Świtało. Jutrzenka swym blaskiem rozjaśniła niebo. Pierwsze promienie słońca obudziły wiosenny świat. Kobierce białych zawilców zapełniały swym wdziękiem cały las. Złote główki miłków śmiały się, patrząc
w górę. Przylaszczki pachniały wczorajszym deszczem. Lśniące od kropel młode listki drżały w koronach drzew. Nawet chałupy porozrzucane wśród pól były radośniejsze niż zwykle. Ziemia tętniła życiodajnym
pulsem.
W domostwach od rana pełno zajęć. Trzeba zdążyć ze wszystkim przed święceniem, bo to przecież dzisiaj "Wielga" Sobota. W kuchni pachnie wielkanocnymi potrawami. Mama wyjęła z pieca ogromną babę, pieczoną
w takiej jakby "donicy". Aromat pysznego, drożdżowego ciasta podrażniał żołądki, które przez czterdzieści dni nie dostawały ani słodkości, ani mięsa. Dziewczęta, by nie marzyć o jutrzejszym dniu, z uwagą
malują jajka. Spod ich rąk wychodzą prawdziwe arcydzieła sztuki, więc do domu na wzgórzu przychodziły i panny, i starsze kobiety, przynosząc do ozdabiania jajka.
- Władzia, skąd ci się tyle pomysłów bierze? - pytały koleżanki, widząc najróżniejsze wzory. A ona miała bujną wyobraźnię i przede wszystkim kochała święta - pełne życia i wesela. Pisakiem z kijka
zakończonym blaszką wyskrobywała całe rysunki. Malowała też woskiem. Bazie, kwiaty, dzwonki, życzenia, postacie aniołków, misterne wzory same przychodziły na myśl. Kiedy wosk twardniał, Milka gotowała
jajka w wywarze z łusek cebuli oraz z młodego żyta. Felka również zdobiła pisanki, wrzucając je do wody z kolorową bibułą lub do kupowanej farby.
- Pospieszcie się, już ludzie zaczynają schodzić się pod figurę. - przynaglała mama córki. Właśnie skończyły i dumne ze swej pracy uśmiechają się do siebie. Władzia pobiegła jeszcze po fiołki i gałązki
do ozdoby. Koszyk ze święconką już gotów, a ileż w nim rzeczy: duża, złotobrązowa babka, chleb z chrupiącą skórką, szynka, kiełbasa, baranek z masła, sól, "krzan", kraszanki na całe święta i kartofle
do sadzenia, żeby dobrze rosły. Ksiądz poświęcił pokarmy i trzeba czekać na jutrzejsze śniadanie. Szybko nastał wieczór i noc zamknęła powieki gospodarstwom.
Ranna szarość nie opuściła jeszcze nieboskłonu, a ludzie tłumnie szli do kościoła. Zaczęła się rezurekcyjna procesja. Rozśpiewały się dzwony, rozdzwoniły dzwoneczki w lasach, wzeszło słońce i ze wszystkich
piersi wydobył się jeden głos: "Alleluja!!!". Msza Zmartwychwstania, przepełniona szczęściem, skończyła się już. Ludzie z radością w sercach wracają do domów.
- Jakże ja kocham wielkanocny poranek - szepnęła cicho Władzia. Milka biegła radośnie z kościoła, by być pierwszą, tak jak wszyscy, bo to zapewniało szczęście. Rodzina stanęła wokół stołu i podzielono
się jajkiem.
- Teraz poświęcę dom, obejście i pole - rzekł gospodarz, wychodząc z wodą święconą i kolorową palmą. - W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Niech Bóg broni od szkody, od gradobicia, od suszy i wszystkich
klęsk - mówił, gdy czyste krople spadały na ziemię. Nareszcie wszyscy usiedli. Gorący barszcz biały z serem, jajkami i kiełbasą rozgrzewał. Można było jeść mięso, ugotowane w garnkach, które przed wielkim
postem szorowało się popiołem. Przeróżne ciasta - mazurki, babki - smakowały jeszcze bardziej niż zwykle po długiej drodze. Po śniadaniu dziewczęta udały się z pisankami do rodziny. Potem panny nosiły
kraszanki chłopcom, którzy im się podobali. Siedemnastoletnia Władzia nieśmiało ofiarowała najładniejsze jajko Stachowi. Ten zaś bardzo ją lubił i spoglądał z uwielbieniem na śliczną twarz, zielone oczy
i grube warkocze, sięgające pasa.
Chociaż wszystkich morzył sen w "Wielgą" Niedzielę, to nikt w czasie dnia nie położył się spać, bo pole i ogród zarosłyby chwastami.
Zmierzchało. Kolejna Wielka Niedziela życia zachodziła wraz ze słońcem. A jutro - lanie wodą. Za tydzień będą Przewody i znowu jakby śniadanie wielkanocne. Wiosenny świat usypiał kołysany przez baśnie
lasu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu