Odszedł Człowiek: Pamięci Jacka M.
Droga Redakcjo!
Dlaczego tacy jesteśmy, aby „każdą kropeczkę” ustawiać koniecznie po swojemu...?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
To mnie nurtuje – od momentu, kiedy otrzymałam wiadomość, na początku bieżącego roku, o śmierci Jacka M. (Maciejewskiego). Miał 59 lat, kiedyś – żonę, trójkę dzieci, burzliwe życie. Zaznał ubóstwa i chłodu, ale i bogactwa relacji z wieloma ludźmi.
Wiadomość dotarła do mnie różnymi kanałami – chyba tak dawniej porozumiewali się ludzie – ktoś komuś, ktoś przez kogoś... Ktoś dał jakiś znak, inny zaczął dociekać i szukać śladów, aby odtworzyć przebieg zdarzeń, czas i miejsce.
Był samotnikiem, pomieszkiwał pod różnymi dachami albo i bez nich, ale nie obraził się na Opatrzność Bożą, ufał Jej i Ona go nie zawodziła. Miał wielu przyjaciół – „braci”; więzy nieraz silniejsze, niż bywają w rodzinie. Choć zawsze czuł niepewność swojego losu.
Pamiętam, jak się cieszył, gdy kiedyś namówiłam go na wspólne odmawianie psalmów (brewiarza). Powtarzaliśmy to kilkakrotnie, a potem mówił: „Wiesz, jak po tych psalmach wszystko zaczęło mi się pięknie układać...” – i tu byłam zaskoczona.
Zawsze miałam o nim „swoje” wyobrażenie; klasyfikację na ludzi „lepszych” i „gorszych” i ocenę – „jak tak w ogóle można żyć?”.
Łatwo się gorszymy, błędnie oceniamy, kto kim jest dla kogo: w naszych oczach, a nie w Bożych.
Śmierć odwraca kartę takich podsumowań, wyobrażeń i wystawia rachunek sumienia, który musimy zrobić sobie nieuchronnie, za te wszystkie „kropeczki”...
Czy staramy się codziennie docenić drugiego człowieka i za niego dziękować?