Z nowo mianowanym biskupem włocławskim dr. Wiesławem Meringiem na temat jego drogi do kapłaństwa, związków z Pelplinem i Toruniem rozmawiają ks. Wojciech Miszewski i ks. Dariusz Żurański
Ks. Wojciech Miszewski i ks. Dariusz Żurański: - Jakie wspomnienia z drogi do kapłaństwa towarzyszą Księdzu Biskupowi dzisiaj, na początku nowego etapu życia?
Bp dr Wiesław Mering: - Swoją drogę do kapłaństwa każdy ksiądz wspomina z rozrzewnieniem. Z niej czerpie siły. Zacznę od mojej rodziny, która była, mówiąc współczesnym językiem, tradycyjnie wierzącą rodziną katolicką. Inna była jednak postawa życiowa mamy, zupełnie inna mojego ojca. Ojciec racjonalny, wyważony, mama natomiast bardziej emocjonalna, ale uważam, że od obojga rodziców udało mi się przejąć określone wartości. Ciepło, jakie niekiedy mam w sobie, jest dziedzictwem po mamie, zaś obiektywizm w ocenie ludzi, zdarzeń, sytuacji niewątpliwie przejąłem od taty. Ten obiektywny, a równocześnie emocjonalny stosunek do religii wyniosłem z domu rodzinnego.
- Czy już w dzieciństwie Księdza Biskupa można dostrzec jakiś szczególny wpływ Kościoła?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
- Tak się jakoś dziwnie składało, że mieszkałem zawsze blisko kościoła. Najpierw w maleńkiej Przyjaźni koło Żukowa, gdzie moi rodzice zaczynali swoje życie małżeńskie. Pewnie ta bliskość kościoła sprawiła, że byłem przeznaczony do służby przy ołtarzu, którą bardzo sobie ceniłem. Pamiętam, ilu ciekawych, dobrych rzeczy nauczyłem się od ks. Jerzego Kasprzyka - ówczesnego proboszcza w Przyjaźni. Ksiądz był wówczas synonimem człowieka wykształconego, kulturalnego, eleganckiego. Od mojego Księdza wiele się nauczyłem, przede wszystkim on mnie wprowadzał w świat książek, któremu staram się być wierny. Właśnie w służbie ministranckiej oraz w traktowaniu z powagą prob-lemów religijnych w domu rodzinnym widzę fundamenty mojego powołania.
- Czy Ksiądz Biskup pamięta moment, w którym zapadła decyzja wstąpienia do seminarium?
Reklama
- Doskonale pamiętam, choć nie towarzyszyło temu żadne przeżycie mistyczne. Po maturze w 1962 r. dostałem się na romanistykę do Warszawy i byłem zdecydowany podjąć te studia (do dzisiaj mam zawiadomienie z uniwersytetu o przyjęciu). Siostry mojej mamy zabrały mnie do Częstochowy na święto Matki Bożej Królowej Polski. Byłem wtedy pierwszy raz w życiu na Jasnej Górze. Właściwie nic specjalnego się nie wydarzyło. W każdym razie, wyjeżdżając z Sanktuarium Jasnogórskiego, byłem pewien, że powinienem zrezygnować z romanistyki i pójść do seminarium. Wróciłem do Gdyni, w której już wtedy mieszkałem, i powiedziałem mojemu katechecie ks. Stanisławowi Zawadzkiemu: "Wie Ksiądz, ja chyba muszę pójść do seminarium". Zastanawialiśmy się przez chwilę, czy wybrać Pelplin, czy Gdańsk-Oliwę. Ks. Zawadzki w końcu zdecydował, że powinienem iść do własnej diecezji. Tak więc moim seminarium stał się Pelplin. Tu przyjechałem 10 września 1962 r. Było już po rekrutacji. Zostałem przyjęty przez ówczesnego rektora ks. inf. Antoniego Liedtke w jego domu, w którym obecnie mieszkam. Zapytał mnie, dlaczego chcę być księdzem i czy nie boję się trudnej sytuacji? Pamiętajmy, że to były lata bardzo trudne dla Kościoła. Odpowiedziałem, że przecież historia Kościoła uczy, że bywało niekiedy o wiele trudniej. Nie zdawałem sobie sprawy, że on był historykiem Kościoła, i że ten argument bardzo go jakoś do mnie przekona. Po tej rozmowie, po tym pierwszym spotkaniu już pozostaliśmy sobie bliscy. Potem, po 2 latach spędzonych w seminarium miałem wątpliwości i przerwałem naukę. Jednak już kilka miesięcy później wiedziałem, że i tak tam wrócę.
