WIESŁAWA LEWANDOWSKA: – Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Niemieckich Nazistowskich Obozów Koncentracyjnych i Obozów Zagłady – uchwalony przez Sejm RP w 2006 r. na pamiątkę pierwszego masowego transportu Polaków z Tarnowa do Auschwitz 14 czerwca 1940 r. – nie cieszy się należną estymą. Nie została mu przypisana właściwa ranga, nie jest to rocznica nagłaśniana przez media ani też wyraźnie wspierana przez państwo. Dlaczego?
AGNIESZKA HAŁABURDZIN-RUTKOWSKA: – No właśnie, w przyszłym roku będziemy obchodzić 80. rocznicę rozpoczęcia działania KL Auschwitz, najwyższy więc czas, byśmy w Polsce głośno odpowiedzieli sobie na to pytanie. Uroczystości rocznicowe wyzwolenia obozu – 27 stycznia (w 2005 r. ONZ ustanowił ten dzień Międzynarodowym Dniem Pamięci o Ofiarach Holocaustu) – zawsze były bogate i wyczerpywały zapotrzebowanie na pamięć o oświęcimskim męczeństwie, ograniczającą się jednak tylko do ofiar pochodzenia żydowskiego. Uroczystości 14 czerwca zawsze były natomiast organizowane społecznie, głównie przez Chrześcijańskie Stowarzyszenie Rodzin Oświęcimskich i żyjących jeszcze więźniów z pierwszego, tarnowskiego transportu.
– Co się zmieniło z wejściem w życie uchwały sejmowej z 2006 r.?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
– Bardzo niewiele. Mimo że uchwała Sejmu RP w jakiś sposób zobowiązywała samorządy lokalne do upamiętniania tego dnia – wielu nie pamiętało... Nawet w gminach, na których terenie znajdowały się podobozy KL Auschwitz oraz inne niemieckie obozy na obszarze całej Polski. Niestety, ani ze strony samorządów, ani ze strony Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau nie było chęci organizowania w tym dniu obchodów stosowanych do rangi tego dnia. Nie pamiętały władze lokalne, nie pamiętały szkoły, nie pamiętały media. Gdy w tym roku, 14 czerwca, odwiedzałam pobliskie miejsca – m.in. Brzeszcze, Rajsko – nie znalazłam tam żadnego śladu pamięci, ani jednego znicza, nawet kwiatka...
– Do niedawna uroczystości 14 czerwca były organizowane w Tarnowie i Auschwitz samorzutnie przez organizacje społeczne, od niedawna głównym organizatorem jest Muzeum KL Auschwitz. Są bardziej „bogate”?
– Są inne... Poprzednio przyjeżdżali organizatorzy ze swoimi środowiskami. Msza św. była przy Bloku nr 11, orkiestra górnicza grała hymn narodowy. Muzeum uznało to za niedopuszczalne, jako że wokół ściany śmierci obowiązuje strefa ciszy, „nie można przeszkadzać innym odwiedzającym obóz”. Myślę, że śpiewanie hymnu nie powinno nikomu przeszkadzać – nawet przy samej ścianie śmierci – bo przecież wielu, gdy umierało, właśnie tu śpiewało polski hymn. Nie tylko więc ciszą możemy dziś uhonorować tych, którzy tu umierali...
– Na zachowanie ciszy nalegają jednak byli więźniowie żydowscy i ich dzisiejsi reprezentanci.
– Po założeniu Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau – na mocy ustawy z 1947 r., która powstała z inicjatywy polskich więźniów obozu – nie było żadnego narodowościowego rozdźwięku między byłymi więźniami. Ci, którym udało się przeżyć, byli zgodni co do tego, że aby upamiętnić to, co się tu zdarzyło, trzeba wręcz krzyczeć, by pokazać przyszłym pokoleniom, jaki los może zgotować człowiek człowiekowi.
Reklama
– W Polsce chyba jednak nie potrafiliśmy należycie zadbać o to upamiętnienie, o całą prawdę...
– Niestety, tak. Jako naród byliśmy bezradni, bo przecież wspierany przez Rosję sowiecką PRL kończył w Polsce to, co Niemcy zaczęli – niszczenie elity narodowej. Przypomnijmy tylko, że w tym pierwszym, tarnowskim transporcie do Auschwitz byli przede wszystkim ci Polacy, którzy – według Niemców – mogli mieć wpływ na przetrwanie Polski. A po wojnie komuniści dość skutecznie kontynuowali ten proces eksterminacji polskich elit...
