W lipcu br. minęła 75. rocznica rzezi wołyńskiej. Przy tej okazji chcemy dziś przybliżyć jedno z tych miejsc, gdzie 11 lipca 1943 r., w czasie tzw. krwawej niedzieli, Polacy podjęli próbę desperackiej obrony.
Mała zagubiona gdzieś wśród lasów i piasków osada Kisielin, położona nad górnym Stochódem, była przypuszczalnie najstarszym gniazdem słynnego ruskiego rodu Kisielów. W XVII wieku miasteczko zasłynęło jako jeden z najbardziej ożywionych ośrodków arianizmu w Polsce. Arian po wypędzeniu z Rakowa (w dzisiejszym woj. świętokrzyskim) przyjął do Kisielina Jerzy Czaplic „Szpanowski”. On też później założył tutaj gminę i szkołę ariańską, za co ostatecznie był ścigany i osądzony przez trybunał lubelski.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Kisielin przed II wojną światową był małym miasteczkiem liczącym ok. tysiąca mieszkańców. Znajdowały się tu kościół, cerkiew, dwie żydowskie bożnice, opuszczony pałac i dwór. Z tysiąca mieszkańców połowę stanowili Żydzi, resztę Polacy i Ukraińcy, mniej więcej po równo. Latem 1943 r. Żydów w Kisielinie już nie było, rok wcześniej wszyscy zostali wymordowani przez Niemców przy likwidacji getta. Co niedzielę na Sumę do kolegiaty w Kisielinie z okolicznych wiosek ściągały rzesze wiernych. Nawet dziś pozostałe ruiny klasztoru i kościoła dają ogólną orientację o potężnej skali budowli. Świątynię pw. Niepokalanego Poczęcia NMP zbudowali w 1720 r. karmelici w miejscu starego zboru ariańskiego. Zakonników do Kisielina sprowadzili dziedzice Marianna i Abraham Głuchowscy w 2 poł. XVII wieku, nadając im część własnych gruntów z przeznaczeniem na budowę klasztoru. W ten sposób powstała okazała trójnawowa bazylika z czworobocznym prezbiterium, przez które świątynia łączyła się z dwukondygnacyjnym budynkiem klasztornym, pełniącym przed wojną rolę plebanii.
Owej feralnej niedzieli uzbrojeni banderowcy już nad ranem otoczyli kościół i rozstawili bojówki przy drogach wokół miasteczka. Po Mszy św., gdy ludzie zaczęli opuszczać świątynię, upowcy otworzyli ogień, część wiernych (kilkadziesiąt osób) schroniła się wówczas na strychu i piętrze budynku plebanii. Tych, którzy zostali na dole, wkrótce zaczęto mordować: rozbierano i rozstrzeliwano w pobliżu dzwonnicy. Ci, którzy schronili się na plebanii, podjęli karkołomną obronę, ryglując wejście i rażąc napastników cegłami z rozbiórki pieców i ścian. Mimo obstrzału z broni maszynowej, obrzucenia granatami, podpaleniu kościoła i parteru plebanii, obrońcy wytrwali na górze kilkanaście godzin. Późną nocą Ukraińcy w końcu odstąpili. Ogółem w kościele zginęło 86 osób. Dzięki obronie uratowało się blisko 80 osób. Szacuje się, że wówczas tylko tego jednego dnia na całym Wołyniu liczba ofiar „akcji antypolskiej” przekroczyła 10 tys. osób.
Upamiętnieniem zbrodni w Kisielinie zajmował się Włodzimierz Dębski (ojciec znanego kompozytora Krzesimira Dębskiego), który w obronie plebanii stracił nogę. W 2006 r. wydano jego monografię „Było sobie miasteczko”. Na tej podstawie późnej powstał film dokumentalny opowiadający o zbrodni. Poza ruinami kościoła i klasztoru we wsi nie ma dziś zbyt wiele do oglądania. Na miejscu starych domów pobudowano nowe, miejsca po innych zajęły kołchozowe pola. W dobrym stanie zachowała się pounicka cerkiew św. Michała z 1777 r. Po dawnym pałacu Olizarów, ostatnich właścicieli Kisielina, nie ma dziś już żadnego śladu.