Reklama

Niedziela w Warszawie

200 lat archidiecezji warszawskiej

Archidiecezja w służbie niepodległości

Historia 200 lat pokazuje wielki wkład archidiecezji warszawskiej w budowanie narodowej tożsamości Polaków, ich wewnętrznej wolności, a nawet państwowej suwerenności. Warto o tym przypominać w roku jubileuszu 100-lecia odzyskania niepodległości

Niedziela warszawska 9/2018, str. I

[ TEMATY ]

archidiecezja

100‑lecie niepodległości

Narodowe Archiwum Cyfrowe

Msza św. w archikatedrze warszawskiej, lata 30. ubiegłego wieku

Msza św. w archikatedrze warszawskiej, lata 30. ubiegłego wieku

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Archidiecezja warszawska, która miała być po wsze czasy pieczęcią na dokonanym rozbiorze, dziś staje się zwiastunem życia i zmartwychwstania narodu – tak mówił 100 lat temu abp Józef Teodorowicz, podczas pierwszego spotkania biskupów ze wszystkich trzech zaborów, którzy modlili się w archikatedrze warszawskiej. Okazją do nieformalnych obrad Episkopatu, jeszcze podzielonej Polski, stało się wówczas świętowanie 100-lecia powstania archidiecezji warszawskiej.

Wracając do źródeł utworzenia metropolii kościelnej w Warszawie trzeba sięgnąć roku 1815, gdy na mapie Europy pojawiło się niewielkie Królestwo Polskie. Już w konstytucji Królestwa car Aleksander I zaznaczył, że chce mieć w jego stolicy katolickiego metropolitę, który dokonywałby koronacji cara na króla. Porozumienie między Stolicą Apostolską, a rządem carskim zostało zawarte 18 stycznia 1818 r., a już 12 marca Pius VII utworzył archidiecezję warszawską i na wniosek cara przyznał arcybiskupowi tytuł prymasa Królestwa Polskiego, z przywilejem noszenia szat kardynalskich.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Marionetka w rękach cara?

Reklama

Prymasi Królestwa i metropolici warszawscy mieli być – według carskich założeń – podporządkowani władzy imperium rosyjskiego. I początkowo wydawało się, że wszystko idzie zgodnie z planem. Na umierającym prymasie abp Franciszku Malczewskim wymuszono kasatę klasztorów. Wówczas przestały istnieć najstarsze zakony na Świętym Krzyżu, w Czerwińsku nad Wisłą, czy w Sulejowie.

Metropolia warszawska cieszyła się poparciem jedynie cara Aleksandra I, gdyż po wybuchu powstania listopadowego duchowieństwo archidiecezji warszawskiej wsparło niepodległościową insurekcję pokaźną kwotą pieniędzy na dozbrojenie, a powstańcze szeregi zasilone zostały kapelanami. Nic dziwnego, że po stłumieniu niepodległościowych dążeń carat zakazał używania tytułu prymasa Królestwa. Próbowano nawet skasować archidiecezję, ale nigdy nie zgodził się na to papież.

Skutecznym sposobem represji wobec archidiecezji były bardzo długie wakaty na urzędzie metropolitów warszawskich lub próby mianowania takich duchownych, którzy wydawali się spolegliwi wobec zaborcy. Nie zmieniło to jednak postawy zwykłego duchowieństwa, które zawsze broniło wolności narodu i jego praw do samostanowienia. – Kościół miał świadomość tego, co się dzieje i stawał się bastionem niepodległości, którego wrogom nie udało się zniszczyć przez cały długi okres zaborów. W kościołach były przechowywane zdobyczne chorągwie, odznaczenia wojskowe i polska literatura. Kościół pielęgnował wszystko to, co przypominało o dawnej świetności Rzeczpospolitej i budziło nadzieję na przyszłość – mówi ks. dr Henryk Małecki, historyk Kościoła i proboszcz parafii św. Tomasza na Ursynowie.