– Kiedy pojawił się ów rozdźwięk w społeczności byłych więźniów, ów konflikt interesów w czczeniu pamięci?
– W Polsce zawsze istniała pamięć o martyrologii narodu polskiego, w żaden sposób niewykluczająca Żydów, którzy przecież także byli obywatelami Polski. Na Zachodzie natomiast od zawsze mówi się wyłącznie o Holokauście. O Polakach ani słowa, a sami Polacy robią niewiele, by dać o sobie znać. Po upadku żelaznej kurtyny nastąpiło zderzenie tych narracji, pojawił się konflikt.
– Chodzi o bezwzględną dominację Holokaustu nad cierpieniem innych narodowości?
Reklama
– Tak. Mamy sprawę krzyża papieskiego na żwirowisku przy obozie – Żydzi bezwzględnie domagają się jego usunięcia. Nikogo w Polsce nie było stać na to, by jasno powiedzieć światu, że to żwirowisko jest miejscem, gdzie Niemcy katowali polskich księży! Później siostry karmelitanki musiały opuścić teren obozu... Dlaczego ich modlitwa za ofiary niemieckiej zbrodni miałaby przeszkadzać?!
W latach 90. XX wieku zaczęło się wycofywanie się państwa z terenu obozu, muzeum zostało pozostawione samemu sobie i naciskom z zewnątrz. Wycofaliśmy się tak mocno, że w Auschwitz w ogóle przestano mówić o Polsce i Polakach. Jest tam wprawdzie odrębna wystawa polska, ale na ogół jej zwiedzanie nie mieści się w programie zwiedzania obozu. Polska historia – z jej oświęcimskimi bohaterami: o. Maksymilianem Kolbem i Witoldem Pileckim – znajduje się dziś zdecydowanie na ledwie zauważalnym marginesie tematyki Holokaustu. Przewodnicy z Izraela na pewno ją pomijają – w istocie nie mamy wpływu na to, co i jak mówią.
– Tymczasem świat zaczął mówić o „polskich obozach zagłady”, o rzekomej współwinie Polaków...
– Niestety, nie jest to wyłącznie wina nieżyczliwej Polsce obcej narracji, w dużej mierze jesteśmy tu winni sami, przez nasze zaniechania, naszą niepamięć i „wybieranie przyszłości”. 14 czerwca powinien być dużym świętem, aby Polacy poczuli się włączeni w pamięć – dotychczas pielęgnowaną jedynie w wąskim gronie społecznych działaczy – o martyrologii narodu polskiego. Mam też nadzieję, że mimo trudności szybko powstanie muzeum poświęcone tym Polakom z okolic Oświęcimia, którzy nieśli pomoc więźniom Auschwitz – Muzeum Sprawiedliwych spod Auschwitz.
– Co stoi na przeszkodzie?
– Nazwa. Międzynarodowa Rada Oświęcimska zawyrokowała, że nie może to być Muzeum Sprawiedliwych – bo ci mają już swoje drzewka w Yad Vashem. Możliwa jest niewiele mówiąca nazwa: Muzeum Pamięci Mieszkańców Ziemi Oświęcimskiej... Wolę upamiętnienia bohaterstwa Polaków pomagających więźniom Auschwitz wyraziła premier Beata Szydło podczas uroczystości 14 czerwca 2016 r. Muzeum powstanie poza terenem Muzeum Auschwitz-Birkenau, w jednym z budynków tzw. Monopolu, do którego dotarł pierwszy transport z polskimi więźniami.
Reklama
– Czego jak najpilniej potrzeba, Pani zdaniem, by prawda o Auschwitz nie ulegała postępującej manipulacji, by nie wykluczano polskiej martyrologii?
– Potrzeba wielu różnorodnych działań – odpowiedniej aktywności dyplomatycznej polskiego rządu, szeroko zakrojonych działań edukacyjnych i refleksji Polaków nad tymi po ludzku najtrudniejszymi sprawami. Nadal potrzeba zaangażowania społecznego w organizowanie różnego rodzaju przedsięwzięć, uroczystości itp., bo niestety, jest ono za małe i wydaje się coraz mniejsze. Ci, którym naprawdę zależało na pamięci – świadkowie historii, więźniowie niemieckich obozów zagłady – już odchodzą, umierają... A ktoś musi światu o Polsce opowiadać.
