Szczęść Boże z diecezji Ciego de Avila na Kubie. Drodzy przyjaciele misji, od ponad roku za zgodą naszego biskupa toruńskiego dane mi jest posługiwać jako misjonarz diecezjalny fidei donum w Ciego de Avila – jednej z najuboższych diecezji na Kubie.
Codzienność
Kuba od ponad 60 lat przeżywa poważne problemy ekonomiczne, związane z rewolucją i utopijnym systemem wprowadzonym przez Fidela Castro. Wcześniej był to bardzo rozwinięty kraj, największy potentat produkcji cukru na świecie. Niestety, teraz czasy się zmieniły, brakuje podstawowych środków do życia. Młodzi Kubańczycy marzą jedynie o wyjeździe z kraju, brakuje fachowych rąk do pracy w rolnictwie i w zakładach pracy. Podstawowa żywność (ryż, chleb, olej, mleko, fasola, cukier, sól) jest ściśle reglamentowana, tak jak to było u nas, w Polsce, w okresie stanu wojennego na kartki (tutaj jest tzw. libreta).
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
W naszych przepełnionych chorymi na dengę i zika szpitalach nie przestrzega się zasad higieny, nie ma mydła i innych środków czyszczących, brak podstawowych leków i narzędzi do zabiegów medycznych. Ponadto ostatnio wprowadzono tzw. okres koniunkturalny, ograniczając do minimum liczbę pociągów, autobusów i promów z powodu braku paliwa. Banki, firmy transportowe i przesyłkowe i inne organizacje, które pragną pomóc Kubańczykom, są obciążane wysokimi opłatami celnymi. Ponadto muszą płacić karę z powodu embarga Stanów Zjednoczonych, nałożonego na współpracujących z reżimem Castro.
Posługa
W takiej trudnej sytuacji posługa misjonarza jest poważnym wyzwaniem. Kościół katolicki na Kubie i Caritas próbują wspierać, na ile to możliwe, miejscowych mieszkańców, ale też nie jest to łatwe. Brakuje kapłanów – w mojej diecezji jest zaledwie 13 księży, w tym tylko dwóch Kubańczyków. Na terenie mojej parafii katedralnej w Ciego de Avila, gdzie posługuję praktycznie sam, wspierany czasem przez naszego biskupa, mieszka ok. 130 tys. osób. Ok. 40% z nich jest ochrzczonych w Kościele katolickim, ale wielu z nich nie praktykuje. Niemniej jednak można powiedzieć, że Avilenos – mieszkańcy prowincji Ciego – wciąż są religijni. Wielu nawet nieochrzczonych żegna się znakiem krzyża, przechodząc w pobliżu katedry czy kaplic, modli się za wstawiennictwem Matki Bożej, czczonej tu jako Matka Miłości (Virgen de la Caridad del Cobre) czy czci innych popularnych w miejscowej pobożności ludowej świętych, np. San Lazaro (św. Łazarza) czy św. Barbarę. Niekiedy utożsamia się naszych świętych z tzw. Orisha – bóstwami z religii Yorouba znanych tu od czasów sprowadzania niewolników z Afryki, kiedy Kuba była kolonią Hiszpanii. Trzeba nam niejednokrotnie korygować te synkretyczne (mieszające religie i zwyczaje) przyzwyczajenia, ukazując, że Jezus Chrystus jest jedynym Zbawicielem świata.
Reklama
Od pół roku jestem też kapelanem więzienia. W każdą środę razem z siostrami Misjonarkami Miłości Matki Teresy z Kalkuty odwiedzamy miejscowe więzienie. W tym miesiącu po długim czasie negocjacji z dyrekcją pozwolono nam, po wcześniejszym czasie katechumenatu, na chrzest 18 więźniów. Odbyło się to w kontekście dnia upamiętniającego Matkę Bożą Mercedariuszy (Nuestra Senora de Merced), patronkę więźniów.
Eldorado?
Innym elementem mojej posługi tutaj jest animacja w tzw. misyjnych wspólnotach. Na terenie mojej parafii mamy 11 baz w mieście i wioskach. Spotykamy się w prywatnych domach wiernych na cotygodniowej katechezie, medytacji biblijnej czy, gdzie to możliwe, na Mszy św. Daje to mi także okazję do kontaktu, zwłaszcza z osobami chorymi i starszymi, które nie mogą z racji trudności z transportem czy choroby dotrzeć do odległej katedry.
Szczególną radością są też katechumeni, którzy w ciągu dwóch lat przygotowują się do sakramentów wtajemniczenia chrześcijańskiego. Ich liczba stale wzrasta. W parafii mamy już 5 grup, każda liczy ok. 10-15 osób. Z racji na system panujący na Kubie katecheza i lekcje religii odbywają się przy kościele, a nie w szkole. Przed rewolucją były tu dwie szkoły katolickie – żeńska i męska. Teraz te budynki, odebrane siłą przez rząd w ramach tzw. nacjonalizacji, popadają w ruinę i obwieszone są propagandowymi plakatami.
Kuba znana jest w Polsce jako kraj plaż i błękitnego wybrzeża, gdzie zjeżdżają się turyści z całego świata. Niestety, są oni odseparowani od naszej brutalnej rzeczywistości, a sami Kubańczycy mają wiele trudności, żeby dotrzeć do tego „eldorado”, niejednokrotnie będąc wykorzystywanymi przez firmy hotelarskie i turystyczne.
To tak bardzo pobieżnie o mojej posłudze na Kubie, do zakończenia której pozostał mi jeszcze blisko rok. Proszę o modlitwę za naszych parafian i umęczonych absurdalnym systemem komunizmu Kubańczyków, zwłaszcza teraz, w czasie Nadzwyczajnego Miesiąca Misyjnego. Z Panem Bogiem.