z mieszkania, podpaliła coś albo wyrzuciła przez okno. Nie można było zostawić jej samej nawet na chwilę. Potrafiła gryźć, kopać, pluć na ludzi, załatwiała się na wycieraczki sąsiadów, rzucała w ich psy doniczkami z balkonu. Nie spała po nocach, a ja razem z nią. Mdlałam w pracy ze zmęczenia. To wtedy straciłam kontakt z większością znajomych, sąsiedzi przestali zaglądać. Trzeci udar okazał się najmocniejszy. Kocham mamę, staram się więc sprostać sytuacji, ale czasem po prostu nie daję rady. Mam najgorszy zestaw sytuacyjny – samotna jedynaczka bez bliskiej rodziny. I choć staram się być dzielna, odpowiedzialna i dobrze zorganizowana – czuję się jak pies na krótkim łańcuchu. Gdyby nie internetowe porady, np. damy-rade.info chyba bym oszalała. Mam 38 lat, a z lustra patrzy na mnie kobieta starsza o lat 10. W spożywczaku usłyszałam za plecami: Biedna dziewczyna... I drugi głos: Jaka biedna? Dostała mieszkanie po mamie, to niech nie narzeka... Ludzie bywają tak bezmyślnie okrutni...
Maria: – Wiesz, co boli? Gadanie, że taka jest kolej rzeczy: najpierw rodzice zajmują się tobą, poświęcają się, nie śpią po nocach, a potem ty zajmujesz się nimi. Prosta zamiana ról. Bardzo irytuje mnie takie mówienie. Nie wolno tych dwóch sytuacji porównywać. Gdy wychowuje się dzieci, jest z tego radość, przyjemność, bo jest rozwój, jest postęp. Dzieciątko zaczyna samo chodzić, ubierać się, jeść, usamodzielnia się. Ze staruszkami tak nie jest. Ma się świadomość, że lepiej nie będzie. Człowieka dobija ten brak nadziei, bo nasza ciężka codzienna praca, cały ten mozól, to poświęcenie się nie sprawią, że rodzice staną się bardziej sprawni, że lepiej się poczują. Nic takiego się nie zdarzy...
Radź sobie sam
Polska to okrutny kraj dla starych ludzi – powtarza Maciek. Pozornie nasze nowoczesne, empatyczne społeczeństwo ma coraz więcej do zaoferowania osobom starszym, ale tylko tym młodszym, sprawnym. – Gdy przychodzi prawdziwa starość, zniedołężnienie, nieporadność, oferta jest dość słaba – zgadza się z tą oceną Elżbieta. – Ciężar mają dźwigać najbliżsi, a doprecyzowując – kobiety. To od nich wymaga się heroizmu, poświęcenia, cierpliwości, empatii, rezygnacji z zawodu, by wziąć na siebie jeszcze więcej obowiązków. Bo przecież najczęściej są także matkami i żonami. Państwo proponuje niewielkie wsparcie, nawet gdy trzeba zrezygnować z pracy, by zająć się rodzicem. A powinno być tak, że te rozmaite instytucje przychodzą do mnie i pytają, czego potrzebuję. Nie mam czasu ani siły, żeby biegać po urzędach, zbierać dokumenty, pieczątki, zaświadczenia, a urzędnik zdecyduje, czy da mi wsparcie czy nie. Wielu ludzi z tego rezygnuje albo w ogóle nie wie, że coś im się należy. Gdy mama straciła kontakt z otoczeniem, znajomi przekonywali, że lepiej jej będzie w domu opieki. Okazało się, że nie mam szans, że na miejsce czeka się ok. 7 lat. Prywatne domy są nieosiągalne finansowo dla większości polskich rodzin. Zresztą z różnych względów nawet nie rozważają one takiego rozwiązania. To kwestia tradycji.
– Człowieku, radź sobie sam, rodzino, licz tylko na siebie – a dzisiejsza rodzina to nie ta sama co sprzed lat, gdy pod jednym dachem mieszkało kilka pokoleń i zawsze był pod ręką ktoś, kto zajął się babcią czy dziadkiem. Obecnie w wielu domach trwa cichy dramat – nie dlatego, że leży tam stary, schorowany człowiek, ale dlatego, że najbliżsi mają poczucie osamotnienia i porzucenia. Tak, uważam, że starzy, zniedołężniali ludzie są społecznie wykluczeni. Podobnie jak ich opiekunowie – podsumowuje Maciek.