Tę pochodzącą również zza oceanu informację można by z kolei skomentować polskim powiedzeniem, że „wart Pac pałaca, a pałac Paca”. Mówi ona o sojuszu nie z rozsądku, sojuszu nie taktycznym, ale o sojuszu naturalnym. Sojusznikiem największego amerykańskiego aborcjonisty w stanie Missouri zostali przedstawiciele sekty satanistów. Nie dziwi. Pasuje jak ulał. W czym rzecz? Po kolei.
Stan Missouri uchodzi za jeden z najbardziej sprzyjających życiu nienarodzonych dzieci stanów w amerykańskiej federacji. Stanowi legislatorzy nie mogą jednak zupełnie zabronić aborcji, bo na straży tego strasznego prawa stoi prawo federalne, starali się jednak utrudnić aborcjonistom życie najbardziej, jak tylko się da. Po pierwsze – w całym Missouri była do niedawna tylko jedna placówka Planned Parenthood. Kobieta, która chciała zabić dziecko, musiała ponadto przejść pewną procedurę, w czasie której starano się uświadomić ją, co kryje się pod eufemistycznym w istocie terminem – aborcja. Musiała się zgłosić i odbyć pierwszą rozmowę, w której informowano ją m.in. o tym, że aborcja zakończy życie odrębnej, unikalnej, żyjącej ludzkiej istoty. Kobieta miała 72 godziny czasu, żeby jeszcze raz przemyśleć swoją decyzję. 2 lata temu członkini satanistycznej sekty „świątynia szatana” zaskarżyła tę procedurę do sądu. W pozwie kobieta narzekała, że dwukrotna wizyta w placówce naraża ją na dodatkowe koszty oraz że jej ciało jest jej własnością i nikt nie powinien decydować o tym, co się z nim dzieje. Choć ostatecznie sąd odrzucił powództwo, bo skarżąca nie była już w ciąży, to jednak nakazał złagodzić prawo stanowe, m.in. przez zezwolenie na funkcjonowanie dwóch kolejnych placówek Planned Parenthood.
Pomóż w rozwoju naszego portalu