Awantura o prezesa Najwyższej Izby Kontroli może wielu Czytelników wprowadzić w konfuzję. Oto bowiem wewnątrz „dobrej zmiany” dochodzi do sporej nerwowości, której sensu nie sposób pojąć bez wgłębienia się w materię wydarzeń z ostatnich tygodni. Pierwsze wrażenia – na podstawie informacji kolportowanych przez media – były jednoznaczne: oto Marian Banaś jest człowiekiem, który popełnił poważne przestępstwa, nieomal prowadzi dom uciech i nie ma honoru, i w takiej sytuacji miałby się podać do dymisji z funkcji prezesa NIK. W pewnym momencie prawie wszystkie media – i te z patriotycznej strony, i te lewicowe – wydały na niego wyrok. Pewne zastanowienie budził jedynie fakt: Dlaczego, wiedząc o tym, rządzący obóz polityczny sprawił, że Banaś najpierw piastował funkcję ministra finansów, a potem głosami sejmowej większości został wybrany na stanowisko prezesa NIK?
Tu nie padały żadne konkretne i wytrzymujące próbę racjonalnego osądu argumenty. Marian Banaś, człowiek od lat związany z antykomunistycznym podziemiem, więzień z okresu PRL, naraz stał się tak niebezpiecznym przestępcą, że należy natychmiast zniszczyć go publicznie i odwołać ze wszelkich możliwych stanowisk. Oczywiście, ludzie się zmieniają, władza kusi i zaślepia – ale czy aż w tak wielkim stopniu?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Coś nie dawało mi spokoju. Przeprowadziłem dziesiątki rozmów z osobami zaangażowanymi w działalność Ministerstwa Finansów i Krajowej Administracji Skarbowej. Z większości z nich wyłania się obraz Banasia, który, owszem, może być lekkomyślny czy nawet porywczy, popełniał wiele błędów, ale nikt nie może mu odmówić dwóch cech: osobistej uczciwości oraz ideowości. Zwracano uwagę, że funkcje państwowe pełnił już w czasie rządu Jana Olszewskiego, potem był zastępcą śp. min. Zyty Gilowskiej. W tym czasie krążyły o nim dobre opinie. W czasie pierwszej kadencji rządów „dobrej zmiany” przez 4 lata pełnił funkcje wiceministra i szefa KAS. Czy wtedy nie było w stosunku do niego żadnych zastrzeżeń? Pojawiły się dopiero w końcówce sierpnia tego roku, po emisji napastliwego filmu w telewizji TVN. (Autor tego materiału właśnie otrzymał nagrodę Grand Press, którą śmiało można dziś nazwać „nagrodą za najbardziej antypisowski materiał dziennikarski”). Co udało mi się – bez wątpliwości – potwierdzić: obecny prezes NIK przez 4 lata składał złe oświadczenia o swoim stanie majątkowym. Z roku na rok powielał ten sam błąd, który polegał na niedopisaniu do zasobów posiadanej gotówki kwoty ponad 200 tys. zł. Z roku na rok była to jednak niemal ta sama kwota, co sugeruje, że niechlujnie wypełniał oświadczenia majątkowe, a służby, które powinny pilnować działań najwyższych urzędników w państwie, nawet nie zwróciły na to uwagi. Drugi zarzut dotyczy zakupu i sprzedaży – po tej samej cenie – cennej rzeźby.
Reklama
Miał ją sprzedać ministrowi człowiek, który później został oskarżony o udział w tzw. piramidzie finansowej. Ostatni z poważnych zarzutów mówi o tym, że po sprzedaży feralnej kamienicy w Krakowie (gdzie, według materiału Bertolda Kittela, miał się mieścić tzw. hotel na godziny) przekazał darowiznę – ok. 1,8 mln zł. – swojemu synowi Jakubowi i znów nie wpisał tych ruchów do oświadczenia majątkowego, przy czym syn poinformował o tej sprawie odpowiednie służby skarbowe, więc nikt nie ukrył tej sumy ani nie wytransferował jej do podatkowego raju. To właściwie są najpoważniejsze zarzuty. Dodam jeszcze, że dogrzebałem się do sprawy Arkadiusza B. – przez długi czas bliskiego współpracownika Banasia w KAS. Ten były wojskowy wkradł się w łaski wiceministra i grał rolę człowieka, który ma do niego pełny dostęp. Został nawet dyrektorem Krajowej Szkoły Administracji Skarbowej. W pewnym momencie jednak Centralne Biuro Śledcze Policji trafiło na ślad zorganizowanej grupy wyłudzającej pieniądze, której powiązania sięgały wysokiego szczebla Ministerstwa Finansów – aresztowani zostali prawnik Krzysztof B. i właśnie Arkadiusz B. Dwa miesiące wcześniej Banaś otrzymał informacje o podejrzanych działaniach tego drugiego i natychmiast zwolnił go z pracy. Współpracownicy relacjonowali mi, że Banaś był wtedy zszokowany działaniami Arkadiusza B. i cała sprawa – wtedy jeszcze niemająca kryminalnych poszlak – bardzo go przygnębiła.
