"Szukajcie prawdy jasnego płomienia, Szukajcie nowych nieodkrytych dróg: Za każdym krokiem w tajniki stworzenia; Coraz się dusza ludzka rozprzestrzeni; I większym staje Bóg!". Oto słowa Adama Asnyka, który w wierszu "Do Młodych" próbuje przekonać do poszukiwań. Słowa poety ucieleśniły się dla mnie w redakcyjnym pokoju. Zaproponowano mi poszukiwania ludzi, których pracę, zaangażowanie, miłości, warto zatrzymać "w kadrze". Nie wiadomo, jak dalej potoczy się ta moja przygoda poszukiwań w sensie bardzo szerokim, bo i tych nieodkrytych dróg jest jeszcze bardzo wiele. Również w dzisiejszych czasach są ludzie, którzy ów apel podtrzymują, którzy swoją postawą i zaangażowaniem zachęcają młodzież do wcielania w życie hasła: "Trzeba żyć a nie tylko istnieć". Nie darowałbym jednak sobie zmarnowanej okazji porozmawiania z kimś, komu jako uczeń i młody człowiek wiele zawdzięczam. Chcąc siebie i redakcję "przyłapać" na obietnicy pogoniłem do mojego Profesora. Jest nauczycielem geografii, małym - wielkim człowiekiem będącym zawsze do dyspozycji swoich wychowanków. Mgr Ryszard Jóźwik z I LO w Przemyślu - w życiu wybiera zawsze to, co przybliża go do ludzi, aby mógł być dla nich.
KRZYSZTOF SCHELLER: - To pytanie chyba zawsze uczeń chce zadać swojemu nauczycielowi, ja spóźniłem się o dwa lata, ale teraz skorzystam z okazji i zapytam jak to się właściwie stało, że został Pan nauczycielem?
RYSZARD JÓŹWIK: - Nie przypuszczałem, że będę geografem. Po maturze zdawałem na górnictwo (na AGH). Nie powiodło się. Wtedy podjąłem decyzję o tej dziedzinie. Zdecydowałem się na kierunek pedagogiczny - nie uniwersytecki - bo tu miałem większe pole manewru. Chciałem mieć kontakt z ludźmi, być i pracować z nimi.
- Skąd się wziął tak humanistyczny stosunek do życia u nauczyciela geografii?
- Wszystko wzięło się z pasji, z chęci tłumaczenia tego, czego sam się nauczyłem: zjawisk zachodzących w przyrodzie, umiejętności poruszania się w nieznanym terenie, samodzielności, której wielką nauczycielką jest turystyka. To ożywiało mnie jako nauczyciela, chroniło przed tym, by geografia jako przedmiot szkolny nie była tylko skostniałym wykładem. Wiedziałem że mogę dużo działać w krajoznawstwie, w turystyce.
- Ile lat pracuje Pan już w szkole?
- W sumie 41 lat. Dwa lata pracowałem w Dębicy, potem uczyłem w "popołudniówce", niedługo później zacząłem pracę z młodzieżą uczącą się w trybie dziennym.
- Czy widać jakąś wyraźną przepaść między młodzieżą tamtych lat, a dzisiejszą. Jak jest z autorytetami?
- To zależy jakiego autorytetu się szuka. Wśród młodzieży - bez względu na pokolenie - zawsze znajdzie się grupa ludzi warta tego, aby jej poświęcić czas. Młodzież jest chętna, tylko trzeba umieć podpowiadać, umieć ją do siebie przyciągnąć.
- Będę konsekwentny, czy wtedy - 30 lat temu - łatwiej było absorbować uczniów swoją pasją, i - jeśli tak - to dlaczego?
- Myślę, że dzisiaj są większe pokusy; telewizja, wideo, łatwość dostępu do nikotyny, alkoholu. Wtedy młodzież bardziej się do nas garnęła. Czas, który poświęcali krajoznawstwu, turystyce, wypełniał treść ich gimnazjalnego życia. Inna sprawa, dzisiaj w szkolnictwie obserwuje się bardzo niedobrą tendencję: istnieje narkotyk oceny. Najważniejsze staje się to, z czego uczeń będzie na bieżąco rozliczany, sprawdzany. Zajęcia pozalekcyjne - w bardzo szerokim znaczeniu - są deprecjonowane. Wszystko, co nie jest na ocenę staje się bezwartościowym " zawracaniem sobie głowy". Młodzi nie zdają sobie sprawy, jak wiele mogą się nauczyć poświęcając choć trochę czasu tym sprawom.
- Rozumiem, że chodzi o konkursy?
- Tak. "Przy" geografii jest ich bardzo dużo i każdy może wybrać coś dla siebie.
- Czy w związku z tym, kiedy przychodzą młode roczniki, szybko nawiązuje Pan z nimi kontakt, znajduje wspólny język?