Reklama

Carat musiał się liczyć z tym, że jego władza nad archidiecezją i jej duchowieństwem jest tylko pozorna. Gdy postawa arcybiskupa była zbyt uległa, to nie miał on posłuchu wśród wiernych i zwykłego duchowieństwa, a gdy metropolita warszawski był twardy wobec zaborcy, to szybko stawał się duchowym przywódcą narodu.

Non possumus

Przykładem duchowego oporu wobec zaborcy może być abp Antoni Melchior Fijałkowski (1857-61), który został mianowany po ponad 20-letnim wakacie. Był to czas, gdy narastało napięcie polityczne, a manifestacje patriotyczne, rozbijane przez wojsko rosyjskie, z ulic przeniosły się do kościołów. Mimo wielokrotnych nacisków władz rosyjskich Arcybiskup nigdy nie przeciwstawił się manifestacjom patriotycznym w kościołach, a po krwawym stłumieniu Polaków złożył namiestnikowi carskiemu protest i przewodniczył uroczystościom pogrzebowym. Uważany był za przywódcę narodu i symbolicznego interreksa, a jego pogrzeb był największą manifestacją patriotyczną w Warszawie do czasu wybuchu powstania styczniowego.

Reklama

Napięta sytuacja nie zmieniła się również za czasów abp Zygmunta Szczęsnego Felińskiego (1862-83). I choć początkowo mieszkańcy stolicy podchodzili do niego nieufnie, to jednak po wybuchu powstania styczniowego szybko zmienili zdanie. Gdy światło dzienne ujrzał list Arcybiskupa do cara, w którym bronił prawa Polski do niepodległości, wszystko się zmieniło. Arcybiskup został na zawsze wygnany ze swojej archidiecezji, a lud warszawski zobaczył w nim bohatera. „Jeżeliby was kto namawiał do takiego czynu, którego popełnić się nie godzi bez uchybienia prawom Bożym i prawom Kościoła, odpowiadajcie każdy: Non possumus, odpowiadajcie wszyscy: Non possumus” – tymi słowami święty Arcybiskup żegnał się w 1863 r. z duchowieństwem warszawskim.

Po upadku powstania styczniowego represje wobec Kościoła jeszcze bardziej się nasiliły. W efekcie tych represji wymuszona została ustępliwość hierarchii, dla której najważniejszym celem było zapewnienie opieki duszpasterskiej. W tym kontekście trzeba patrzeć na posługę abp. Wincentego Teofila Popiela (1883–1912), który po powrocie z siedmioletniego wygnania w Nowogrodzie, unikał konfliktu z caratem. Polecił czytać w kościołach carskie odezwy, a gdy zorganizował w parafiach zbiórkę pieniędzy na pomoc sanitarną dla rosyjskich żołnierzy walczących z Japonią, to mieszkańcy Warszawy wybili szyby w oknach pałacu arcybiskupiego.

Mąż stanu

Dosłownie w przededniu I wojny światowej Opatrzność dała Polsce i Warszawie Arcybiskupa, który okazał się doskonałym duszpasterzem wiernych oraz wielkim mężem stanu dla Ojczyzny. Mowa o abp Aleksandrze Kakowskim, którego ingres do archikatedry warszawskiej odbył się we wrześniu 1913 r. Ledwo Metropolita zdążył się oswoić z pasterskimi obowiązkami, a Europą wstrząsnął wybuch I wojny światowej.

Reklama

Abp Kakowski zabiegał o sprawę niepodległości Polski już w pierwszych dniach wojny, gdy podczas krótkiego pobytu w Londynie poprosił Prymasa Anglii o wsparcie dla Polski. „Kardynał, jak wszyscy Anglicy, nic nie wiedział o Polsce, nie interesował się sprawą polską. Opowiadałem mu o zbrodni podziału Polski (...), o odwiecznej sprawiedliwości, która domaga się powołania do życia Polski niepodległej. Państwu katolickiemu powinni podać rękę katolicy całego świata w interesie Kościoła katolickiego” – pisał w pamiętniku Metropolita Warszawski. Po ponad godzinnej rozmowie Prymas Anglii odesłał Arcybiskupa do ambasadora Rosji, o którym powiedział, że jest „dobrym katolikiem”. „Wyszedłem od Kardynała upokorzony, z rozpaczą w sercu” – wspominał abp Kakowski.

