Statuetka "chrześcijańskiego Oscara" i odsłonięty niedawno w Łowiczu pomnik Jana Pawła II, a wcześniej podobny w Argentynie - to przykłady inspirowanych religią dzieł rzeźbiarza prof. Stanisława Słoniny z Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Dziś w "Niedzieli Warszawskiej" rozmowa z artystą.
IZABELA MATJASIK: - Jak to się stało, że wątki religijne są tak bardzo obecne w Pańskiej twórczości, skąd czerpie Pan inspiracje?
PROF. STANISŁAW SŁONINA: - Z pochodzenia jestem
krakowiakiem i góralem zarazem, bo urodziłem się i wychowałem w okolicach
Myślenic. To już góry. Ale przynależność kulturowa wciąż krakowska.
Ludzie z tego rejonu, więc również ja, wynoszą z domu pewien depozyt
wiary. On właśnie pomaga wśród życiowych zawirowań odnaleźć właściwą
ścieżkę, stanowi punkt odniesienia, nie pozwala zasnąć sumieniu.
Z biegiem lat pewne rzeczy zaczęły we mnie dojrzewać.
Przestałem martwić się czy jestem "na fali", czy mówią o mnie w mediach,
czy moja twórczość się podoba. Wiadomo, że dziś sztuka religijna
nie przynosi popularności i sławy, jest to bardziej osobista forma
działania twórczego - i dlatego właśnie, że jest bezinteresowna,
staje się bardziej autentyczna, a przez to i głębsza.
- Jak doszło do powstania pomnika Ojca Świętego w Łowiczu, którego odsłonięcie miało miejsce 18 czerwca?
- Po raz pierwszy pomyślałem o tym pomniku, gdy kard. Karol Wojtyła został obrany papieżem. Miałem wizję Ojca Świętego, który zarzuca sieć. Chciałem umieścić taki posąg w Wieliczce na żupie solnej, obok jeziorka. Właściwie jest to sanktuarium, zabytek, więc wnętrze to tym bardziej wydawało mi się odpowiednie. Marzyłem, że uda się zrealizować ten projekt, ale nie myślałem, że będzie umieszczony w Łowiczu na tak honorowym miejscu.
- Ten pomnik jest symboliczny...
- Tak, umieściłem w nim trzy symbole. Pastorał w
kształcie krzyża jest znakiem 22 niestrudzonych lat nauczania, pielgrzymowania
oraz pasterzowania w imię Chrystusa i z Chrystusem. Sieć - symbol
często powtarzający się w Ewangeliach - nawiązuje do Szymona rybaka,
później nazwanego przez Chrystusa Piotrem. Często Ojciec Święty mówi
o sobie, że z woli Bożej nie czyni nic innego, jak tylko posługę
Piotrową. Imię Piotr znaczy skała, stąd skała w pomniku.
Prymas Polski kard. Józef Glemp powiedział, że sieć symbolizuje
jednoczenie, zbieranie wszystkich chrześcijan. Dla mnie osobiście
jest ona znakiem ochrony, osłony, a także pozyskiwania nowych wiernych
- dowodem na to są owoce pielgrzymek Papieża do Afryki, Azji, Ameryki
Południowej i Łacińskiej. Ten trud ewangelizacji w bezgranicznym
zawierzeniu Panu Bogu to budowanie działania na mocnej skale.
Pomnik w Łowiczu jest rozwinięciem monumentu Jana Pawła
II, który w zeszłym roku został odsłonięty w Buenos Aires. Niedziela
pisała o tym wydarzeniu. Tamten pomnik również przedstawia Ojca Świętego
z siecią, ale Papież jest młodszy. Przedstawiciele Argentyny cieszyli
się wczoraj, że "ich" Jan Paweł II jest bardziej dynamiczny i lepiej
usytuowany. Rzeczywiście, pomnik w Buenos Aires stoi przed biblioteką
na wzgórzu, dominuje nad miastem, wygląda, jakby frunął. Po odsłonięciu
prezydent Argentyny powiedział, że jest to pomnik człowieka, który
przekroczył swój czas, wyprzedził swoją epokę.