- Na to nie ma reguły. Czasem jest ściana ciszy, a czasem bardzo dużo chętnych. To zależy na jaką klasę się trafi. Mam zasadę: Oni chcą - ja chcę, oni chcą - ja pomogę. Poza tym konkursy krajoznawcze wymagają pewnej dozy postawy humanistycznej i tu paradoksalnie lepiej współpracuje się z klasami o profilach ścisłych, ale, jak już wcześniej powiedziałem, nie ma tu jakiegoś ścisłego kanonu.
- Wcześniej wspomniał Pan, że dzisiaj młodzi ludzie " garną" się bardziej do ocen niż do wartości, które ocena nie zawsze sprawdzi. Czy nie jest to po trosze winą nauczycieli?
- Dzisiaj nauczycieli chętnych jest niewielu, ale z drugiej strony na wychowanie młodzieży nie powinno się żałować pieniędzy. Jest to o wiele lepsze niż ponosić skutki ich późniejszych złych wyborów, często tragicznych w skutkach. Przecież są obozy wędrowne, kółka zainteresowań, rajdy. Ale są taż mecze i są pseudokibice, połamane kije basebolowe, skrzywione charaktery. I jest też pytanie - chyba wciąż retoryczne - w co lepiej inwestować czy warto żałować pieniędzy...?
- Znamy odpowiedź na to pytanie. Ale wracając do konkursów, czy odnosiliście jakieś większe sukcesy w konkretnych dyscyplinach?
- Tak. Kiedyś u nas w szkole była tradycja Konkursu Krajoznawczego - wielodyscyplinarnego. W 1974 r. - w Czersku - nasza ekipa zajęła w tym konkursie 4 miejsce. Teraz tradycja tego konkursu wygasła, na jego miejsce przyszła "Ojcowizna" czy też konkurs krasomówczy.
- Myślę, że nie będzie to nadużyciem, jeśli w tym miejscu pozwolę sobie na osobisty wątek i raz jeszcze podziękuję za te długie przerwy i lekcje geografii, które mi Pan poświęcał " odpytując" z tematu na tenże konkurs krasomówczy, dając cenne wskazówki i doprowadzając po laur zwycięstwa. Ale konkursy to jedno, a aktywna turystyka to drugie. Czy młodzież chce chodzić?
- Cieszy fakt, że tak. Rajdy, zloty to przede wszystkim młodzież. Wielu moich uczniów lubi też samotne, indywidualne wędrówki. Przychodzą potem i opowiadają. Ale też pytają; którędy ciekawie, co można zobaczyć. Wtedy wiem, że swojej wiedzy nie można chować dla siebie. Muszę być otwarty bo i sukcesy młodych ludzi są dla mnie motorem do dalszej pracy.
- A czy zetknięcie z turystyką pozostawia trwały ślad, czy jest to słomiany zapał, gasnący pod presją np. zmiany środowiska?
- Podróżowanie - to bliskie i dalekie - to wręcz niezmywalny atrament, który na stałe wpisuje w duszę człowieka słowa, wspomnienia, obrazy, do których po prostu chce się potem wracać i zdobywać wciąż nowe. Naszym zadaniem jest obudzić w uczniu pasję, która chyba w każdym drzemie, a potem - siłą inercji - sami szukają, doświadczają, rozwijają się...
- Czy pochodną tej pasji jest w Pana przypadku przewodnictwo?
- Tak. Poza tym przewodnictwo wymaga ciągłego czytania, przewodnik musi być interdyscyplinarny, musi choć powierzchownie o wielu sprawach wiedzieć. Przecież zawsze ktoś może zapytać.
- Ale to chyba jeszcze nie koniec listy Pana zainteresowań. Słyszałem, że sport także wiele dla Pana znaczy, kiedyś był Pan nauczycielem WF...
- Uczyłem WF-u w "11". Późniejsza drużyna juniorów " Czuwaju" to w 3/4 moi wychowankowie. Niektórzy z nich doszli nawet do pierwszej ligi piłki ręcznej. Teraz jestem wiernym kibicem i śledzę wydarzenia sportowe, na ile obowiązki pozwolą.
- Czy na koniec chciałby Pan powiedzieć coś, co mogłoby stać się mottem czytających naszą rozmowę?
- Może nie będzie to motto, ale rada. Zamknąć się w sobie i ze sobą to nie jest życie. Bycie z innymi i dla innych to zwycięstwo własnego egoizmu i doskonały sposób samorealizacji. Niedługo odchodzę na emeryturę, ale jestem na straży. Kiedy tylko będzie potrzeba - chociażby w związku z nowym przedmiotem poruszającym sprawy regionalizmu - biorę wygodne buty, plecak i razem będziemy się uczyć miłości do ziemi, Tej Ziemi.
- Do zobaczenia na szlaku.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