Wojna, w której brali udział wszyscy trzej zaborcy, była marzeniem wielu pokoleń. Pierwszym ukłonem ze strony Niemiec i Austrii w stronę Polaków był akt 5 listopada 1916 r. o powołania samodzielnego Królestwa Polskiego. W ten sposób okupant próbował zdobyć przychylność Polaków, którzy mogliby zasilić szeregi cesarskiej armii. Kilka miesięcy później powołano Tymczasową Radę Stanu, a 12 września 1917 r. powołano trójosobową Radę Regencyjną. Jednym z regentów, czyli osób zastępujących króla, został abp Aleksander Kakowski. To nie była samodzielna decyzja Arcybiskupa, który nie szukał władzy, czy sławy, ale wynik rozmów zarówno z politykami, ze świeckimi działaczami, warszawskimi księżmi, biskupami ze wszystkich zaborów oraz błogosławieństwem Papieża. „Wszedłem z przekonaniem, że jeśli my nie weźmiemy władzy, to ją wezmą inni, którzy grzeszą krańcową uległością Niemcom. (...) Z ręką na sercu mogę wyznać: wszedłem do Rady Regencyjnej w duchu ofiary, z miłości Boga i z miłości do Ojczyzny” – zapisał w pamiętniku abp Kakowski.

Łączył polityków i Kościół

Reklama

Warszawa stała się w tym czasie centrum życia politycznego, narodowego i kościelnego. Te trzy rzeczywistości przenikały się wzajemnie i dawały nadzieję na odzyskanie pełnej niepodległości. Już podczas zjazdu biskupów z metropolii warszawskiej hierarchowie wskazywali dystans do stronnictw politycznych, które widziały przyszłość narodu w oparciu o jednego z zaborców. – Należy skłaniać się ku stronnictwom konserwatywnym i prawicowym, a odchylać się od lewicowych – podsumował obrady abp Kakowski.

Ważnym wydarzeniem poprzedzającym powstanie Rady Regencyjnej był zjazd biskupów z trzech zaborów z okazji 100-lecia archidiecezji warszawskiej. Biskupi chcieli dać przykład politykom, by tak jak oni w jedności działali dla dobra Polski. „W ten sposób tysiącletni węzeł jedności duchowej, istniejącej w Polsce pomiędzy narodem a Kościołem rzymsko-katolickim, który w opłakanych warunkach ucisku, stosowanego przez rząd rosyjski, odegrał rolę wytrwałego obrońcy idei narodowej, wzmocnił się nowym aktem współdziałania na tle tragicznych zmagań się narodu o jego lepsze jutro” – pisał w 1917 r. „Tygodnik Illustrowany”.

Abp Kakowski był wówczas animatorem jedności biskupów ze wszystkich trzech zaborów, a także skutecznie wpływał na kluczowe polityczne decyzje Rady Regencyjnej. Choć ta instytucja początkowo uważana była za marionetkę władzy niemieckiej, to jednak dzięki politycznemu sprytowi z miesiąca na miesiąc Rada Regencyjna wybijała się na niezależność. – Dzięki ich staraniu powstawały urzędy, ważne dokumenty oraz postępowała polonizacja sądownictwa i szkolnictwa. W Kongresówce funkcjonowały praktycznie wszystkie instytucje, które były potrzebne odradzającemu się państwu Polskiemu – wskazuje prof. Zdzisław Winnicki, autor książki o Radzie Regencyjnej.

Przekazanie władzy Piłsudskiemu

Reklama

Członkowie Rady Regencyjnej czekali tylko na odpowiednią chwilę, by odciąć się od niemieckiej pępowiny. Dlatego abp Kakowski był bardzo zadowolony, gdy wydano manifest 7 października 1918 r. „Manifest Rady Regencyjnej o zjednoczonej, niepodległej Polsce, z dostępem do morza, wstrząsnął opinią całego świata, który się dowiedział, czego chcą Polacy. Manifest uderzył niby ostry miecz w serce rządu niemieckiego, który przyjął ten akt za zamach stanu” – czytamy w pamiętnikach abp Kakowskiego.

