Reklama

Niedziela Przemyska

Róże z Domów Serca

Niedziela przemyska 7/2017, str. 1, 4-5

[ TEMATY ]

świadectwo

Archiwum Domów Serca

Dom Serca w Hondurasie

Dom Serca w Hondurasie

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Przed kilkoma laty na moją pocztę emailową dotarła wiadomość od matki, której córka dotknięta została chorobą szpiku kostnego. Apel matki o pomoc przyniósł szczęśliwe rozwiązanie problemu. Zapamiętałem to doświadczenie.

Z wielkim wzruszeniem wysłuchałem świadectwa młodej Syryjki o świecie, w którym żyje i do którego wróci po krakowskich ŚDM. Ostatnio dotarła wiadomość o męczeńskiej śmierci młodej Polki – wolontariuszki w Boliwii. Tym razem mocno mnie to przygnębiło. Za miesiąc moja siostrzenica i jej koleżanka wyjeżdżają na posługę do Peru i Hondurasu z podobną misją – nieść pomoc ludziom w tamtych krajach, a właściwie współuczestniczyć w ich codziennym życiu. To akcja rozwijająca się w wielu państwach, które uważają, że najlepsza pomoc imigrantom to być z nimi, towarzyszyć im w ich codzienności.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Czym są Domy Serca?

To międzynarodowa, katolicka organizacja pozarządowa, która została założona 4 stycznia 1990 r. we Francji. Jej celem jest niesienie współczucia i pocieszenia osamotnionym, ubogim i cierpiącym na całym świecie poprzez drobne gesty miłosierdzia.

Łączy ludzi, którzy pragną w sposób autentyczny zatrzymać się przy drugim człowieku, odpowiedzieć na jego cierpienie poprzez prostą obecność i przyjaźń, które są znakiem miłości współczującego Chrystusa. Aby wypełnić to zdanie, Domy Serca proponują młodym ludziom wolontariat misyjny w 25 krajach świata.

Reklama

Wolontariusze opierają swoją służbę na trzech filarach: życiu wspólnotowym, modlitwie i pomocy ubogim.

Jak Domy Serca rozumieją współczucie?

Punktem wyjścia jest fakt, że życie każdego człowieka to pasja, to znaczy historia miłości i zarazem historia cierpienia. Nie ma nic bardziej powszechnego niż ta rzeczywistość, która sprawia, że świat jest niczym wielka Golgota.

By człowiek mógł znieść tę sytuację, przeżyć ją do końca, dana jest mu łaska Boża, a także obecność bliskich i przyjaciół, którzy pomagają nie tracić nadziei, walczyć, osiągać wyznaczone cele. Obecność drugiej osoby w momencie, gdy przeżywamy naszą golgotę, owa pasja do życia drugiego człowieka, miłosierdzie okazywane tym, którzy są sami, którzy muszą walczyć ze sobą i z innymi, by szerzyć dobro – to właśnie nazywam współczuciem.

Słowo współczucie znaczy zatem o wiele więcej, niż może się z początku wydawać. Współczucie to nie litość ani politowanie. To postawa serca, to obecność, bliskość, miłość do drugiego człowieka, wrażliwość na prawa każdej osoby. Domy Serca nie pragną niczego więcej niż być tym uśmiechem, tą kroplą w morzu, tą ręką, która pomaga żyć i kochać życie aż do końca. Być obecnym obok każdego człowieka i uświadamiać go, że jest kochany nieskończenie. (Z wypowiedzi założyciela Domów Serca, ks. Thierryego de Roucy).

Kierunek: Honduras

Reklama

Pragnienie wyjazdu pojawiło się we mnie już jakiś czas temu – mówi wolontariuszka Agata Michalska. – Zastanawiając się nad swoim życiem, jego celem, sensownością rzeczy, które robię, wkroczyłam niezauważenie na drogę, która poprowadziła mnie w kierunku wolontariatu misyjnego. Dzięki koleżance z pracy poznałam wspólnotę Domów Serca. Opowiedziała mi ona o swojej misji we Włoszech, pracy wolontaryjnej i samym życiu we wspólnocie. Kiedy słuchałam tych opowieści, pojawiła się we myśl: może to i dla mnie? Wiele myślałam o jakiejś zmianie w moim życiu, chciałam gdzieś wyjechać, czegoś doświadczyć, poznać to, co nieznane, i zrobić coś dobrego. Na pytania zadawane mi przez bliskich i znajomych: czego właściwie chcę od życia i czego szukam – odpowiadałam, że potrzebuję celu, misji, przygody. W miarę jak powoli odkrywałam specyfikę i charyzmat Domów Serca, myśl o wyjeździe na misję stawała mi się coraz bliższa. Na początku powiedziałam sobie: „Tak, jadę, to jest dobry pomysł”. Później pojawiły się oczywiście wątpliwości. Czy to w ogóle możliwe? Czy to się wszystko uda? Czy to dla mnie?

Myśl o misjach jednak mnie nie opuszczała. Zgłosiłam się na spotkanie informacyjne do Domów Serca i tak rozpoczął się czas mojego bezpośredniego przygotowania do misji. Wkroczyłam na tę drogę i wierzę, że Ktoś mnie nią prowadzi. Na razie wiem, że droga wiedzie do Hondurasu, gdzie spędzić mam 14 miesięcy, pracując i żyjąc wśród biednych i potrzebujących w jednej z dzielnic Tegucigalpy – podkreśla wolontariuszka.

