AGNIESZKA RACZYŃSKA: – Lutnia, którą prowadzi Pan z batutą w ręku, to jeden z najstarszych chórów Zagłębia. Z racji jubileuszu przenieśmy się w przeszłość, by poznać jego początki…
RYSZARD MŁYŃCZAK: – Ruch śpiewaczy w Sosnowcu ma bogatą tradycję. Już w XIX wieku istniało na terenie rozwijającej się osady kilka chórów. Jednym z nich był z pewnością chór Lutnia, który powstał w 1904 r., a jego założycielem był ks. Roch Milbert, budowniczy i pierwszy proboszcz parafii Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Sosnowcu wraz z organistą Antonim Lewandowskim, który był zarazem pierwszym dyrygentem chóru. Początkowo śpiewało w nim 23 młodzieńców. Na przestrzeni lat chór ulegał przeobrażeniom. Dziś śpiewają w nim kobiety i mężczyźni, ludzie młodzi i dojrzali. 115 lat to szmat czasu a sosnowiecka Lutnia w coraz lepszej kondycji. To prawdziwy zaszczyt pracować z tak ambitnym zespołem. To ogromna radość dawać życie nutom i przekazywać swoje wizje chórzystom.
– Taka ponoć rola dyrygenta, by nutom dawać życie a przecież Pan jako dyrygent Chóru katedralnego Lutnia w roku jego jubileuszu też przeżywa swój jubileusz…
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
– Dokładnie 10 lat temu przejąłem chór katedralny po dyrygencie Wacławie Golonce. Wcześniej sosnowiecką Lutnię prowadzili: Antoni Lewandowski, Wincenty Kiełb, Ignacy Wilczyński, Tadeusz Pamuła oraz wspomniany Wacław Golonka i Dominika Kawiorska-Kolar, która była drugim dyrygentem Lutni. Przyjemnie znaleźć się w gronie tak wyjątkowych poprzedników – niektórzy z nich długie lata prowadzili chórzystów. Może i mnie będzie dane przeżywać tu kolejne rocznice. Głównym założeniem mojej pracy z chórem jest oddanie należnej chwały Bogu przez pieśń. Staram się wypracować jak najwyższy poziom śpiewów przede wszystkim po to, aby cześć oddawana Bogu była najdoskonalsza.
– A jak zrodziło się Pana zamiłowanie do muzyki?
– Trzeba sięgnąć do mojego dzieciństwa… Muzyka i śpiew były ze mną od zawsze, a to dzięki moim rodzicom. Już w szkole podstawowej grałem na akordeonie, a swój wokal prezentowałem na szkolnych uroczystościach. Rodzice zapisali mnie najpierw do Ogniska Muzycznego, a następnie do Państwowej Szkoły Muzycznej w Sosnowcu. Ukończyłem ją w klasie akordeonu u prof. Bronisława Olesia. Akordeon, fortepian, perkusja, gitara a także trąbka to instrumenty, które dość dobrze opanowałem podczas nauki szkolnej.
– Śpiew i muzyka są z Panem od zawsze… Jak potoczyły się więc dalsze muzyczno-śpiewacze losy?
– Jako młodzieniec przez kilka lat grałem w Orkiestrze Dętej ówczesnej Kopalni Sosnowiec oraz na gitarze basowej w zespole młodzieżowym, który działał przy Zespole Szkół Górniczych. W 1981 r. związałem się z Lutnią, stając się chórzystą zespołu. Po jakimś czasie zostałem asystentem dyrygenta. To był wyjątkowy czas nowych wokalnych wrażeń i zdobywania doświadczenia chóralnego i dyrygenckiego. Efektem tych doświadczeń było podjęcie w 1998 r. pracy w charakterze artysty (bas) Chóru Filharmonii Śląskiej w Katowicach. W tym samym roku otrzymałem również propozycję prowadzenia chóru Sempre Cantabile przy parafii Miłosierdzia Bożego w Sosnowcu, który prowadziłem 11 lat. W 2009 r. otrzymałem kolejne zaproszenie, które przyjąłem, wiążąc się z katedralną Lutnią. I tak jest do dzisiaj.