Choroba, wypadek czy kataklizm niszczący cały dobytek to sytuacje, które mogą dotknąć każdego. Praktycznie nikt nie odmawia pomocy osobom dotkniętym przez te wypadki losowe. Inaczej jednak wygląda sytuacja
w przypadku więźniów. Wielu twierdzi, iż oni sami sobie zawinili i dlatego teraz powinni ponieść słuszną karę.
Podczas rozmowy z młodzieżą dyskutowaliśmy o granicach przebaczenia. Jako przykład analizy wzięliśmy słowa Rudolfa Hössa, komendanta obozu w Oświęcimiu osądzonego za zbrodnie przeciwko ludzkości.
Czy Boże miłosierdzie może dotknąć także tego człowieka? Przeczytaliśmy jego pożegnalne słowa skierowane do własnego syna: "Zachowaj zawsze dobre serce, bądź człowiekiem, który przede wszystkim w pierwszej
linii kieruje się głębokim uczuciem człowieczeństwa. Naucz się samodzielnie myśleć i mieć własne poglądy. Idź przez życie z otwartymi oczyma. Nie bądź jednostronny, rozważaj za i przeciw we wszystkich
sprawach. We wszystkim, co przedsięweźmiesz, kieruj się nie tylko rozumem, lecz zważaj szczególnie na głos swego serca. Wiele rzeczy będzie dla Ciebie, kochany mój chłopcze, teraz jeszcze zupełnie niezrozumiałych.
Ale stale pamiętaj moje ostatnie napomnienia" (W. Kluz, Czterdzieści siedem lat życia, Kraków 1980, s. 238). Po nich nastąpiło pewne wyciszenie grupy wątpiących w możliwość przemiany oprawcy. "Może w
ostatniej chwili nawrócił się jak łotr na krzyżu" - powiedział jeden z szukających argumentacji takiej zmiany. Na koniec przeczytaliśmy fragment pożegnalnego listu do rodziny: "Dopiero tu, w polskich
więzieniach, poznałem, co to jest człowieczeństwo. Mnie, który jako komendant Oświęcimia sprawiłem narodowi polskiemu tyle bólu i wyrządziłem tyle szkód - choć nie osobiście i nie z własnej inicjatywy
- okazywano ludzką wyrozumiałość, co mnie bardzo głęboko zawstydzało. Nie tylko ze strony wyższych urzędników, ale również ze strony najprostszych strażników. Właśnie teraz, w ostatnich dniach mego życia,
doznaję ludzkiego traktowania, którego się nigdy nie spodziewałem. Mimo wszystkiego, co się stało, zawsze jeszcze widzi się we mnie człowieka" (Tamże, s. 233).
Od razu też padło porównanie do sytuacji Jana Pawła II, który przebaczył swojemu zamachowcy, doprowadził do zmniejszenia mu kary, odwiedził go w więzieniu. Kto wie, czy ta postawa Ojca Świętego nie
uczyniła więcej dla poszanowania godności więźniów niż setki dokumentów, prac naukowych czy artykułów na ten temat.
W wychowaniu naszych dzieci dom poprawczy, więzienie stanowi pewien straszak przed złymi zachowaniami. Pojawienie się policjantów w szkole, przesłuchania stanowią dla wielu młodych ludzi szok emocjonalny
odstraszający od negatywnych poczynań. Choć niestety zdarzają się i tacy, którzy uważają za nobilitację pobyt na komendzie czy w areszcie. Pocieszenie więźniów to nie pozwolenie na złe czyny, tolerancja
ich zachowań. Grzech nigdy nie może być nazwany inaczej niż grzechem, krzywdą. Należy go potępiać, ale jednocześnie zachować godność człowieka, który go popełnił.
W życiu naszego Kościoła taką wzorcową postacią był Wincenty à Paulo. Będąc świadkiem nieludzkiego traktowania młodego galernika, kazał się zakuć w kajdany, zajmując jego miejsce. Na trzy miesiące
stał się bezimiennym numerem 61782. Po tym doświadczeniu zainicjował budowę szpitala dla galerników, co w XVII w. wydawało się nie do pomyślenia. Król w 1619 r. powierzył mu funkcje królewskiego kapelana
galer. Do dzisiaj wielu ludzi w więzieniach dzięki kapelanom, ludziom życzliwym, doświadcza człowieczeństwa, którego często na wolności im brakowało. Gesty życzliwości często stanowią dla nich też zachętę
do odmiany życia, poprawy. Za kratami miejsca odosobnienia dokonują się cuda nawróceń. Jest to owoc łaski Bożej, ale także naszej modlitwy oraz gestów pocieszenia.
Pomóż w rozwoju naszego portalu