W starej dąbrowie ptaki koncertowały w najlepsze, kiedy przy ujściu
Morawy do Wisłoka dziwna karawana wozów i jeźdźców zatrzymała się
wyprzęgając woły i wiążąc wierzchowce do niższych gałęzi. Na środek
polany wysunął się lepiej ubrany od pozostałych podróżny i wyciągnąwszy
z sakwy rulon z dyndającymi pieczęciami dał go do czytania starszemu
mężczyźnie z długą rudą brodą.
Mało kto z obecnych znał język łaciński, w którym zredagowany
był dokument fundacyjny, ale wszyscy wysłuchali go z uwagą, jedynie
koń czasem parsknął, kiedy czytający robił przerwę, a woły nie zważając
na ważność chwili szukały świeżej trawy a inne czochrały się bezceremonialnie,
wykorzystując naturalne wybrzuszenia sędziwego dębu na środku polany.
Kiedy czytający dobrnął szczęśliwie do końca, co zwiastowały
słowa "Nos Casimirus Dei gratia Rex Poloniae...", kobiety z dziećmi
na rękach rozsiadły się wygodnie na polanie i zaserwowały swym pociechom
pierwsze śniadanie na nowej ziemi, którą mieli wziąć w posiadanie.
Miał to być dobry znak, że będzie ona mlekiem i miodem płynąca. Sołtys
osadźca wraz z wójtami Krosna Michałem i Jakuszem wziął kilku starszych
mężczyzn, którzy poszli sprawdzać kopce graniczne i zacięcia na drzewach.
Były takowe tylko od strony Korczyny i Komborni, które stanowiły
włość prywatną - reszta stanowiła własność królewską.
Kiedy ojcowie miasta reprezentujący majestat miejscowej
władzy, wraz z dwoma pachołkami, którzy stanowili asystę dostojników,
odjechali w stronę Krosna, jedyną zwierzchność według prawa magdeburskiego
dzierżył sołtys. Znając swe prerogatywy, spojrzał w niebo a wezwawszy
pomocy św. Marcina, splunął w dłoń i krzepko ujął topór. Ominął sędziwego
starca na środku polany, a wybrawszy inny słuszny okaz flory nad
Wisłokiem, zapuścił ostrze w garbatą odrośl tuż przy ziemi. Spłoszona
wiewiórka przeniosła się na drugie drzewo, a zbudzony puszczyk wyfrunął
z dziupli. Zmierzył przybyszów z Nadrenii przerażonymi oczyma, ale
musiał uznać ich panoszące się władztwo. Trzaski spadały aż na wodę,
ale rzeka unosiła je spokojnie i tylko głuche dudnienie niosło się
przez puszczę aż do Królewskiej Góry, zamku w Odrzykoniu i murów
miejskich Krosna.
Dwudziestu osadników przyłączyło się do tego zmagania
z miejscowymi olbrzymami. Sołtys wyszukał teraz młodszego chojaka,
aby miał regularne cztery gałęzie w rocznych odrostach. Pięć odstępów
dawało równą miarę dwudziestu lat wolnizny, a obcinany co roku sękacz
przemieniał się w coraz gładszy pal informujący, że czas płacenia
podatku zbliża się nieubłaganie. W wioskach zakładanych nie na surowym
korzeniu, ale już zorganizowanych, a przyjmujących tylko prawo niemieckie,
wybijano kołki, zabite w specjalnie wiercone otwory. Ceremonia ta
powtarzała się rokrocznie na św. Marcina, bo to był termin graniczny
oddawania czynszu.
Starsze dzieci przyłączały się do pracy. Chłopcy obcinali
gałęzie z powalonych pni i budowali szałasy. Zanim staną porządne
domy, do jesieni muszą wystarczyć im za mieszkanie. Kobiety przygotowywały
się do warzenia strawy na wspólnym ognisku. Osada Krościenko Wyżne
zaczynała swój niezależny byt. Jeden pręt ziemi, czyli dwunastą część
łanu wyznaczono dla rzemieślników. Na łanie przeznaczonym pod kościół
szumiał na razie Księży Las.
