"Nie ma się co oszukiwać - zwierza mi się Rafał, uczeń II klasy LO - największa nasza radość z rekolekcji wynika z tego, że aż przez trzy dni nie ma lekcji. Nawet jeśli trzeba się odliczyć w kościele,
to i tak w najlepszym wypadku jest to 50 % wszystkich, którzy chodzą na katechezę. Do tego zajęcia na rekolekcjach zajmują nam najwyżej półtorej godziny dziennie i w nic nie angażują, ani nie zmuszają
do aktywności. Trzeba przesiedzieć i wysłuchać tego, co mówią księża. Choć muszę stwierdzić, że rekolekcje są coraz ciekawsze. Najlepiej, jeśli nie ograniczają się tylko do wykładu o Panu Bogu albo pouczania
nas o tym, czego nam nie wolno. Kiedyś do naszej parafii przyjechała cała ekipa młodych ludzi z jakiejś wspólnoty. Ich świadectwa dały nam więcej niż długie wywody księdza".
Monika z Myszkowa, wspomina rekolekcje, które zorganizowano na sali gimnastycznej. "Nie mogłam poczuć klimatu modlitwy. Szkoła wnosi za dużo innych skojarzeń. Z ulgą przyjęłam przeniesienie rekolekcji
do kościoła. Tam, siłą rzeczy, wszyscy stajemy się inni i bardziej zmobilizowani do słuchania o Panu Bogu. W szkole zachowywaliśmy się jak na kolejnej nudnej akademii. Osobiście nie lubię rekolekcji,
w których księża silą się na jakiś głupkowaty show. Tego mamy pełno w telewizji i w wykonaniu duchownych wygląda on nieco kiczowato".
Adaś, który już trzeci rok dojeżdża do szkoły w Częstochowie ponad trzydzieści kilometrów, skarży się trochę na brak rekolekcji dla młodzieży u siebie w wiosce. "Na rekolekcje wielkopostne mamy wolne
trzy dni po Niedzieli Palmowej. To chyba najlepszy czas dla nauczycieli, bo mają więcej wolnego przed świętami. Dla mnie to spory dylemat. Ponoć powinienem chodzić na rekolekcje do parafii, na terenie
której znajduje się szkoła. Ale ja tam nigdy nie byłem i nie znam tam większości ludzi. Zdecydowanie wolałbym chodzić wieczorami na nauki dla młodzieży w mojej parafii. Dojeżdżanie przez trzy dni na jedną
godzinę rekolekcji wydaje mi się trochę niepotrzebne. Wolałbym, żeby nasz proboszcz zebrał wszystkich młodych z parafii i zrobił coś u nas".
Trochę lepszą opinię o rekolekcjach szkolnych ma Marta. "To jest świetna sprawa, że możemy mieć wolny czas na rekolekcje. Ci, którzy narzekają, że nie ma nas w 100%, niech sobie pomyślą, ilu by nas
przyszło na rekolekcje parafialne. Myślę, że nie więcej niż 10%. Dla mnie ważniejsze jest to, żeby rekolekcje dobrze przygotować. Nie każdy ksiądz umie mówić kazania do młodzieży. Pamiętam ostatnie rekolekcje,
które oprócz tego, że były nudne, to jeszcze strasznie nas dołowały. Ksiądz tylko narzekał na młodzież, a przecież przyszli do kościoła ci naprawdę nieźli. Zdaję sobie sprawę, że nie jest łatwo zająć
czas tak wielkiej grupie młodzieży, ale chyba warto pomyśleć nie tylko o nauce rekolekcyjnej, ale może też o dobrym zespole muzycznym, ciekawym filmie czy spotkaniu z jakąś osobą czy wspólnotą. Wiem,
że w niektórych parafiach już się to udaje. Niestety, w wielu szkołach jest to tylko kolejne odwalenie roboty jak najmniejszym kosztem".
Swoje marzenia o rekolekcjach szkolnych opowiedział mi też Grzegorz, tegoroczny maturzysta. "Kończę już ogólniak i miałem okazję zaliczyć kilka serii trzydniowych rekolekcji. Nie ma się co oszukiwać,
dla większości młodych to oddech od szkoły. Zawsze się dziwiłem, że Kościół dostaje w prezencie trzy dni do zagospodarowania i nie umie sobie z tym poradzić. Gdyby dać to do dyspozycji jakiejś sekcie,
zrobiłaby w szkole takie wydarzenie, o którym mówiłoby się cały rok. Zjechaliby się pewnie jacyś zagraniczni muzycy, tancerze, pełno byłoby atrakcyjnych spotkań i ciekawych dyskusji. A u nas wieje nudą.
Żadne dotychczasowe rekolekcje nie były dla mnie jakimś szczególnym wydarzeniem. Chodziłem na nie z chęci spełnienia religijnego obowiązku, a to chyba za mało. Marzy mi się, żeby rekolekcje w szkole stały
się ważnym wydarzeniem w życiu młodych".
Pomóż w rozwoju naszego portalu