„Wojtek płacze od dwóch dni, bo dowiedział się, że św. Mikołaj nie istnieje” – mówi synowa do teściowej. To fakt. Oburzona babcia, katoliczka, ostro protestuje, bierze sprawy w swoje ręce i tłumaczy wnuczkowi, że św. Mikołaj istniał naprawdę, żył w III wieku, był biskupem, który szczodrze obdarowywał ludzi i że właśnie na jego pamiątkę dajemy sobie nawzajem prezenty.
W Bari we Włoszech przechowywane są relikwie św. Mikołaja. Zbadali je naukowcy, a w wyniku ich ustaleń okazało się, że św. Mikołaj nie jadł mięsa, był człowiekiem szczupłym i miał złamany nos od dwukrotnego uderzenia, co tłumaczy się tym, że żył w czasach prześladowania chrześcijan.
Twarz, którą widzą Państwo na okładce prezentowanej książki, to zrekonstruowany przez naukowców z Liverpool wizerunek oblicza św. Mikołaja, wykonany na podstawie relikwii Świętego, przy wykorzystaniu najnowocześniejszych metod rekonstrukcyjnych.
Święty biskup nie miał wiele wspólnego z komercyjnymi Mikołajami, których pełno wokół nas w okresie Bożego Narodzenia. Jego prawdziwy obraz znajdziemy w książce Piotra Kordyasza, wydanej przez niego własnym sumptem pt. „Święty Mikołaj z Myry”. Kordyasz, prywatnie ojciec sześciorga dzieci, wie jak pisać dla najmłodszych, co udowodnił biografiami prymasa Stefana Wyszyńskiego („Stefek”) i Jana Pawła II („Lolek”). Jego opowieść o niesamowitym, „czadowym” św. Mikołaju, bogato ilustrowaną, młodzi czytelnicy na pewno z zainteresowaniem przeczytają.
Autor pomyślał także o rodzicach, zwłaszcza takich, jak cytowana na wstępie mama. Książkę otwiera przeznaczony dla nich artykuł o św. Mikołaju z Myry (Miry), w którym Kordyasz, w oparciu o najnowsze badania historyczne, odkłamuje jego postać. W dotychczasowych żywotach świętego biskupa fakty z jego życia łączono z dziejami żyjącego dwa wieki później św. Mikołaja z Syjonu.
Św. Elżbieta z Turyngii (XIII wiek) posługuje wśród chorych
(obraz tablicowy z XV wieku)
17 listopada Kościół wspomina św. Elżbietę Węgierską, patronkę dzieł miłosierdzia oraz bractw, stowarzyszeń i wielu zgromadzeń zakonnych. Jest świętą dwóch narodów: węgierskiego i niemieckiego.
Elżbieta urodziła się 7 lipca 1207 r. na zamku Sárospatak na Węgrzech. Jej ojcem był król węgierski Andrzej II, a matką Gertruda von Andechts-Meranien, siostra św. Jadwigi Śląskiej. Ze strony ojca Elżbieta była potomkinią węgierskiej rodziny panującej Arpadów, a ze strony matki - Meranów. Dziewczynka otrzymała staranne wychowanie na zamku Wartburg (koło Eisenach), gdzie przebywała od czwartego roku życia, gdyż była narzeczoną starszego od niej o siedem lat przyszłego landgrafa Ludwika IV. Ich ślub odbył się w 1221 r. Mała księżniczka została przywieziona na Wartburg z honorami należnymi jej królewskiej godności. Mieszkańców Turyngii dziwił kosztowny posag i dokładnie notowali skarby: złote i srebrne puchary, dzbany, naszyjniki, diademy, pierścienie i łańcuchy, brokaty i baldachimy. Elżbieta wiozła w posagu nawet wannę ze szczerego srebra. Małżeństwo młodej córki królewskiej stało się swego rodzaju politycznym środkiem, mającym pogłębić i wzmocnić związki między oboma krajami. Elżbieta prowadziła zawsze ascetyczny tryb życia pod kierunkiem franciszkanina Rüdigera, a następnie Konrada z Marburga. Rozwijając działalność charytatywną założyła szpital w pobliżu zamku Wartburg, a w późniejszym okresie również w Marburgu (szpital św. Franciszka z Asyżu). Konrad z Marburga pisał do papieża Grzegorza IX o swojej penitentce, że dwa razy dziennie, rano i wieczorem, osobiście odwiedzała swoich chorych, troszcząc się szczególnie o najbardziej odrażających, poprawiała im posłanie i karmiła. Życie wewnętrzne Elżbiety było pełną realizacją ewangelicznej miłości Boga i człowieka. Wytrwałość czerpała we Mszy św., na modlitwie była niezmiernie skupiona. Wiele pracowała nad cnotą pokory, zwalczając odruchy dumy, stosowała ostrą ascezę pokuty.
David Shankbone, CC BY-SA 3.0 , via Wikimedia Common/Archiwum Ojców Franciszkanów w Niepokalanowie
Martin Scorsese, reżyser dramatu "Święci" i Św. Maksymilian Kolbę
W związku z zaplanowaną na 17 listopada na kanale Fox Nation premierą 8-odcinkowego dramatu filmowego „Święci”, jego reżyser Martin Scorsese udzielił wywiadu m.in. amerykańskiej agencji AP. Mówiąc o powstaniu obecnego dzieła podkreślił, że po „Ostatnim Byku” z 2016 (o skomplikowanym życiu boksera Jake’a LaMotta - mistrza świata wagi średniej w 1949), „naprawdę uważałem, że będzie to mój ostatni film”. Sądził wówczas, że z uwagi na filmy, które Bertolucci, Tavianis i inni nakręcili dla włoskiej telewizji RAI, a zwłaszcza z powodu filmów historycznych Roberto Rosselliniego, że przyszłością kina jest telewizja, a dokładniej ta zmieszana z kinem.
„Chciałem zbadać takie tematy, jak co to znaczy być świętym i skąd pochodzą takie postacie” - tłumaczył dalej 82-letni twórca. Zaznaczył, że gdy projekt realizacji tego tematu z włoską stacją rozpadł się, skierował swoje duchowe zainteresowania na filmy takie, jak "Ostatnie kuszenie Chrystusa", "Kundun" i "Milczenie". Teraz jednak, kilkadziesiąt lat później, serial „Święci” został wznowiony i ukończony, gdy reżyser dostał zielone światło od amerykańskiego kanału Fox Nation.
W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.