– Nikt już nie opowiada? Nikt nie chce słuchać?
Reklama
– To prześladujący nas po dziś dzień deficyt polskich elit intelektualnych – spowodowany niemiecką, a potem rosyjską planową eksterminacją – sprawia, że nie potrafimy pokazać światu ogromu polskiej martyrologii, polskiego bohaterstwa. Trzeba jednak przyznać, że po niedawnej fali antypolonizmu i oskarżeń o współwinę za Holokaust jakieś działania w kierunku odkłamania historii zostały podjęte. Przykładowo – objazdowa wystawa na temat Holokaustu uwzględnia już bohaterską postać Witolda Pileckiego, coraz częściej już wyraźnie pisze się o niemieckich, a nie polskich obozach zagłady. Jest więc szansa – o ile będziemy nad tym pracować i o tym myśleć – że te polskie akcenty staną się w końcu ważne nie tylko dla nas, ale że świat się czegoś ważnego o nas dowie.
– Wciąż pozostaje pytanie, dlaczego Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Niemieckich Nazistowskich Obozów Koncentracyjnych i Obozów Zagłady od kilkunastu lat mija bez echa.
– Trzeba za to winić przede wszystkim polskie media oraz samorządy. Dla mediów – nawet dla tych publicznych – to po prostu nieciekawy temat. Dla samorządów – jeśli brakuje tam choćby pozytywnie „nawiedzonych” nauczycieli lub działaczy i organizacji społecznych – to nieistotna sprawa, bo bardziej liczą się kostka brukowa lub kolejny aquapark... I tak skoro przynajmniej raz w roku nie stać nas na wysiłek pomyślenia o tej bolesnej historii Polski, to nie dziwmy się, że potem inni piszą ją za nas, a my coraz bardziej nie potrafimy nic zrobić.
– Może więc zamiast mieć żal o zdominowanie wojennej martyrologii powinniśmy brać przykład właśnie z Żydów?
Reklama
– Oni często wykrzykują nam prosto w oczy: My nie będziemy mówić o polskiej martyrologii, skoro wy sami o niej nie mówicie, nas to nie interesuje. Jestem głęboko przekonana, że w tej trudnej sprawie decydująca jest przede wszystkim nasza silna wola. Niestety, akurat tego z jakichś dziwnych powodów ciągle brakuje. Najbardziej szokujące i niezrozumiałe jest to, że najmłodsze pokolenia Polaków zostały w istocie pozbawione nauki historii. Zwłaszcza historia II wojny światowej w programach szkolnych III RP była potraktowana marginalnie.
– Co dziś robi Towarzystwo Opieki nad Oświęcimiem, aby przynajmniej złagodzić te objawy narodowej amnezji?
– Staramy się nie być bezczynni. Już jakiś czas temu w kręgach TOnO zaczęto organizować specjalne obozy pamięci; młodzi ludzie w niedużych grupach jeżdżą w wakacje do Oświęcimia, by pracować na terenie obozu, w dziale konserwacji eksponatów albo przy sprzątaniu. Niełatwo jednak dziś znaleźć chętnych do takiego sposobu spędzania wakacji. Ale gdy już przyjadą, to efekt edukacyjny zazwyczaj jest niesamowity.
– Nastawiony na konsumpcję współczesny świat nie lubi takich miejsc. Ludzie coraz bardziej niechętnie je odwiedzają, tym bardziej więc takie znaki pamięci wydają się niezbędne...
– Bo to są – powinny być – miejsca, w których z jednej strony pokazuje się ludzkie okrucieństwo i zło, a z drugiej – nieprawdopodobny heroizm tych, którzy potrafili ocalić swoje człowieczeństwo. Mimo wszystko.
* * *
Agnieszka Hałaburdzin-Rutkowska
Potomkini powstańców listopadowych i styczniowych, nauczycielka i działaczka społeczna. Przewodnicząca Oddziału Warszawskiego oraz sekretarz Zarządu Głównego Towarzystwa Opieki nad Oświęcimiem – Pamięć o Auschwitz-Birkenau, członkini zarządu Stowarzyszenia Kontynuatorów Pamięci o Zagładzie Narodu Polskiego – Prawo do Prawdy