Po kolei odchodzili przyjaciele Bogumiła Kobieli. Rok po sukcesie „Zezowatego szczęścia” (1960 r.) w wypadku samochodowym zginął Andrzej Munk, reżyser filmu, który „Bobkowi” przyniósł sławę. W 1967 r. pod kołami pociągu zginął Zbigniew Cybulski, przyjaciel Kobieli, pół roku później odszedł Krzysztof Komeda Trzciński, kolejny przyjaciel aktora. On sam zginął na początku lipca 1969 r., prawie 50 lat temu. Dziś Kobielę – „Bobka” – pamiętać mogą pewnie tylko starsze roczniki i miłośnicy starych filmów. Tymczasem wtedy znali go wszyscy. Był jednym z kilku najwybitniejszych aktorów swego pokolenia. Odszedł przedwcześnie, w wieku 38 lat. Ze skrawków wspomnień jego bliskich i przyjaciół oraz z fragmentów listów do najbliższych Maciej M. Szczawiński starał się sportretować aktora. Próba się powiodła. Książka „Zezowate szczęście. Opowieść o Bogumile Kobieli”, choć oparta na szczupłych źródłach, broni się, pokazuje Kobielę, jakiego nie znaliśmy.
Pomóż w rozwoju naszego portalu