Zmagania związane ze strajkiem nauczycieli rodzą głębszą refleksję na temat tego, co mieści się w słowie: nauczyciel. Pamiętam pielgrzymkę nauczycieli na Jasną Górę z 1957 r., z udziałem ponad 10 tys. osób. Do dziś w moich uszach brzmią jeszcze słowa Prymasa Tysiąclecia – kard. Stefana Wyszyńskiego z powtarzającym się jak refren: „Nauczycielu dobry!”. Prymas mówił nauczycielom m.in., aby nie lękali się trudów pracy, ponieważ mają wielkich sprzymierzeńców w naturze człowieka, która od Boga, Ojca ich dzieci i uczniów, pochodzi. Podkreślał godność nauczyciela, który jest powołany do najszczytniejszego dla narodu zadania – przybliżania mu dzieła stworzenia.
Nauczyciel to ktoś, kto idzie zaraz obok ojca i matki. Dlatego zauważamy nieraz, że dzieci obok mamy i taty bardzo kochają swoją panią. Więź z nauczycielem i ogromne zaufanie do niego to wspaniała cecha relacji nauczyciel – uczeń. Ta więź należy do bardzo trwałych. Ja sam, choć ukończyłem już 80 lat,mam w serdecznej pamięci głos moich wspaniałych profesorów w Niższym Seminarium Duchownym w Częstochowie. I muszę powiedzieć, że jakoś nie wyobrażam sobie któregoś z tych moich nauczycieli jako strajkującego. Dlaczego? Bo bycie nauczycielem to wielkie zobowiązanie, którego nie podejmuje się bez powołania. Może jestem nienowoczesny, ale myślę, że nauczyciele powinni chyba znaleźć inne sposoby poszukiwania sprawiedliwości niż strajki. Powołani nie strajkują! Czy ktoś sobie wyobraża, żeby zastrajkowali księża? Bo tu chodzi o coś więcej niż doraźna, z pewnością nieraz trudna, sytuacja każdego z nich. Podobnie jest z rodzicami – nawet nie zapytamy, czy oni nie zastrajkują przeciw swoim dzieciom. A powód też by się pewnie znalazł.
Gdy chodzi o obecną sytuację strajkową nauczycieli, ewidentnie widać, że strajk wpisuje się w działania polityczne. Czy jednak tak powinien podchodzić do swojego zadania dobry nauczyciel?...
Pomóż w rozwoju naszego portalu