- Wstępując do seminarium, miał Ksiądz Biskup zaledwie 17 lat...
- ...gdyż w wieku 6 lat poszedłem do szkoły. Moja mama uważała, że poradzę sobie bez problemu z nauką.
- Czy decyzja pójścia do seminarium zaskoczyła rodziców?
- Moi rodzice zachowali się naprawdę bardzo dojrzale; uważam, że tak powinni zachowywać się rodzice. Właściwie nie było ani oporu, ani wielkich zachwytów. "Jeżeli uważasz, że to jest dobry wybór - mówili - jeżeli jesteś go pewien, to idź. My będziemy ci tyle pomagali, ile będziemy w stanie". Nie było z ich strony ani presji, ani prób zniechęcenia, co czasem się spotyka wśród rodziców dzieci wstępujących do seminarium duchownego.
- Wspominał Ksiądz Biskup osobę ks. inf. A. Liedtke. Jacy jeszcze księża zapisali się szczególnie w pamięci?
Reklama
- Było kilka osób, które bardzo wpłynęły na mój sposób widzenia kapłaństwa, więcej chyba - chrześcijaństwa. Najpierw oczywiście wspomniany już ks. inf. A. Liedtke, potem abp E. Piszcz. Myślę także o ks. prof. Januszu Pasierbie, który wrócił po studiach z Zachodu. W tamtym czasie pobyt na Zachodzie był dla nas nieosiągalnym marzeniem. Patrzyliśmy na ks. prof. Pasierba z podziwem, bo on wydawał się, dzisiaj byśmy powiedzieli, prawdziwym Europejczykiem, wydawał się inny niż reszta naszych profesorów. Liturgii uczył mnie ks. inf. Jerzy Buxakowski, któremu zawdzięczam moje postrzeganie liturgii. Mogę powtórzyć po wielu latach, że to jest bardzo dobry dydaktyk, i że całe pokolenie księży powojennych wiele mu zawdzięcza. Później, kiedy wróciłem do seminarium, pracował tu abp Henryk Muszyński, który oszołomił nas nową wizją czytania i patrzenia na Pismo Święte. Teologia biblijna w jego ujęciu pokazała zupełnie inne horyzonty, inne perspektywy.
- Ksiądz Biskup wspomniał o wielkim wrażeniu, jakie zrobił na seminarzystach przyjazd ze studiów zagranicznych ks. J. Pasierba. Po ukończeniu seminarium również Ksiądz Biskup został skierowany na studia specjalistyczne we Francji.
- Każdy pobyt na Zachodzie jest szansą na dwie rzeczy: po pierwsze, na nawiązanie kontaktów, poznanie ludzi, środowisk, sposobu myślenia, nowych zwyczajów. To bardzo ubogaca człowieka, jego horyzonty i przestaje być - mówiąc krótko - zaściankowy. Druga wartość to język. Przebywałem we Francji niedługo, po roku musiałem wracać, chociaż bardzo tego żałuję. Niemniej zrobiłem tam licencjat z teologii.
- Na pewno w rozpoczynającej się posłudze pasterskiej w Kościele włocławskim będzie Księdzu Biskupowi przydatne wcześniejsze doświadczenie kapłańskie.
- Rzeczywiście tak jest, bardzo je sobie cenię. Byłem wikariuszem w Gdyni i Toruniu, wreszcie proboszczem na wsi w Lignowach koło Pelplina i profesorem w Seminarium.
- Jak Ksiądz Biskup wspomina czas duszpasterskiej posługi w Toruniu?
Reklama
- Pracowałem w parafii Chrystusa Króla, która wtedy liczyła ponad 40 tys. mieszkańców. Tam współpracowałem m.in. z ks. Bronkiem Porzychem, późniejszym pierwszym ekonomem diecezji toruńskiej, którego zawsze mile wspominam. Już wtedy nazywaliśmy go prałatem, chociaż pewnie nigdy się nie spodziewał, że zostanie nim naprawdę. W Toruniu byłem zaledwie pół roku, ale doświadczenie tu zdobyte ogromnie sobie cenię.
