- Spałem w opuszczonych budynkach, garażach, potem znaleziono mnie i przywieziono tutaj. Nie mam domu i rodziny - opowiada pan Władysław, od 3 miesięcy mieszkaniec schroniska na Kozłówce. Zanim powstało schronisko, przed 8 laty jako pierwszą placówkę Caritas utworzono w Legionowie noclegownię przy ul. Warszawskiej 66. Ośrodek przypominał nieco szpital: przybywało wielu pensjonariuszy z odmrożonymi kończynami, po amputacji, z padaczką. Starano się zapewnić im pomoc lekarską. Noclegownia stała się w końcu schroniskiem. Mieści się ono obecnie w dawnych budynkach po koszarach wojskowych. Obecny kierownik placówki Marek Niewiadomski zainicjował utworzenie w tym samym budynku na Kozłówce świetlicy dla dzieci i punktu pomocy rodzinom. Tak powstało Centrum Pomocy.
Tu nie czują się bezdomni
Reklama
Przed parterowym domem z czerwonej, nie otynkowanej cegły kręci się starszy mężczyzna z łopatą. Próbuje usunąć narosłą warstwę lodu. - Nikt mnie prosił, sam widzę, że coś można zrobić - wyjaśnia. Pan
Janek jest najstarszym stażem pensjonariuszem w schronisku. - Byłem brygadzistą, a kiedy upadł mój zakład pracy straciłem pracę, a potem mieszkanie. Zdrowia też nie ma - jestem inwalidą II grupy - opowiada.
- Ci, którzy przychodzą to przeważnie nie zarejestrowani bezrobotni, bez ubezpieczenia. Nie mają nawet prawa do opieki medycznej. Staramy się uregulować te kwestie - mówi Marek Urbanowski, wychowawca.
- Nie załatwiamy za nich wszystkiego. Wysyłamy do urzędu, żeby sami uregulowali swoje sprawy, które przecież sami zaniedbali. Chcemy, żeby zaczęli funkcjonować samodzielnie. Dla niektórych udało się znaleźć
pracę, choć dzisiaj jest to szalenie trudne. Mamy w Warszawie osobę, która załatwiła pracę przy zbieraniu makulatury. Praca na pewno ciężka, ale jest to stałe zajęcie - wyjaśnia wychowawca.
Pensjonariusze chwalą sobie pobyt w schronisku: - Mamy tutaj takie warunki rodzinne. Nie ma podziału - my kierownicy i wy bezdomni. Z każdym można porozmawiać jak z partnerem. Tak jak kierownik prowadzi,
to złego słowa nie można powiedzieć - opowiada pan Jan.
W budynku w czterech pomieszczeniach mieszka 27 mężczyzn. Raz dziennie schronisko zapewnia ciepły posiłek. Śniadania i kolacje - dla tych, którzy nie są w stanie zorganizować sobie żywienia sami.
Pensjonariusze uczą się samodzielności. Sami sprzątają, gotują, piorą. - Mamy pralkę, dostajemy środki czystości - chwali pan Jan. Miejscem wspólnych spotkań jest obszerna stołówka oraz hall z TV, pełniący
funkcję świetlicy.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Nasze zdolne dzieci
Reklama
Świetlica formalnie działa drugi rok, ale już wcześniej dzieci miały tu zorganizowane zajęcia. Kiedyś przychodziły tylko te, które mieszkają najbliżej - na Kozłówce. Ale reklama poszła dalej i teraz przychodzą
także te z odległych części miasta.
- Wieczorem, kiedy wracają do domu musimy je rozwozić, bo przecież strach je puszczać same - martwi się wychowawczyni Magdalena Borecka. Dzieci zżyły się tak, że świetlica stała się dla nich drugim
domem. Przychodzą nawet w wolne soboty czy niedziele, kiedy formalnie świetlica nie pracuje. Czasem tylko po to, żeby zrobić dekorację albo posprzątać.
Pierwszy warunek, jaki muszą spełnić dzieci przychodzące na świetlicę w dzień powszedni, to odrobienie lekcji. Zazwyczaj trwa to długo, bo zaległości są duże.
