Pisarz modny i czytany nie zawsze jest twórcą wybitnym i godnym lektury. Z powieściami Harukiego Murakamiego – jednego z najbardziej znanych i częściej czytanych japońskich pisarzy – warto się zapoznać choćby dlatego, żeby wiedzieć, co w świecie literatury piszczy. „Śmierć Komandora” – najnowszą, obszerną powieść Murakamiego – też warto przeczytać z tego powodu, a nie dlatego, że przylgnęła do niej opinia nieprzyzwoitej (w Hongkongu zakazano jej czytania osobom poniżej 18. roku życia). I nie dlatego, że okrzyknięto ją jednym z największych dokonań pisarza. Murakami ma miłośników na całym świecie. Ale nawet tym, którzy wolą inną literaturę, nazwisko Japończyka nie jest obce.
W „Śmierci Komandora” autor zabiera czytelników do świata tokijskiego malarza, którego życie przypomina nie najlepszy sen. Żona go porzuca, a on sam wsiada w samochód i włóczy się po Japonii. Gdy wraca, przyjaciel oferuje mu opuszczony dom w górach, który dla naszego malarza stanie się miejscem przemiany i formy odrodzenia – i w sztuce, i w życiu. Zaczyna dostrzegać to, czego nie potrafił dostrzec, żyjąc w mieście. Początkiem wielu frapujących zdarzeń i zupełnie nowej historii jest zlecenie namalowania pewnego portretu.
Akcja powieści toczy się powoli, niemrawo, snuje się. Bohaterowie ociągają się z ukazaniem nam swoich tajemnic, a autor się powtarza, popada w dygresje i retrospekcje, które pozornie odciągają nas od głównego wątku. W „Śmierci Komandora” Murakami sprawdza naszą cierpliwość, niekiedy ociera się – jak nie przymierzając, Paulo Coelho – o grafomanię.
Pomóż w rozwoju naszego portalu