Łowicki pomnik jest za to bardziej wyrazisty. Papież
bierze do ręki liny sieci i ciągnie. Widać w tym trud człowieka pracy,
bo on nie celebruje, on pracuje. Chciałoby się, żeby inni dostojnicy
kościelni poszli kiedyś w jego ślady.
- Czy to prawda, że jest Pan twórcą "katolickiego Oscara"?
- To trochę za dużo powiedziane. Wszystko zaczęło
się od projektu gołąbka, który przechodzi w kształt dłoni, a w tej
dłoni ukrywa się ręka dziecka. Ma to być przenośnia, znak tego, że
człowiekowi potrzebny jest pokój, by mógł się rozwijać, aby znalazło
się miejsce na wychowywanie młodego pokolenia. Zrobiłem tę rzeźbę
z impulsu wewnętrznego. Wkrótce potem przypadkiem miałem okazję ruszyć
z pielgrzymką do Rzymu, w dniu poświęconym mediom. Pomyślałem, że
nie wypada zajechać tam z pustymi rękami. Bardzo szybko odlaliśmy
mój projekt w brązie i z gotowym posążkiem poszedłem do ks. Wiesława
Niewęgłowskiego. Zapytałem, czy nie mógłby ofiarować gołąbka Ojcu
Świętemu od Duszpasterstwa Środowisk Twórczych, jako pamiątkę uczestnictwa
w pielgrzymce.
W trakcie naszej rozmowy ks. Niewęgłowskiemu przyszła
do głowy myśl, że ta statuetka mogłaby się stać nagrodą dla środowisk
artystycznych. Nazwaliśmy ją "Veni, Creator Spiritus", a przyznawać
można by ją co trzy lata za twórczość promującą wartości chrześcijańskie.
To takie nasze odwołanie do listu papieskiego do artystów. Może stałoby
się to motywacją dla twórców do głębszej refleksji nad swoimi dziełami,
bo to, co się dzieje obecnie budzi grozę. Nagroda byłaby wręczana
za dokonania aktorów, plastyków, muzyków, architektów, itp. Można
by ją interpretować jako przywoływanie Ducha Świętego Stworzyciela
- ja bym nawet widział szerzej: jako pewne wotum zaufania artyście,
który powinien potem dać świadectwo tego, że jest godzien przyznanej
mu nagrody.
Nie wiem, jak potoczą się dalsze losy statuetki. Pierwszy
odlew zaopatrzyliśmy w sygnaturkę i oznaczyliśmy numerem 1. Ks. Wiesław
zabrał go i wręczył Janowi Pawłowi II na audiencji. W ten sposób
Ojciec Święty jako pierwszy otrzymał "Veni Creator Spiritus". Jeśli
pomysł uda się zrealizować, to wszystkie statuetki będą numerowane.
Mam nadzieję, że na jedynce się nie skończy i że ta nagroda pobudzi
ferment twórczy w środowisku. Przyda się pomoc mediów w popularyzacji
tego przedsięwzięcia, a Niedziela jest jednym z niewielu pism, które
może wspierać tego rodzaju inicjatywy i im towarzyszyć.
- Czy powstała już jakaś fundacja lub komisja oceniająca dokonania twórców?
- Jeszcze jest na to za wcześnie. Z pielgrzymki wróciliśmy
zaledwie przed tygodniem (w połowie czerwca - przyp. red.), rozpoczął
się właśnie okres wakacyjny, co nie sprzyja debatom i dyskusjom.
Do września duszpasterstwo środowisk twórczych zawiesi działalność,
choć kościół będzie otwarty. Gdy stała gromadka, już wypoczęta, zbierze
się ponownie, wówczas może powstać zespół oceniający - komisja przyznająca
statuetki.
