Nasze życie budują spotkania. Właściwie trudno jest sobie wyobrazić jeden dzień bez ważnych rozmów i kontaktu z innymi ludźmi. Ktoś zadał mi pytanie: Czego pan właściwie szuka, jadąc do Iraku i poznając ludzi, którzy żyją w Dolinie Niniwy? Tam jest biednie i niedawno zakończyła się wojna, więc czego tam można szukać?
* * *
Jest wczesny grudniowy ranek, mgła jeszcze unosi się nad ubłoconą uliczką, siąpi deszcz, wokół domy wyszczerbione przez pociski. Cicho, chrześcijańskie miasteczko Teleskuf nie zdążyło się jeszcze obudzić. Idę w milczeniu i wyobrażam sobie, jak mogła tu wyglądać inwazja barbarzyńców z tzw. Państwa Islamskiego. W wyobraźni widzę hiobowe obrazki bezładnego tłumu, który ucieka przed mordercami.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Nagle na uliczce pojawiają się dwie czarne sylwetki. Kiedy już się zbliżają, widzę dwie kobiety. Moją uwagę zwraca starsza z nich, niewysoka, wychudzona. Jej twarz rozpromienia uśmiech. Podaje mi szczupłą, zabiedzoną dłoń.
– O św. Charbel! – cieszę się, widząc na jej szyi łańcuszek ze złotym wizerunkiem libańskiego świętego.
– Proszę go wziąć!
Nerwowo oponuję. Kobieta jest jednak zdecydowana. Czuję, że jak nie przyjmę daru ze złotym wizerunkiem i łańcuszkiem, to wyrządzę jej wielką przykrość. Pochylam się, a ona delikatnym gestem zakłada mi swój łańcuszek na szyję.
Reklama
– Ja jestem bardzo bogata – mówi i widząc moje zdziwione spojrzenie, dodaje:
– Mam Boga, On daje mi wszystko, więc jestem bogata.
Nie mogę wymigać się od zaproszenia do jej domu. Mieszka w jednej izbie rozbitego przez pocisk moździerzowy domu. Kilka obrazków Najświętszej Maryi Panny, Jezusa i dwie szczególne figurki: Maryi z obciętą przez ludzi z ISIS głową i Jezusa z poutrącanymi palcami. Kobieta znalazła głowę i przykleiła ją taśmą klejącą.
– Do tej pory nie mogę odnaleźć palców Pana Jezusa, ale na pewno gdzieś są – mówi z przekonaniem.
Ma na imię Teresa. Na pierwszy rzut oka może mieć siedemdziesiąt lat, ale jest o piętnaście lat młodsza. Wróciła do swojego miasteczka i cały jej dobytek stanowią wykrzywione łóżko z kołdrą starannie ukrytą pod narzutą oraz stary drewniany stolik, na którym stoi kosz pełen pomarańczy. Wstydliwie ukrywa siatkę, w której jest paczka ryżu i dwa chlebki naan. Wciska operatorowi, dźwiękowcowi i mnie pomarańcze.
– Są dobre, słodkie, a wy wyglądacie na zmęczonych – i znów nie można jej odmówić.
Reklama
Ta kobieta dała mi najcenniejsze, co posiadała, a teraz rozdaje pomarańcze, które pewnie miały być częścią jej prostego pożywienia na kilka dni. Cały czas się uśmiecha i opowiada o tym, jak bardzo się cieszy, bo w miasteczku właśnie skończyła się odbudowa kościoła, działają już sklepiki z żywnością, a nawet ruszyła, zaimprowizowana w dużym hangarze, herbaciarnia, w której mężczyźni grają w domino i palą papierosy.
– Noś tego Charbela, a ja będę się za ciebie modliła – delikatnie gładzi mnie po ramieniu.
Nalega, abyśmy zostali chwilę, to zaraz ugotuje ryż i wspólnie zjemy. Mam wyrobione już – przez lata włóczęg – oko i natychmiast dostrzegam, że schludne i dobrze połatane ubranie: palto, przetarta chusta i sfatygowane buty to jedyne odzienie, które posiada...