- Jakie są najtrudniejsze problemy, z którymi przyjdzie się Księdzu Biskupowi zetknąć w posłudze w diecezji włocławskiej?
- Pewnie wszystkie diecezje mają te same problemy. Obszar pierwszy to dziedzina materialna - ludzie są biedni, wzrasta bezrobocie. Zdaję sobie sprawę, że możliwości Kościoła diecezjalnego są takie, jakie mają ludzie, bo Kościół nie istnieje poza ludźmi. Mam świadomość, że obowiązkiem diecezji jest spieszenie z pomocą w tym zakresie. Sądzę, że to będzie jedna z pierwszych spraw, której poświęcę uwagę. Mam wspaniałe wzory właśnie w diecezji toruńskiej, w której działalność Caritas jest wzorcowa. Nieraz rozmawiałem o tym z bp. Suskim. Druga dziedzina to kwestie personalne. Będą być może sytuacje, które będą domagały się ojcowskiej ręki. Ojciec to jest ten, który chwali, pomaga, ale też czasem musi dać klapsa, nie ma innego wyjścia.
- A czego Ksiądz Biskup obawia się najbardziej?
Reklama
- Widzenie spraw drugiego człowieka zawsze jest ograniczone, nie mamy możliwości zaglądania do czyjegoś serca. Ja też popełniałem pomyłki i pewnie je będę popełniał jako biskup. Obawiam się zatem, czy wszystkiemu sprostam, ale też muszę otwarcie powiedzieć, że cieszę się z we-jścia do tej akurat diecezji, gdzie metropolitą jest abp Henryk Muszyński, mój profesor, którego znam od wielu lat i wiem, że mogę liczyć na jego pomoc i radę. W bezpośrednim sąsiedztwie jest Toruń. Przez 11 lat pracowałem z biskupem toruńskim Andrzejem Suskim w ramach Rad Rektorów i rzecz jasna spodziewam się, że ta sama życzliwość i to samo serce, które nam wtedy okazywał jako rektorom, teraz będzie okazywał po bratersku.
- Wspólną troską naszych diecezji jest Wydział Teologiczny UMK.
- Bardzo się cieszę, bo to, po pierwsze, instytucjonalizuje nasze kontakty, a po drugie, nie ma nic ważniejszego niż refleksja teologiczna na uniwersyteckim poziomie. To ona mobilizuje do pracy naukowej, do robienia stopni, do upowszechniania teologii na wszystkich poziomach.
- Dla księży naszej diecezji Ksiądz Biskup jest przede wszystkim profesorem nauk filozoficznych, nieraz bardzo surowym, ale zawsze sprawiedliwym. Jaki wpływ ma filozofia na widzenie przez Księdza Biskupa otaczającej nas rzeczywistości?
- Żeby dobrze zrozumieć filozofię, często potrzeba wiele czasu. Myślę, że po ok. 20 latach dopiero człowiek zaczyna dostrzegać znaczenie filozofii, czym jest właściwie metafizyka, która często wydaje się mówieniem o wszystkim i o niczym. Właśnie dopiero po jakimś czasie się odkrywa, że wszystkie życiowe reguły bazują na tych regułach, które stanowią metafizyczne zasady. Metafizyka zatem to szkoła życia, styl życia. Myślę, że kto kocha filozofię, kto troszkę ją zna, kto ją choć trochę lubi, nigdy nie będzie człowiekiem skrajnym, chyba, że to jest zła filozofia.
- Jakie radosne wspomnienie Ksiądz Biskup zabierze z Pelplina...