To jest cała moja wiedza dotycząca zarzutów wobec obecnego prezesa NIK. Czy są one aż tak dyskredytujące, aby skazywać go na publiczną śmierć? Niech Państwo sami rozsądzą.
Trudno mi zrozumieć postawę służb specjalnych i wysokich urzędników państwowych, którzy tak ochoczo potępili człowieka, a przecież jego działania jeszcze niedawno zarówno premier Mateusz Morawiecki, jak i większość polityków PiS podawali za przykład skuteczności obecnych władz w walce z mafią finansową wyłudzającą podatek VAT. Dzięki działaniom zorganizowanej przez Banasia KAS budżet państwa zyskał ponad 100 mld zł.
Poprzednik Mariana Banasia na stanowisku prezesa NIK – Krzysztof Kwiatkowski był obarczony kryminalnymi zarzutami i nikt tak pryncypialnie nie domagał się jego dymisji, nie stosowano też wobec niego tak bezwzględnych form nacisku i zniesławiania.
Reklama
Oczywiście, moralnie cała ta awantura wydaje się bardzo niesmaczna i chciałoby się pozbawić państwowych funkcji wszystkich jej głównych aktorów. Może jednak tak poobijany, ale przecież uczciwy i nastawiony patriotycznie Banaś właśnie teraz daje rękojmię tego, że kierowany przez niego urząd stanie się jedną z najważniejszych instytucji dbających o legalność działania urzędników i uczciwość pracy zarówno polityków, jak i instytucji powołanych do ochrony interesu obywateli? Oczywiście, co do tego nie ma żadnej pewności, jednak pojawiła się nadzieja, że NIK z lekceważonego od lat urzędu stanie się pierwszoplanowym czyścicielem obyczajów naszej politycznej klasy.
Pierwsze działania podjęte przez Banasia jako nowego prezesa natychmiast znalazły się w centrum zainteresowania mediów. Na podstawie ustaleń NIK podjął on decyzję o skierowaniu do prokuratury aż 16 zarzutów wobec działania tzw. Funduszu Sprawiedliwości zawiadywanego przez Ministerstwo Sprawiedliwości. Wybuchła burza, ale czy właśnie takiej burzy nam teraz nie potrzeba? Banaś może walczyć o oczyszczenie swojego dobrego imienia i jeśli nie podda się wzrastającej presji, może doprowadzić do cyklicznego przedstawiania raportów z kontroli, które będą dotyczyć najważniejszych dziedzin działania państwa.
Przeprowadziłem sporo ustaleń – wynika z nich, że przebywający obecnie w areszcie Arkadiusz B. swoją osobą łączy kilka największych afer: jego nazwisko przewija się bowiem zarówno w kręgu ludzi związanych z aferą SKOK Wołomin, jak i w tzw. aferze paliwowej oraz w aferze związanej z hazardem. Obraz, który wyłania się z wielu rozmów, lektury dokumentów oraz prześledzenia powiązań w Krajowym Rejestrze Sądowym, jest przygnębiający. Pokazuje bowiem, że nasze życie publiczne nadal trawi ciężka choroba korupcji, nieformalnego zaangażowania dawnych funkcjonariuszy służb specjalnych oraz wysokich urzędników państwowych. Czy właśnie dzięki Marianowi Banasiowi uda się wiele z takich spraw wyjaśnić? Warto poczekać na efekty jego działań w NIK.
Witold Gadowski
Dziennikarz, autor „Wyspy prawdziwej wolności” na gadowskiwitold.pl