Mnie osobiście wydaje się, że środowisko oczekuje, by
Kościół wyraźnie patronował określonym wartościom, by je punktował
- i ta nagroda mogłaby stworzyć taką okazję. Tym bardziej, że ona
nie niesie za sobą korzyści finansowych, sama w sobie jest wartością.
- Czy współcześnie łatwo jest dawać świadectwo swojej wiary wśród artystów i studentów?
- Nie, zdecydowanie nie. Nasze środowisko jest może
najbardziej wystudzone, wyjałowione religijnie. Artyści mają przedziwną
obawę, że wiara ogranicza ich wolność. Bierze się to chyba z kultywowania
bezgranicznej, trochę źle pojętej wolności artysty, któremu wszystko
wolno. A niestety, podejmując tematy sakralne trzeba uszanować pewne
zasady, kanony.
Kilka lat temu zorganizowałem wystawę pod tytułem: Ave
Maria. Pierwszą wystawę sztuki sakralnej po wojnie, a był rok 1996!
Wiedziałem, że jej promowanie może przekreślić moją pozycję na uczelni.
Było to dla mnie wyzwanie, również osobiste, prywatne.
Zamykanie się środowiska artystów na sacrum rozpoczęło
się już 250 lat temu, gdy preromantycy uznali, że dość tworzenia
pod przymusem inwestora, czyli Kościoła. Znalazło to poparcie w filozoficznych
wywodach - uznano, że artysta powinien sam tworzyć i interpretować
swoje dzieła. Z drugiej strony również Kościół zamknął się hermetycznie
przed zbuntowanymi twórcami. Skupił się na tych, którzy zaspokajali
jego potrzeby na dzieła sakralne, choć reprezentowali nie zawsze
wysoki poziom.
Ja myślę, że z bezwzględną wolnością artysty jest jak
z wolnością na ulicy: nie prowadzi do niczego dobrego. Jakieś kryteria
postępowania muszą być zachowane - jeśli nie administracyjnie sformułowane,
to przynajmniej takie płynące z wnętrza człowieka. Najpierw trzeba
odnaleźć w sobie pewną głębię, potem poczucie odpowiedzialności za
to, co się robi. Artysta powinien stwarzać, a nie niszczyć, degradować.
Od lat próbuję przekazać to studentom.
- Jest już jakiś odzew?
- Niewielki, ale jest. W zeszłym semestrze udało mi się pozyskać siedmioro studentów z pracowni prof. Myjaka do zorganizowania wystawy w naszym Duszpasterstwie Środowisk Twórczych. Może kiedyś uda się poszerzyć to grono.
- Czyż znajomość sacrum nie jest potrzebna do zrozumienia sztuki europejskiej?
- Tak, to jest podstawa. Przeciwnicy sacrum w sztuce
uważają, że skoro przez tyle wieków artyści podporządkowani byli
religiom, bo przed chrześcijaństwem tworzyli na potrzeby świątyń
pogańskich, to motyw ten już się wyczerpał. Jaki jest tego sens,
mówią, jeśli Boga nie można do końca zinterpretować, zrozumieć -
szkoda życia, żeby się tym zajmować.
Wiele złego zrobili tu filozofowie egzystencjaliści.
Co z tego, że Sartre na łożu śmierci wyraził żal za swoje poglądy.
Pokłosie jego nauk zbieramy do dziś. Potrzebny jest nam autorytet
wspomagający Ojca Świętego. Jan Paweł II jako filozof, etyk, poeta
stara się nawrócić ludzi na drogę prawdy, lecz jest to mimo wszystko
głos Kościoła. Powinien go wspierać filozof świecki, potrzebne jest "
wzmocnienie cywilne" słów Papieża.
Nasz wiek był niezwykle trudny. Tak by się chciało mieć
nadzieję, że ten, w który wchodzić będziemy, bo jeszcze nie weszliśmy,
przyniesie poprawę. Niechby Ojcu Świętemu udało się dotrwać i przeprowadzić
nas w nowy wiek.
- Dziękuję za rozmowę.
Pomóż w rozwoju naszego portalu