Arcybiskup szczególnie zabiegał, by w tym delikatnym okresie rodzącej się niepodległości, nie doszło do przelewu krwi i anarchii. Dlatego był twardym przeciwnikiem użycia wojska przeciwko Tymczasowemu Rządowi Ludowemu Ignacego Daszyńskiego. Również on przekonał pozostałych członków Rady, by w Domu Arcybiskupów Warszawskich 10 listopada przekazać wojsko Józefowi Piłsudskiemu, a później resztę władzy. „Gdym się dowiedział o niemożliwości utworzenia rządu kompromisowego i o możliwości stworzenia rządu socjalistycznego, nie mogąc zgodzić się na to, by Rada Regencyjna miała taki rząd potwierdzić, nalegałem na księcia Zdzisława Lubomirskiego, abyśmy abdykowali i złożyli władzę całkowicie w ręce Piłsudskiego, jako dyktatora” – zapisał w pamiętnikach abp Kakowski.

W ten sposób za­pewniono ciągłość polskiego rządu i administracji państwowej. A przejęcie władzy obyło się bez krwawych przewrotów i zdobywania władzy siłą. „Piłsudski był wtedy człowiekiem opatrznościo­wym, jedynym, który mógłby stać na czele odradzającej się Polski. Opinia ol­brzymiej większości narodu była tego samego przekonania” – wskazywał Metropolita Warszawski.

Historia częściowo się powtarza

Reklama

Kolejny sprawdzian polityczny dla Arcybiskupa i podległego mu duchowieństwa przyszedł latem 1920 r., gdy sowieci zbliżali się do Warszawy. Wtedy również młode państwo mogło liczyć na modlitewne, moralne i również kadrowe wsparcie ze strony Kościoła.

Okres II wojny światowej, posługa prymasa Stefana Wyszyńskiego oraz kard. Józefa Glempa są o wiele lepiej znane, niż historia archidiecezji do 1939 r.

A istnieje nawet wiele podobieństw pomiędzy wiekiem XIX i XX w dziejach Kościoła warszawskiego. Czas rządów kard. Kakowskiego w archidiecezji warszawskiej można porównać do okresu kard. Józefa Glempa, bo obaj wyprowadzili naród polski z niewoli do niepodległości i obaj musieli studzić nastroje społeczne, by nadmiar krwi na ulicach nie został przelany podczas zamachu majowego w 1926 i stanu wojennego w 1981 r.

Kard. Kakowski i kard. Glemp uczestniczyli pośrednio lub bezpośrednio w procesie politycznym przekazywania władzy, a po odzyskaniu wolności w 1918 i 1989 r. wykorzystali czas na największy w historii archidiecezji rozwój budownictwa sakralnego i tworzenie nowych parafii. Za ich panowania powstały nowe ruchy katolickie, duszpasterstwa specjalistyczne, stowarzyszenia, dzieła charytatywne i edukacyjne. Łączyła ich nawet idea budowy Świątyni Opatrzności Bożej.

Czas rządów kard. Stefana Wyszyńskiego można też częściowo porównać z okresem XIX-wiecznej niewoli, a w szczególności ze św. Szczęsnym Felińskim, który tak jak Prymas został wygnany z Warszawy. Jednak późniejszą posługę kard. Wyszyńskiego, gdy wrócił z komunistycznej niewoli, trudno odnieść do jakiegokolwiek innego arcybiskupa Warszawy. Nie bez powodu określano go mianem Prymasa Tysiąclecia.

200-letnia historia archidiecezji warszawskiej pokazuje wspólny mianownik dla całego okresu. Wrogowie narodu polskiego zawsze byli też wrogami Kościoła. – Komuniści powielali wcześniejsze wzorce walki z Kościołem katolickim. Również chcieli wpływać na wybór biskupów oraz inwigilowali duchowieństwo przy pomocy specjalnych służb. Pocieszające jest, że zarówno zaborcy, jak i komuniści przegrali, a Kościół trwa nadal i realizuje swoją misję – uważa ks. dr Henryk Małecki.

