W styczniu i lutym 1943 r. oddziały wojska niemieckiego i policji przystąpiły do realizacji akcji wysiedleńczej Grabowca i okolic. Kobiety i mężczyźni, starcy i dzieci, nocami i dniami, w śniegu i na
mrozie, bici i maltretowani ciągnęli do obozu zbornego w Zamościu, a stąd do Oświęcimia, bądź na niewolnicze roboty do Niemiec. Wysiedlenia dokonywało gestapo, Schupo, żandarmeria, SS i Ukraińcy w służbie
niemieckiej. Wysiedlanym pozwalano zabrać ze sobą tylko bagaż, składający się z rzeczy osobistych i żywności. Wśród dzikich wrzasków bito ludzi, kopano, szczuto psami. Osoby chore, niedołężne, malutkie
dzieci, nawet kobiety rodzące, Niemcy kazali, bez względu na warunki atmosferyczne, wyprowadzać na plac zbiórki. Niemal w każdej okolicznej wsi ludzie ginęli podczas próby ucieczki bądź też byli mordowani
w przypadkach odmowy opuszczenia rodzinnych domów lub niemożności udania się na miejsce zbiórek ze względu na wiek czy chorobę. Wystarczy tu choćby tylko wspomnieć pobliską Górę Grabowiec i Szystowice.
Mordowano również ludzi bez żadnych przyczyn. Zgromadzonych na placu trzymano po kilka, a nawet po kilkanaście godzin, nie bacząc na zimno i mróz. Nie pozwalano niczego pić ani jeść. Te warunki najtrudniej
znosiły dzieci, starcy i chorzy, których doprowadzono na to miejsce. Zebranych dzielono na dwie grupy: jednych przeznaczano do wywozu, inni mieli pozostać na wsi w charakterze parobków u kolonistów. Przeznaczonych
do wysiedlenia ładowano na samochody bądź furmanki i pod silną eskortą wieziono do Zamościa, gdzie osadzano ich w obozie przejściowym. Zdarzały się wypadki, że z braku środków lokomocji, pędzono ludzi
do Zamościa pieszo. Chorych i słabych, ustających w drodze, zabijano.
W obozie przejściowym w Zamościu zaczynał się drugi etap gehenny. Obóz ten noszący nazwę "UWZ Lager in Zamość", składał się z kilkunastu baraków otoczonych ogrodzeniem z drutu kolczastego. Ponadto
każdy barak oznaczony kolejnym numerem, oddzielony był od innych również drutem kolczastym, dlatego też zyskał potoczną nazwę "druty". Władze niemieckie, mimo podejmowania zorganizowanych wysiłków, nie
osiągnęły założonych przez siebie efektów Część ludzi zdołała się schronić do sąsiednich powiatów, gdzie tułali się i koczowali po lasach i schronach. Umiłowanie i przywiązanie do ojczystej ziemi silniejsze
było od pragnienia uratowania własnego życia. Ci właśnie ludzie, którzy przeżyli tę gehennę, przekazali i nadal starają się przekazywać nam prawdę o tamtym wydarzeniach.
Pomóż w rozwoju naszego portalu