Pierwszeństwo miał dwór sołtysa, na który odkładano dorodne
modrzewie. Zanim jednak wykarczowano łan sołtysi, urządzono najpierw
pastwisko dla bydła. Ten właśnie skotnik biegnący centralnie przez
Krościenko rozgraniczał łany sołtysa i przyszłe plebańskie. Kiedy
wzniosły się już domostwa kmieci, wtedy topory zapuściły się w zostawiony
grzebień Księżego Lasu.
Dziekan ze Zręcina nie dysponował wolnymi kapłanami,
ale w Krośnie spodziewano się przybycia franciszkanów, którzy mogliby
obsłużyć Krościenko. Na razie korzystano z posługi kapelana zamkowego
w Odrzykoniu. Wybrany na patrona św. Marcin, jako dawny biskup, przysyłał
tu zawsze dobrych kapłanów. Pierwszy potwierdzony historycznie, ks.
Jakub, był zarazem dziekanem sanockim. Prestiż ten utrzymuje Krościenko
do dzisiaj, bo 30 następca Jakuba ks. prał. Jan Szpunar, jest dziekanem
krośnieńskim.
Przewijały się tu wielkie nazwiska. Tu modlił się ks.
Misiałowicz, którego święte ręce Bóg zachował od zepsucia, co można
do dziś podziwiać w kolegiacie brzozowskiej. Tu szerzył kult św.
Jana Nepomucena ks. Pietraszewski, o czym przypomina kapliczka przy
kościele. Tu niósł kaganek oświaty ks. Ujejski, krewny poety, autor
wspaniałego pamiętnika, stanowiącego kopalnię wiedzy o XIX-wiecznym
Krościenku, apostoł abstynencji nad Wisłokiem, co potwierdza zachowany
krzyż trzeźwości. Najbardziej upamiętnił się ks. Telega wybudowaniem
nowego kościoła.
Pot jasnowłosych osadników owocuje dziś po wiekach. Wyrąbali
kiedyś łan plebański, a dziś na nim poza instytucjami kościelnym
stoi Szkoła Podstawowa i Gimnazjum, Bank Spółdzielczy, Dom Ludowy,
Izba Pamięci, stadion sportowy. Poświęcona z okazji 650-lecia tablica
umieszczona na szkole ma o tym przypominać. Ksiądz Metropolita nawiązał
do bp. Eryka i innych swych poprzedników, dla których Krościenko
było oczkiem w głowie. Tu rodziły się wielkie powołania ks. Michny
- znanego społecznika, ks. Szmyda - niezapomnianego proboszcza św.
Marii Magdaleny w międzywojennym Lwowie, ks. dr. Pelczara - współautora
znakomitej monografii Krościenka i Iskrzyni.
Dzisiejszy wkład w życie archidiecezji jest też imponujący.
To stąd pochodzi ks. infułat Stanisław Zygarowicz - wikariusz generalny
Arcybiskupa Metropolity. Tu ujrzał światło dzienne ks. prał. Michał
Józefczyk, znany kaznodzieja, rekolekcjonista i misjonarz. To tu
na witrażach Żeleńskiego i polichromii Rosena, stanowiących sławną "
Biblię pauperum" zdobywał podstawy egzegezy Pisma Świętego były rektor
WSD w Przemyślu ks. dr Stanisław Haręzga.
Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej o Krościenku, w parku
dworskim są jeszcze dęby, opowiadające burzliwe dzieje miejscowości,
Wisłok uzupełni te informacje, jako starszy wiekiem, a Izba Pamięci
wystarczy tym, którzy nie mając historycznego słuchu i poetyckiego
wzroku, wolą opierać się na konkretach.
Pomóż w rozwoju naszego portalu