Zanim w kinach pojawił się 100-minutowy film, w Internecie zawieszono filmik pokazujący, jak trener zmusza przerażonego owczarka niemieckiego do wskoczenia do rwącej wody. O filmiku zrobiło się głośno. Nic dziwnego, że organizacja Ludzie na rzecz Etycznego Traktowania Zwierząt (PETA) zaapelowała o bojkot obrazu. I choć reżyser Lasse Hallström przyznał na Facebooku, że sam jest zaszokowany tym, co zobaczył – nie wiedział, że na planie dopuszczono się czegoś takiego, a wrzuconemu do wody psu, Herculesowi, nic się nie stało – brzydki zapach pozostał. Natomiast to, co widzimy na ekranie, jest sympatycznym, rodzinnym filmem. Dla kilku-, kilkunasto- i kilkudziesięciolatków. Wszyscy miło spędzą na nim czas.
Głównym bohaterem filmu „Był sobie pies”, ekranizacji książki W. Bruce’a Camerona pod tym samym tytułem, jest, rzecz jasna, czworonóg, ale nie byle jaki – odradzający się w kolejnych wcieleniach i zastanawiający się nad sensem, nie tylko pieskiego, życia. Historia opowiadana jest z perspektywy psa (w polskiej wersji językowej filmu głosu psiakowi użyczył Marcin Dorociński), którego życie, jak wiadomo, nie jest usłane różami. Są dramatyczne rozstania, spotkania, emocje i ludzka niegodziwość. Ale wszystko, oczywiście, kończy się dobrze. Jeśli nie macie jeszcze psa, po tym filmie pewnie zechcecie go mieć. A z pewnością łatwiej będzie namówić na niego rodziców.
Pomóż w rozwoju naszego portalu