2018-02-28 11:19

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Pragnienie wolności

Niedziela toruńska 45/2018, str. IV

[ TEMATY ]

100‑lecie niepodległości

Archiwum Wojciecha Wielgoszewskiego

Ks. Jakub Fankidejski (1844-83) w młodości poparł powstanie styczniowe (siedzi czwarty z lewej)

Ks. Jakub Fankidejski (1844-83) w młodości poparł powstanie styczniowe (siedzi czwarty z lewej)

Pomorze zawdzięcza w dużej mierze kapłanom zachowanie polskości, a w efekcie powrót w granice Polski odrodzonej po zaborach. Duchowieństwo przyczyniło się do ocalenia języka ojczystego, popularyzacji wiedzy o chlubnej przeszłości ojczyzny, pielęgnacji rodzimej kultury i podjęcia różnych form walki z zaborcami. Ciesząc się obecnie ze stulecia odzyskania niepodległości, pamiętajmy o zasłudze duszpasterzy diecezji chełmińskiej dla ocalenia narodowej tożsamości naszych przodków

Faktycznie na Pomorzu oczekiwano wolności do początku 1920 r. Pruski zabór trwał aż 148 lat z kilkuletnią przerwą spowodowaną przynależnością do Księstwa Warszawskiego w czasach napoleońskich, z wyłączeniem Torunia, który był pod zaborami 20 lat krócej. W okresie przynależności władze pruskie od początku znacznie ograniczyły prawa Kościoła katolickiego: ograniczono prawa biskupie, zsekularyzowano rezydencje biskupie w Lubawie i Starogrodzie k. Chełmna, skonfiskowano wiele majątków kościelnych, dokonano kasaty wszystkich średniowiecznych i nowożytnych fundacji klasztornych.
CZYTAJ DALEJ

Umorzenie postępowania wobec ks. Guza nie jest pochwalaniem przestępstwa – sąd po stronie wykładowców KUL

2024-11-30 19:45

[ TEMATY ]

ks. prof. Tadeusz Guz

Małgorzata Godzisz

Ks. prof. Tadeusz Guz

Ks. prof. Tadeusz Guz

Sąd Rejonowy dla Warszawy-Żoliborza umorzył postępowanie wobec członków Komisji Dyscyplinarnej i rzecznika dyscyplinarnego Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, którzy nie zdecydowali się na pociągnięcie do odpowiedzialności ks. prof. Tadeusza Guza - informuje Ordo Iuris.

Sprawa dotyczy wypowiedzi katolickiego księdza, profesora zwyczajnego, wykładowcy Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, sformułowanej w ramach wykładu wygłoszonego 2018 r. w Domu Pielgrzyma Amicus przy warszawskiej parafii św. Stanisława Kostki. Akt oskarżenia, sporządzony na zlecenie Żydowskiego Stowarzyszenia B’nai B’ritt w Rzeczypospolitej Polskiej (części zainicjowanej w USA w XIX wieku sieci lóż B’nai B’ritt), ma charakter oskarżenia subsydiarnego, został zatem wytoczony po dwukrotnej odmowie sformułowania aktu oskarżenia przez Prokuraturę Rejonową, podtrzymanej przez prokuratora nadrzędnego.
CZYTAJ DALEJ

Łódź: ekumeniczne zapalenie świec CARITAS, ELEOS I DIAKONII

2024-12-01 17:35

[ TEMATY ]

archidiecezja łódzka

Julia Saganiak

W pierwszą niedzielę Adwentu w luterańskim kościele św. Mateusza w Łodzi przedstawiciele bratnich Kościołów chrześcijańskich – Tomasz Kopytowski, ks. Eugeniusz Fiodorczuk i ks. Michał Makula zapalili świąteczne świece: Wigilijnego Dzieła Pomocy Dzieciom Caritas (Kościół rzymskokatolicki), Eleos (Kościół prawosławny) oraz Diakonii (Kościół ewangelicko - augsburski).
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję