Reklama

Niedziela w Warszawie

Kapelani na ostrym dyżurze

Z ks. Arkadiuszem Zawistowskim, krajowym duszpasterzem Służby Zdrowia oraz kapelanem w Mazowieckim Szpitalu Bródnowskim w Warszawie, rozmawia Andrzej Tarwid

Niedziela warszawska 6/2019, str. VI

[ TEMATY ]

Dzień Chorego

Andrzej Tarwid

Ks. Arkadiusz Zawistowski

Ks. Arkadiusz Zawistowski

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Andrzej Tarwid: – Przed nami XXVII Światowy Dzień Chorego. Jak trudnym wyzwaniem dla kapłanów jest towarzyszenie chorym?

ks. Arkadiuszem Zawistowski: – Można powiedzieć, że bycie kapelanem w szpitalu czy hospicjum to służba na ostrym dyżurze. Zawsze trzeba być gotowym do posługi. Jednak, żeby dobrze wywiązywać się ze swoich zadań, trzeba dodatkowo znać się na fizjologii i psychice ludzi chorych. Choćby po to, by nie poddać się osobom, które z powodu swojego cierpienia bywają zniechęcone czy nawet nieprzyjemne w pierwszym kontakcie. Trzeba wiedzieć, że po kilku dniach pobytu w szpitalu stan emocjonalny pacjentów zmienia się. Chorzy chcą porozmawiać z kapłanem, pomodlić się, wyspowiadać itd.

– Jaką ma Ksiądz receptę na przetrwanie tego początkowego okresu „zniechęcenia”?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– Już św. Augustyn mówił, że „miłość nie czuje ciężaru”. Wystarczy więc trochę miłości do tego, co się robi oraz do chorych. To daje cierpliwość i pokorę w trudnych sytuacjach.

– Czy doświadczenie choroby bądź inwalidztwa zmienia ludzi?

Reklama

– Każdy przypadek jest indywidualny. Niemniej, analizując ten problem od strony socjologicznej, można powiedzieć, że chorzy dzielą się na dwie główne grupy. Pierwszą tworzą ludzie, którzy się nie zmienią. Oni zazwyczaj buntują się przeciw chorobie. Grupa druga to osoby, w których pod wpływem cierpienia fizycznego dokonuje się przemiana ich duszy. W konsekwencji także zmienia się ich myślenie i postawa. Oni łączą swoje cierpienie ze ścieżką życia duchowego…

– ...wtedy nawiązują też silną więź z kapelanami, a duchowni z nimi. Jak księża radzą sobie w przypadkach, kiedy takie osoby umierają?

– Rzeczywiście, czasami jest tak, że chory potrafi swoje cierpienia przerzucać na inną osobę. Najczęściej jest to ktoś z rodziny, ale może to być też kapłan, który jeśli jest niedoświadczony, to może nie dać sobie rady ze swoimi emocjami i zbyt mocno przeżywać czyjeś odejście. Dlatego w posłudze kapelana szpitalnego czy hospicyjnego ważne jest znalezienie takiej granicy w relacji z chorym, która z jednej strony pozwoli zachować wrażliwość i empatię wobec cierpienia pacjenta. Natomiast z drugiej strony uświadomi kapłanowi, że pewnych spraw czy emocji nie wynosi się poza szpital.

– Co pomaga w odkryciu tej granicy, a potem w jej nieprzekraczaniu?

– Zdecydowanie nasza wiara. Ja wiem, że to wszystko, co spotyka mnie w posłudze kapelana szpitalnego ma sens i powierzam to Panu Bogu.

– Jak obecnie kapłani przygotowują się do posługi w szpitalach, hospicjach czy domach opieki?

Reklama

– Bardzo różnie. Są np. Podyplomowe Studia z Opieki Duszpasterskiej w Krakowie na Uniwersytecie św. Jana Pawła II współprowadzone przez ojców bonifratrów. Jest to świetna szkoła. Jej wykładowcy wiele czasu poświęcają m.in. na naukę wspomnianego wcześniej komunikowania się z chorymi. Ponadto – jako Krajowe Duszpasterstwo Służby Zdrowia – organizujemy coroczne szkolenia dla kapelanów. Na tych spotkaniach omawiamy zagadnienia psychologiczne, medyczne i duszpasterskie. Staramy się, aby taka formacja odbywała się w diecezjach. Szkolenia te mają charakter otwarty, więc każdy kapelan jest na nie zaproszony.

– Z jakimi wyzwaniami najczęściej spotykają się dzisiaj kapelani towarzyszący chorym?

– W mniejszych miastach pacjenci są bardziej otwarci na posługę kapelana. Natomiast w Warszawie częściej spotykamy się z postawą obojętności wobec życia duchowego. Czasami też w naszej posłudze przeszkadzają media.

– W jaki sposób?

– Wystarczy jakaś medialna nagonka na księży i od razu ludzie nie przyznają się, że są praktykującymi katolikami. W takich przypadkach mniej pacjentów przychodzi także na Msze św. odprawiane w szpitalnych kaplicach.

– Kilka lat temu zorganizowano akcję „Nie wstydzę się Jezusa”. Była ona odpowiedzią na to, że dzisiaj generalnie ludzie nie przyznają się do wiary w miejscach publicznych czy też w swojej pracy. A jak to wygląda w szpitalach?

– Kiedy wolontariusz chodzi do sal szpitalnych, zapraszając pacjentów na Eucharystię czy nabożeństwo, to często jest tak, że jak w sali jedna osoba od razu powie, że przyjdzie, to natychmiast zgłaszają się kolejni chętni. Jednak wystarczy, że tej pierwszej chętnej osoby nie ma, zapada chwila kłopotliwego milczenia i nikt się zgłasza. Te osoby potem przychodzą do kaplicy i mówią, że bały się przyznać do wiary, bo mogłyby być np. zakrzyczane.

Reklama

– Na początku rozmowy powiedział Ksiądz o grupie ludzi obojętnych duchowo i jednocześnie buntujących się przeciwko chorobie. Czy ci chorzy nawracają się?

– Nie wszyscy, ale każdy kapelan może powiedzieć o wielu osobach, które nawróciły się albo – co zdarza się jeszcze częściej – że odnowiły swoje życie duchowe. W mojej pamięci szczególnie utkwił przypadek pewnej pani, która wiele lat temu odeszła od Kościoła. Kilka razy podchodziłem do niej z pytaniem, czy nie chciałaby porozmawiać? Za każdym razem odmawiała, ale po jakimś czasie sama poprosiła o rozmowę, a po kolejnych spotkaniach – o sakramenty. W jej przypadku to choroba sprawiła, że na nowo odkryła Pana Boga. W innych sytuacjach nawrócenie w szpitalu dokonuje się też pod wpływem naszych wolontariuszy.

– Na przykład?

– W Mazowieckim Szpitalu Bródnowskim jeden z pacjentów zapytał wolontariuszkę, czy robi to bezinteresownie? Pani powiedziała, że do szpitala przychodzi dlatego, gdyż jako osoba wierząca, chce swój wolny czas dawać chorym. W toku dalszej rozmowy opowiedziała choremu, kim jest, gdzie pracuje oraz o swoim mężu i dzieciach. Świadectwo tej wolontariuszki tak poruszyło pacjenta, że i on zbliżył się do Boga.

– Wcześniej powiedział Ksiądz, że choroba zbliżyła pacjentkę do Boga. Jak zrozumieć ten paradoks, że ludzie zaczynają cenić życie i odkrywać wiarę bądź do niej wracać dopiero wtedy, kiedy zachorują?

Reklama

– Choroba pozwala na to, aby człowiek zreflektował się i na nowo przemyślał wiele spraw. Pamiętam młodego chłopaka, który leżał na „erce” i nie mógł sam siebie obsługiwać. Młodzieniec ten powiedział mi, że dopiero ta trudna sytuacja uświadomiła mu, jakim był egoistą przed chorobą, jak wówczas wykorzystywał rodziców, itd. To częsty przypadek, że zdarzenia graniczne sprawiają, że ludzie zaczynają zadawać sobie pytania o sens swojego życia. I właśnie wtedy Boża Łaska zaczyna w nich działać.

– A jakie ma Ksiądz doświadczenie z rodzinami chorych. Jak one reagują na chorobę najbliższych?

– Jako kapelani spotykamy się z całą gamą bardzo różnych reakcji – od próśb rodziny o wyspowiadanie chorego i udzielenie mu sakramentu namaszczenia do całkowitego nieradzenia sobie z chorobą osób najbliższych. Ten ostatni przypadek może mieć i taką konsekwencję, że odrzuca się wsparcie kapłanów. Pamiętam, jak córka kobiety chorej na nowotwór nie chciała, abym porozmawiał z jej mamą. Ale któregoś razu, kiedy jej nie było, zapytałem chorą, czy chce się wyspowiadać? Pani ta odpowiedziała tylko dwoma słowami: „tak, bardzo”. W dzisiejszych czasach problemem jest także to, że rodziny oddają chorych do specjalistów, bo sami nie umieją się nimi zaopiekować. Nie wiedzą, jak przewinąć czy umyć taką osobę. Jedni się tego boją, inni nie chcą. Jedni i drudzy wolą zdać się na specjalistów.

– W orędziu na tegoroczny Światowy Dzień Chorego papież Franciszek wezwał wszystkich do „promowania kultury bezinteresowności i daru, niezbędnych do przezwyciężenia kultury zysku i odrzucenia.” W mediach słyszymy, że w okresie świąt warszawskie szpitale zamieniają się w przechowalnie dla chorych...

Reklama

– To skomplikowany problem. Z moich obserwacji wynika, że apogeum przywożenia do szpitali ludzi chorych w okresie świątecznym miało miejsce w latach 2007-13. Teraz takich przypadków jest trochę mniej, ale nadal jest to poważny problem. I co ważne, nie dotyczy on tylko okresów świątecznych, ale widzimy go również w czasie ferii i wakacji.

– Czy jest jakiś sposób, aby temu zaradzić?

– Przede wszystkim nie można wszystkich przypadków traktować tak samo. Często spotykam się z opiniami osób, które są na stałe z chorymi. I one chciałyby chociaż trochę odpocząć, bo naprawdę są zmęczone. Myślę, że w takich przypadkach rozwiązaniem jest stworzenie domów, w których można byłoby spokojnie oddać pod opiekę ludzi starszych na kilka dni, tydzień.

– W jednym z wywiadów powiedział Ksiądz, że obecnie wyzwaniem dla kapelanów w stolicy jest dotarcie do wszystkich chorych...

– ...miałem wówczas na myśli to, że w największych warszawskich szpitalach jest bardzo duża rotacja pacjentów. W takiej sytuacji kapelani nie są w stanie dotrzeć do wszystkich.

– Księży mamy tylu, ilu jest, co więc robić?

– Rozwiązaniem tego problemu jest budowanie wolontariatu; mówiąc precyzyjnie, budowanie zespołów opieki duszpasterskiej, w których skład wchodzą nie tylko wolontariusze, ale też np. nadzwyczajni szafarze, klerycy oraz osoby z grup modlitewnych. Takie zespoły są w stanie wspomóc kapelanów szpitalnych w ich posłudze.

– Na koniec nie wypada więc nie zapytać, kto może zostać wolontariuszem w szpitalu? I co trzeba zrobić, aby nim zostać?

– Najprostsza ścieżka to zgłosić się do kapelana w szpitalu. On wszystko wyjaśni i pokieruje, gdzie trzeba. Serdecznie do tego zachęcam.

2019-02-06 11:52

Ocena: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Ból to radość, co jeszcze twarzy nie odkryła...

Przed nami Światowy Dzień Chorego – święto chrześcijańskie obchodzone corocznie 11 lutego, ustanowione przez papieża bł. Jana Pawła II w dniu 13 maja 1992 r. w liście do przewodniczącego Papieskiej Rady ds. Duszpasterstwa Służby Zdrowia kardynała Fiorenza Angeliniego. Miało to miejsce w 75. rocznicę objawień fatimskich i w 11. rocznicę zamachu na życie błogosławionego Papieża. W tym szczególnym dniu kierujemy nasze serca w stronę chorych i cierpiących. Są wśród nich też dzieci...
CZYTAJ DALEJ

Małżeństwo to jedno z drugim splecione w Bogu

Niedziela dolnośląska 13/2005

[ TEMATY ]

rodzina

małżeństwo

Giovanechiesa.blogspot.com

Maria i Alojzy (Luigi) Beltrame Quattrocchi

Maria i Alojzy (Luigi) Beltrame Quattrocchi

Maria i Luigi Beltrame Quattrocchi, włoskie małżeństwo z ubiegłego stulecia. Przed 21 października 2001 r. znani szerokim kręgom znajomych i przyjaciół. Dziś, znani na całym świecie, jako pierwsi w historii Kościoła małżonkowie, którzy zostali wyniesieni do godności ołtarzy razem. „Są błogosławieni, ponieważ byli małżonkami i rodzicami czworga dzieci” - mówił Jan Paweł II podczas homilii w dniu beatyfikacji.

Bóg powierzył małżeństwu wzniosłą posługę strzeżenia życia. Przed Dniem Świętości Życia warto o tym zadaniu przypomnieć
CZYTAJ DALEJ

Kard. Ryś: Królestwo Boga jest tu i teraz!

2024-11-24 20:45

[ TEMATY ]

archidiecezja łódzka

Julia Saganiak

- Nam się wydaje, że królestwo niebieskie jest w niebie, gdzieś w zaświatach, a królestwo Boga jest tu i teraz, tylko nie jest stąd! - mówił
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję