W ostatnią niedzielę stycznia obchodzimy Światowy Dzień Pomocy Chorym na Trąd. Mimo że ta choroba jest uleczalna, z powodu ubóstwa i braku dostępu do pomocy medycznej chorzy wciąż są skazywani na cierpienie i wykluczenie. O misji, która ma ratować ich życie i zdrowie, mówi lek. med. Lidia Stopyra, specjalista pediatrii i chorób zakaźnych ze Szpitala Specjalistycznego im. Stefana Żeromskiego w Krakowie
MAŁGORZATA CZEKAJ: – Jesienią 2019 r. planuje Pani wyjazd na Madagaskar w celu pomocy chorym na trąd. To nie będzie pierwszy wyjazd do Afryki...
LEK. MED. LIDIA STOPYRA: – Pierwszą misją, na którą pojechałam jako lekarz, był Kamerun w 2017 r., następnie w 2018 r. – Madagaskar. Na Madagaskar, gdzie panuje jeszcze większa bieda, większy głód, zaprosiła mnie Polska Fundacja dla Afryki, która planowała wybudować w Antsirabe nowy szpital.
– Na Madagaskarze zetknęła się Pani z trędowatymi.
– Według Światowej Organizacji Zdrowia rocznie notowanych jest 200 000 zachorowań na trąd. Madagaskar, zaraz po Indiach, Brazylii i Indonezji (dane WHO z 2015 r. – przyp. red.) jest jednym z krajów, gdzie jest najwięcej zakażeń. Polska Fundacja buduje dwie wioski dla trędowatych w Mampikony i Port-Berge, w których zamieszka łącznie ok. 20 osób. Koszt budowy to prawie 190 tys. To potrzebna akcja, bo stworzy miejsce do życia dla najciężej dotkniętych chorobą. W rozmowie z prezesem Fundacji, Wojciechem Ziębą, zwróciłam jednak uwagę, że za tę samą kwotę – 190 tys. – możemy wyleczyć z trądu prawie 2000 osób.
– I stąd narodził się pomysł misji...
– ...w której chcemy przede wszystkim ocenić sytuację i potrzeby chorych. W tej chwili jestem w trakcie zbierania informacji od misjonarzy. Dane WHO są tylko szacunkowe. Tak naprawdę nie wiemy, ile osób choruje. Okres inkubacji u dorosłych trwa od kilku do nawet kilkunastu lat. Nie wszyscy zgłaszają swoje dolegliwości, a najlepiej leczenie rozpoczynać w najwcześniejszych stadiach choroby. Aby ją rozpoznać, potrzebni są lekarze.
– Są też inne przeszkody, np. brak możliwości wypisu recept na leki.
– W leczeniu trądu stosuje się terapię trójlekową, tzn. podajemy choremu trzy różne antybiotyki, ponieważ prątki trądu bardzo szybko się uodparniają. Samo leczenie, które trwa średnio od 6 miesięcy do 2 lat, nie jest drogie: to koszt rzędu 30-120 zł. Natomiast problem jest z ich dostępnością. A bez leków nic nie zdziałamy, więc to obecnie jest priorytet.
– A co z ryzykiem zarażenia się?
– Trąd jest chorobą wysoce zakaźną. Mamy wiedzę, jak się zabezpieczyć. Pewne ryzyko jednak zawsze istnieje.
– Skąd czerpie Pani odwagę do takiej misji?
– Jestem lekarzem. Wiem, że jest potrzebna pomoc i potrafię pomóc.
– I trąd naprawdę jest całkowicie wyleczalny?
– Leczenie jest trudne, ale gdy jest właściwie prowadzone, jest skuteczne. Oczywiście, nie możemy sprawić, że komuś odrosną palce czy kończyny, które utracił na skutek choroby, ale jesteśmy w stanie zapobiec zarażaniu przez niego kolejnych osób. Chorzy na trąd zawsze byli wykluczani ze społeczeństwa ze względu na strach przed zarażeniem, jak również z powodu swojego oszpeconego wyglądu. Na Madagaskarze są osoby wyrzucone z domów i wiosek, ale można spotkać też chorych, którzy np. opiekują się dziećmi, niestety, zarażając je.
– Konieczna jest więc edukacja?
– Na chwilę obecną nie jest to pierwsza potrzeba, ponieważ jeżeli uda nam się wyleczyć chorych, nie będą zarażać. Malgasze rzadko podróżują, więc ryzyko ponownego zarażenia jest bardzo niskie. Jednak rzeczywiste potrzeby, w tym konieczności edukacji, będziemy w stanie ocenić dopiero na miejscu. Pierwszym i podstawowym zadaniem jest to, aby Malgasze chcieli się badać. Strach przed chorobą i wykluczeniem jest porażający. Bez badania klinicznego i wywiadu epidemiologicznego nie damy rady rozpoznać choroby, a to jest podstawa do dalszych działań.
– Co najbardziej zaskoczyło Panią jako lekarza w Afryce?
– Chyba to, że głodującym i cierpiącym dzieciom można zmienić życie za grosze. Ludzie, którzy mają szczęście i mogą pracować, zarabiają tam dziennie kilka złotych, a ceny leków są porównywalne z naszymi. Konsultacje lekarskie, jak też operacje, przekraczają ich możliwości. W Polsce mamy zupełnie inne problemy. Walczymy z otyłością, z nadmiarem pożywienia, a w Afryce dzieci umierają z głodu. Pamiętam 13-letniego chłopca, który zgłosił się do nas z silnym bólem kręgosłupa. Po zbadaniu go miałam pewność, że musi ciężko pracować fizycznie. Rozmowa z chłopcem potwierdziła to: okazało się, że od godz. 5 rano do 20 wieczorem ciągnie dorożkę. W ten sposób zarabiał po 8-9 zł dziennie, co wystarczało dla rodziny na ryż polany wywarem z liści. Chory i cierpiący nie mógł przestać pracować, bo to oznaczało głód. Przekazaliśmy mu kilkadziesiąt złotych, płakał ze szczęścia.
– Jak można pomóc takim ludziom?
– Przede wszystkim uczestnicząc w akcjach dożywiania. Tu liczy się naprawdę każda złotówka, ponieważ na odżywczy posiłek dla dziecka wystarczy 2,80 zł. Malgasze chcą pracować, ale często brakuje dla nich pracy lub uniemożliwia im to susza lub powodzie. Wtedy są skazani na głód.
Pomóż w rozwoju naszego portalu