Drewniany dom, malowany "w paski". Ganeczek, w którym latem pełno pelargonii. Pies przyjaźnie merda ogonem i "zaczepnie" poszczekuje. Kotek odchodzi, bo właśnie opróżnił swoją miseczkę. W karmniku duży
ruch - sikorki przyfruwają i odfruwają, wróble robią im dużo zamętu, a dostojna sójka, od czasu do czasu wszystkie ptaszki wypłoszy.
W domu trochę pusto po śmierci babci, ale wszystko ją przypomina. Słowa pouczenia i przestrogi, pieśni, których mnie uczyła i jej "dobre oczy", tego nie można zapomnieć.
Wchodzę cichutko. Dziadziuś jak zwykle pochylony nad gazetą. Widząc mnie szybko zdejmuje okulary i już się ściskamy.
- Co słychać, dziadziu?
- Wszystko w porządku. Dzieci dbają o mnie, niczego mi nie brakuje. Do kościoła mnie zawiozą i do rodziny zabiorą. Na co dzień doglądam krów w oborze, psa i kota dokarmiam i o ptaszki dbam. Z Radiem
Maryja się modlę, po nocach słucham rozmów, a rano długo śpię.
Dziadzio liczy sobie 88 lat. Jest pogodny i lubi żartować. Kocha słodycze, więc łatwo sprawić mu radość. Jest bardzo mądry, dużo się można od niego nauczyć. Kocha kwiaty i zwierzęta, ma dobre serce.
Lubi opowiadać.
Siadam na starej kanapie i "zamieniam się w słuch". Dziadziuś opowiada o przygodach, gdy konno jeździł po sól do Wieliczki, wspomina, że w dzieciństwie nie miał butów, aby w niedzielę pójść do kościoła
- trzeba je było pożyczać.
Jak bajki słucham opowieści o pracy w polu, gdy przez cały dzień chodził za pługiem; o sposobie siania zboża i koniczyny - raniutko, gdy nie było wiatru; o koszeniu trawy kosami - po rosie (bardzo
wcześnie rano). I robi mi się wstyd, że nie potrafię odróżnić kłosów zbóż i ziaren, ani rozpoznawać drzew. Podziwiam dziadziusia, który rozpoznaje ptaki po głosie, a zwierzęta po śladach na śniegu.
- A co u ciebie? - jak zawsze interesuje się dziadziuś. - Ano "wkuwam", zdaję egzaminy, czasem mam poprawki. To już trzeci rok. Rozpoczęłam już pisanie pracy licencjackiej. Kupiliśmy komputer, mogę
Ci dziadziu pokazać jak to działa.
Dziadziuś uśmiecha się, zawsze chciał mieć w gospodarstwie nowe urządzenia, aby ułatwić sobie pracę. Najpierw były to maszyny konne, później spalinowe, a wreszcie elektryczne. Chętnie opowiada jak
one wyglądały i rysuje, bo to trudno pojąć.
Dziadziuś wyplatał kosze z wikliny, robił miotły z gałązek brzozowych, powrozy i wszystko potrafił naprawić. Nazywano go "złotą rączką". Swoimi talentami chętnie służył innym w potrzebie. Teraz służy
uśmiechem i dobrym słowem.
Dobrze jest oderwać się od codziennego hałasu i pośpiechu, wpaść na chwilę do dziadziusia, aby w przytulnej izbie, gdzie stary zegar powoli odmierza czas, wyciszyć się. Takich chwil się nie zapomina.
Będzie co opowiadać kiedyś dzieciom.
Pomóż w rozwoju naszego portalu