- Jakie będą dzieci, to zależy od tego, ile poświęci się im czasu - uważają wychowawcy. Niektóre pochodzą z domów, gdzie są różne problemy: niepełna rodzina, alkohol, co nie pozostaje bez wpływu na
wychowanie. - Ale to są bardzo ambitne dzieci. Pięknie rysują, malują, niektóre są uzdolnione muzycznie - chwali dzieci ze świetlicy pani Magda. Chętnie uczą się nowych piosenek, akompaniament na gitarze
zapewnia pan Łukasz, wolontariusz. A dziewczynom wystarczy dać swobodę w organizowaniu czasu wolnego, a już przygotowują układy choreograficzne do aktualnych przebojów. - A jak profesjonalnie przygotowały
w ubiegłym roku przedstawienie na Wielkanoc! Wszyscy byli zachwyceni - podkreśla pani Magda. Obecnie na świetlicę przychodzi 18 dzieci, ale zależnie od pory roku chętnych bywa znacznie więcej. Przed Bożym
Narodzeniem św. Mikołaj ledwie mógł się przecisnąć do środka sali.
- Największym problemem świetlicy są warunki lokalowe. W jednym pomieszczeniu odbywa się odrabianie lekcji, gry, zabawy, przygotowywanie i spożywanie podwieczorka. Kiedy dziecko ma problem i chce
porozmawiać, wtedy trzeba szukać zacisznego kąta na stołówce, albo po prostu rozmawiać na korytarzu.
Opieka dla rodzin
We wtorki działa punkt pomocy doraźnej. Wczoraj przyszło 5 osób. Każda z nich to oddzielna historia. Po pomoc zwrócił się mężczyzna po terapii uzależnień. Zamieszkał gdzieś w komórce i chciał ułożyć sobie
życie od początku. - Daliśmy mu stół i łóżko. Sam kiedyś prowadził firmę remontowo-budowlaną, więc zaczął też sam wyposażać mieszkanie - mówi pan Marek. Inna osoba, której pomaga tutejsza Caritas to starsza
pani. Nie ma męża, samotnie wychowuje syna, który jeszcze się uczy. Skromna renta nie wystarcza na wiele.
Punkt pomocy doraźnej ofiaruje potrzebującym środki czystości, meble, pościel, ubrania. - Kiedyś otrzymaliśmy ze sklepu obuwniczego buty, ze zwrotów klientów. Część była w bardzo dobrym stanie. Bardzo
nam się przydały - mówi Marek Urbanowski.
Wsparcie otrzymują tu rodziny. Zwykle sytuacja, w której się znalazły to nie zrządzenie losu, ale każdy w jakiś sposób ma w niej swój udział. - Ale uważam, że im także należy się wsparcie. Naszym
celem jest dotarcie do tych najbardziej potrzebujących - mówi pan Marek.
Sąsiedzka pomoc
Centrum na Kozłówce świadczy pomoc osobom z powiatu legionowskiego. Zgłasza się tu dużo osób potrzebujących, ale także sporo tych, którzy chcą pomagać. - Chcemy coś zrobić dla "swoich sąsiadów" - dla
ludzi z Legionowa. Bo kiedy dajemy pieniądze na różne organizacje, to one gdzieś się rozpływają - wyjaśniają darczyńcy. Zamożni i ci ubożsi przynoszą kołdry, pościel i inne rzeczy codziennego użytku.
Największy problem stanowi dojazd do Caritas na Kozłówkę - osiedle oddalone od centrum miasta. Czasem tutejsza placówka wysyła więc samochód dostawczy ofiarowany przez obecnego prezydenta Legionowa. Hojność
mieszkańców Legionowa jest wzruszająca. Jedna z pań nauczycielek przekazała 2 łóżka i zastawę. Pobliska szkoła, która likwiduje bibliotekę dla klas podstawowych planuje przekazać zbiory dla świetlicy.
Opieka społeczna, Urząd Miasta i PCK współpracują z Centrum Pomocy na Kozłówce. - Z nimi staramy się podzielić tym, co mamy w nadmiarze, a ostatnio były to meble. Caritas cieszy się życzliwością władz
miasta. W znacznym stopniu placówka finansowana jest z budżetu miasta. Ponadto od prezydenta Smogorzewskiego otrzymała rekomendację, która ma ułatwić docieranie do firm, które mogłyby zasponsorować Caritas.
Pracownicy Centrum Pomocy w Legionowie wspierają najbardziej potrzebujących i jak mówią tych, którzy chcą pomóc sobie sami. Uczą w ten sposób wychodzić z bezradności, a do takich miejsc chętniej też
płynie pomoc z zewnątrz.