Zza niskiego drzewa wyłania się dorodny łoś i przystaje z głupią miną. Łosie mają słaby wzrok, a zapach ziół dodatkowo zmylił jego węch. Na stado drozdów spada jakiś skrzydlaty kształt i zastyga ze zdobyczą w szponach; sokół wędrowny upolował pokarm dla swoich piskląt. Opasły bóbr wychodzi na błotnisty brzeg. Wlecze za sobą ogon – gruby od tłuszczu, pokryty jakby rybią łuską. Jeziorko ma gęsto zarośnięte brzegi. Właśnie tu znalazł schronienie żuraw stepowy. Wcześniej skorzystał z Wisły jako europejskiej ptakostrady...
Te wszystkie zwykłe-niezwykłe zdarzenia miały miejsce w granicach Warszawy, kilka kilometrów od Pałacu Kultury i Nauki. A mogły nastąpić pewnie w niejednym dużym mieście. Wystarczy tylko rozejrzeć się wokoło – zachęca Arkadiusz Szaraniec, autor „Warszawy dzikiej”, ciekawej i pouczającej lektury w czasie, gdy w stolicy dochodzi do kolejnych „awarii”, czyli katastrof ekologicznych, które uderzają w naszych braci mniejszych.
Pomóż w rozwoju naszego portalu