O języku religijnym i jego ewolucji we współczesnej polszczyźnie z Janem Miodkiem, lingwistą, profesorem Uniwersytetu Wrocławskiego rozmawia Jarosław Nieradka
Jarosław Nieradka: - Coraz częściej można usłyszeć i przeczytać wyrażenia rodzaju: "Bóg jest ok", "Jezus jest cool". W jakim kierunku podążają zmiany w języku religijnym?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Prof. Jan Miodek: - Te podane przykłady trafiają się przede wszystkim w kazaniach na Mszach św. młodzieżowych i dziecięcych. Mój syn co prawda już wydoroślał i na takie Msze św. już nie chodzę, ale kiedy mam wykład dla księży czy kleryków w seminariach, to najwięcej negatywnych przykładów podaję właśnie z języka Mszy św. młodzieżowych i dziecięcych. Tam, moim zdaniem, dochodzi do najpoważniejszych zgrzytów stylistycznych, choć wynikających z dobrej woli! Wikary, który zajmuje się duszpasterstwem dzieci czy młodzieży, chce młodym ludziom przybliżyć te nieraz trudne zagadnienia i zaczyna zupełnie niepotrzebnie swój język infantylizować, umłodzieżawiać. Dlatego niepotrzebnie, że każdy potrzebuje sacrum w języku, dziecko też. Słyszę podczas Mszy św. dla dzieci, jak ksiądz mówi: "Wiecie dzieci, Mareczek mi dziś powiedział, że chce być kumplem Pana Jezusa". I ksiądz jest wniebowzięty, że Mareczek tak powiedział. A przecież to doskonała okazja dydaktyczna, by powiedzieć: "Cieszę się, że Mareczek chce być tak blisko Pana Jezusa, ale wiecie co, dzieci, kumplem może być Franek, Kuba i Maciek, a Pan Jezus to ktoś najdroższy, powiernik, przyjaciel, przewodnik". Będzie to przy okazji lekcja wzbogacania słownictwa, ale księża takich lekcji nie wykorzystują. Fascynują się za to słowem aż nadto potocznym - no gdzie "kumpel" przed ołtarz?! Takich przykładów niepotrzebnego desakralizowania można podać co niemiara.
- Nie sądzi Pan, że trzeba jednak znaleźć w takich sytuacjach jakiś kompromis, by trafić do słuchaczy?
- Oczywiście, że tak. Gdybym usłyszał: "Drogie dzieci, Matka Boska jest taką stacją przekaźnikową między Bogiem a nami", to być może nie atakowałbym wypowiedzi tego księdza, bo on po prostu przemawia
do wyobraźni współczesnego dziecka. Sto lat temu byłby to nonsens, natomiast dziś, kiedy ksiądz odwołuje się do współczesnych realiów cywilizacyjnych, to nie mam pretensji. Jezus opowiadał o ptakach niebieskich,
o pszenicy i synogarlicach, natomiast dziś frazeologię modyfikujemy w ten właśnie sposób.
Ks. Włodzimierz Sedlak napisał przecież Technologię Ewangelii - Chrystus jest w niej nazwany Układem Scalonym i to też może szokować.
- Czy język religijny kończy się na murach kościoła, czy może funkcjonuje w społeczeństwie jeszcze inaczej?
Reklama
- Bez wątpienia nie kończy się na kościele, ale wydaje mi się, że z naszej polskiej ponaddziewięćdziesięcioprocentowej religijności bardzo mało wynika w codziennych językowych kontaktach. Jest przerażający rozziew między tym niby z gruntu religijnym i katolickim społeczeństwem a sposobem jego funkcjonowania w stosunkach międzyludzkich. I tu trzeba nam się uczyć od niby już całkowicie zlaicyzowanej Europy. Istnieje straszny kontrast między nami a Niemcami, Francuzami, Hiszpanami i dlatego, kiedy słyszę o naszych wartościach, o które się tak boimy, to odbieram to w kategoriach faryzejstwa i obłudy. To my powinniśmy się tam, w Europie, czegoś nauczyć, że z chrześcijaństwa coś wynika, a u nas tymczasem nie wynika! Oczywiście, to nie tylko wina nas samych, ale też naszej trudnej historii, która spowodowała, że polski katolicyzm był zawsze masowy, pielgrzymkowy i obrazowy. Odegrał już swoją rolę historyczną, ale to się skończyło - jest wolna Polska. Pozostała czysta misja ewangelizacyjna, teraz nadszedł czas na pogłębienie świadomości religijnej, na etos pracy, na etap stosunków międzyludzkich, mających obraz także w języku.
- Wracając do ewolucji języka religijnego - jaki powinien być: bardziej masowy czy bardziej elitarny?
- Zdecydowanie opowiadam się za elitarnością i potrzebę tej elitarności widzę w Kościele. Sacrum wymaga odpowiedniej oprawy, także językowej.
- Dziękuję za rozmowę.