Reklama
- Zdarzyła się taka sytuacja, której nigdy nie zapomnę, chociaż się nią do tej pory nie pochwaliłem. Teraz, kiedy odchodzę i już przestałem być rektorem seminarium, mogę o tym opowiedzieć. Otóż na samym początku pełnienia funkcji rektora dość poważnie zachorowałem. Gdy po powrocie ze szpitala spacerowałem w seminaryjnym ogrodzie, jeden z kleryków zrelacjonował mi wypowiedź swojego kolegi o mnie: "Dobrze, że już wrócił ze szpitala, bo kiedy on tu jest, ja czuję się bezpieczniej". Wówczas nie zareagowałem na te słowa, ale dobrze je zapamiętałem, jako jeden z najpiękniejszych komplementów, które pod adresem rektora mógłby kiedykolwiek wypowiedzieć kleryk.
- W herbie Księdza Biskupa znajdują się słowa: "Sprawiedliwość, pokój, radość", zaczerpnięte z Listu św. Pawła do Rzymian (14,17): "Królestwo Boże to sprawiedliwość, pokój i radość w Duchu Świętym". Dlaczego właśnie te słowa?
Reklama
- W nich zawiera się to wszystko, o czym mówiłem na początku naszej rozmowy: sprawiedliwość, czyli moment obiektywizmu. Zawsze starałem się być obiektywny jako rektor, jako proboszcz, jako katecheta. Wiem, że bywałem trudny dla moich studentów, że nieraz im dokuczyłem, ale równocześnie bardzo troszczyłem się o to, żeby być właśnie maksymalnie obiektywny, bo wydaje mi się, że bez sprawiedliwości żadne życie społeczne nie może normalnie funkcjonować. Najbardziej boli nas niesprawiedliwe traktowanie, dlatego ja ze sprawied-liwości czynię fundament mojej pracy kapłańskiej, a teraz biskupiej. Cała Msza św., całe Pismo Święte jest pełne próśb o pokój, Bóg jest Bogiem pokoju, daje nam myśli pokoju, a nie udręczenia. Czasem ludzie się dziwią tej radości, która się we mnie pojawia, ale to jest właśnie ta druga część mnie. Bez radości nie ma chrześcijaństwa. Ono musi być pogodne, optymistyczne i radosne. Człowiek, który nie umie się śmiać, nie tworzy prawdziwego obrazu chrześ-cijanina. Nie ma powodu, żebyśmy się mieli bać radości w naszym życiu. Jeżeli naprawdę wierzę, że Jezus zmartwychwstał, to jak ja się mogę nie cieszyć. Radość to jest też pewien dystans wobec siebie samego, to jest też pewna umiejętność niecelebrowania siebie, co jest biskupom, jak sądzę, szczególnie potrzebne.
- Na zakończenie rozmowy prosimy objaśnić naszym Czytelnikom symbolikę herbu Księdza Biskupa.
- Herb składa się z trzech głównych elementów. Pierwsza jest Matka Boża z Guadalupe w Meksyku. Dlaczego wybrałem Ją? To jest wizerunek Matki Bożej, która wyraża prośbę o przyjęcie. W ikonografii indiańskiej ten sposób przedstawienia wyraża prośbę: "Przyjmij mnie, otwórz się dla mnie, zaproś mnie do swojego domu, pozwól, że będę twoim gościem". Maryja wyciąga dłonie do Indianina Juana Diego, który był "nikim" dla Hiszpanów w XVI w. Dzisiaj biskup jest przede wszystkim dla ludzi najbiedniejszych. Bardzo się cieszę, że o pierwszą Mszę św. po mojej nominacji poprosiły mnie niepełnosprawne umysłowo dzieci z Bielawek koło Pelplina. Pomyślałem sobie, że to jest też jakiś znak ze strony Matki Bożej z Guadalupe, że właśnie te najbiedniejsze dzieci zaprosiły mnie do siebie. W herbie mam także fale morskie - symbol Pomorza i rybę - znak chrześcijaństwa. To wspomnienie mojej ukochanej Gdyni, ale i Wisły, która płynie przy domu biskupim we Włocławku. Jest znak chleba i wina jako symbole Eucharystii i krzyż jerozolimski, symbol Ziemi Świętej, jednego z najpiękniejszych miejsc na ziemi. Są to ślady moich podróży, poszukiwań Pana Boga, chwalonego na różne sposoby, w różnych częściach świata, w różnych językach.
- Dziękując za poświęcony nam czas, pragniemy życzyć Księdzu Biskupowi wielu błogosławionych owoców i radości z posługi w Koś-ciele włocławskim.