Wychodzimy od Teresy i czuję, jak coś ściska mnie w gardle. Staremu chłopu trudno opowiadać o przyczynie tego stanu, ale długo idę i nie odzywam się do nikogo.
Spotykanie chrześcijan w północnym Iraku nie jest doświadczeniem powszednim. Co ratuje ich przed zwątpieniem? Co sprawia, że cieszą się każdą chwilą życia? Jak to możliwe, że po świeżych doświadczeniach bestialstw i zbrodni potrafią tak optymistycznie spoglądać na życie, cieszyć się każdą chwilą? Co sprawiło, że pozostała w nich onieśmielająca, dziecięca ciekawość i zaufanie do innych? Być może odpowiedź usłyszałem właśnie z ust Teresy. W pewnym momencie powiedziała bowiem: – Bóg, Jezus, Maryja są moimi najdroższymi skarbami, jestem bogata i cieszę się, że mam takie życie. Traf, że was właśnie teraz spotkałam, to także zdarzenie, które wynika z mojej modlitwy – stwierdziła, patrząc mi w oczy ciepłym i pełnym zaufania spojrzeniem.
* * *
Reklama
Największą krzywdą, jaką możemy wyrządzić współczesnemu światu, jest zabranie tych ludzi stamtąd, z miejsc, gdzie żyją od dwóch tysięcy lat. Chrześcijaństwo to ich świadomy wybór, ale także sposób życia, którym tak bardzo różnią się od swojego otoczenia. W wyniku kolejnych zawieruch nikną, miasteczka i przysiółki wyludniają się.
W czasach rządów Saddama Husajna w Iraku żyło prawie dwa miliony chrześcijan, teraz pozostało ich może sześćset tysięcy. Pustką zieje Dora, niegdyś chrześcijańska dzielnica Bagdadu, prawie nie ma już wyznawców Chrystusa w Mosulu, nie ma ich w Karbali, Nadżafie, niedobitki pozostały w Basrze.
* * *
Już niedługo polscy katolicy, w ciepłych domach, zasiądą przy błyszczących światłami stołach. Będziemy śpiewać kolędy, radować się z narodzenia Pana. Piękny zwyczaj nakazuje, aby zostawić przy wigilijnym stole nakrycie dla niespodziewanego gościa, dla wędrowca, który może nawiedzić dom. W tym roku zobaczcie w tym miejscu chrześcijanina z Doliny Niniwy. Nasze święta będą pełniejsze, wypełnione jeszcze lepszą treścią, gdy – choć przez moment – wczujemy się w położenie tych ludzi, w ich świat. Mam wrażenie, że w XXI wieku to właśnie na ich barkach spoczywa świat. Oni doświadczają tego, co Matka Boża i św. Józef, gdy przyszedł na świat Boży Syn, którego ochraniali, jak mogli. Oni też nie mieli tam swojego domu.
Nie chcę tanio moralizować, każdy ma swoje krzyże i swoje Golgoty, warto jednak zdać sobie sprawę z faktu, że są ludzie, którzy za wiarę płacą słono i znoszą to w pokornym milczeniu.
* * *
Łańcuszek ze św. Charbelem będzie mi towarzyszył w każdej mojej nowej podróży i, dotykając go, zawsze będę wracał myślami do tamtego spotkania w Teleskuf.
* * *
Reklama
W Wigilię Teresa usiądzie, przy świeczce, w swojej chłodnej izbie i nagle do jej odrapanych i wypaczonych drzwi ktoś zastuka. Usiądzie z nią i zje trochę – upieczonego na wodzie i mące – chleba, posypie go gotowanym ryżem i popije wodą.
W tym roku mógł być w najpiękniejszej katedrze, mógł celebrować uroczystość w kapiącym od złota kościele. Pójdzie jednak do Teleskuf i usiądzie na wykrzywionym łóżku. Będą jeść i rozmawiać. Bardzo chciałbym posłuchać tej rozmowy...
Może kiedyś, jak zasłużę, to Teresa mi o niej opowie. Św. Charbel na mojej szyi mówi, że tak może się stać.