Kierunek: Peru

W poszukiwaniu własnej drogi natknęłam się na kierunek „Misje” i ruszyłam! – mówi Magdalena Trudzik. – Zaraz za zakrętem spotkałam „Domy Serca”, które ujęły mnie swoją odwagą przyjaźni z ludźmi, którzy cierpią. Wtedy pomyślałam, że jestem na dobrej drodze. Wciąż jednak nurtowało mnie jedno pytanie. Czy sama tylko obecność wystarczy, by pomóc człowiekowi? Początkowo twierdząca odpowiedź wydawała mi się trochę naiwna. Wierzę, że Bóg stwarzając każdego człowieka, złożył w nim drogę, prawdę i życie jako pewną tajemnicę swojej obecności. Tylko ten, w którym ta tajemnica została złożona, może ją odkrywać, okrywając swoje powołanie i szczęście, a więc i Boga samego. Jak więc ja swoją tylko obecnością mogę komuś pomóc odnaleźć drogę, prawdę i życie?

Reklama

Myślę, że nie mogę. Każdy musi zrobić to sam, wybierając się na poszukiwania własnej wiary. By jednak mógł to zrobić, musi najpierw uwierzyć w siebie. I to właśnie jest przestrzeń dla mojej obecności. Ja mogę pomóc mu wyruszyć. Swoją obecnością wyznając wiarę w tego człowieka, przy którym jestem, by on mógł uwierzyć w siebie i wyruszyć na poszukiwania. Czasem to jedyna droga – uwierzyć w człowieka, by ten mógł w siebie uwierzyć.

Skoro na najtrudniejsze pytanie znalazłam wewnętrzną odpowiedź, nie mam już wątpliwości. Chcę jechać. Z tą odpowiedzią chcę jechać jeszcze bardziej! Sprawdzić ją i przeżyć taką obecność, która jest jednocześnie wyznaniem wiary w człowieka, któremu akurat tej właśnie wiary brakuje. Jestem gotowa jechać i współtworzyć Dom Serca swoim sercem – podkreśla Magda.

Pójść za Nim

Po męczeńskiej śmierci wolontariuszki w Boliwii usłyszałem, że to jej decyzja, że sama tego chciała. Przykre. A może to jest odruch młodzieńca z Ewangelii, który kiedy usłyszał, że aby iść za Jezusem, trzeba oddać wszystko, co się posiada, i pójść za Nim? Te młode dziewczyny oddają wszystko, aby zrealizować ewangeliczne posłanie. Wierzę, że z tego trudu wzrośnie także i drugie posłanie Ewangelii – cieszyć się z potrzebującymi. Bardzo proszę o współuczestniczenie w tej misji modlitwą, ale i wsparciem finansowym, bo wszystkie opłaty muszą wolontariuszki zapłacić z własnych oszczędności.

Tą drogą kieruję do Was prośbę o wspomożenie modlitewne, ale także materialne dla tych dwóch młodych kobiet w ich wyprawie na kontynent ubogich.

Adresy stron, na których można przeczytać o Domach Serca wysłuchać audycji radiowych z wypowiedziami wolontariuszek udających się do Ameryki Południowej z misją miłosierdzia: domyserca.pl; biegnijsercem.pl/; przemyska.pl/2017/01/07/domy-serca-magdalena-trudzik-i-agata-michalska/

Jeżeli chcesz wspomóc Domy Serca podajemy nr konta: Domy Serca, ul. Gersona 27, 03-307 Warszawa; tytuł przelewu: darowizna (imię i nazwisko wolontariusza, którego chcę wspierać); Alior Bank PL: 04 2490 0005 0000 4530 4088 0078; EURO: 31 2490 0005 0000 4600 6339 5382; IBAN: PL; BIC/SWIFT: ALBPPLPW

2017-02-08 14:25

Ocena: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Zostałem uratowany!

Nowogard, Klub AA „Hania”: spotkanie z animatorami Apostolatu Trzeźwości z Rokitna

W niedzielę 10 listopada gościem nowogardzkiego Klubu Abstynenta „Hania” był Stanisław Szuflak, koordynator Ośrodka Apostolstwa Trzeźwości w Rokitnie, który podzielił się świadectwem własnego życia i wychodzenia z nałogu alkoholowego, wraz z nim przyjechała Małgorzata Pasznicka – śpiewaczka poetycka, również animatorka apostolatu trzeźwości, która modli się o łaskę powrotu do życia w trzeźwości dla swojego brata. Goście uczestniczyli tego dnia również w Mszach św. odbywających się w kościołach należących do parafii św. Sylwestra w Strzelewie. Podczas Eucharystii głos zabrał pan Stanisław. – Jestem alkoholikiem, cierpię na nieuleczalną chorobę. To działo się w moim rodzinnym mieście, Gryfinie. Kiedy byłem bardzo młodym człowiekiem, w czasach szkoły średniej, alkohol stał się dla mnie sposobem na rozrywkę, odprężenie. Rodzice zawsze mnie upominali, ale ja się wtedy obruszałem. Wreszcie skończyłem szkołę. Postanowiłem wyprowadzić się z domu i zacząć żyć po swojemu. Miałem dość słuchania rodziców. Na początku było przyjemnie. Była praca, mieszkanie, alkohol i koledzy. Piło się coraz częściej. Nie zauważyłem nawet, jak szybko zacząłem się staczać. Nałóg alkoholowy to jeden z najbardziej podstępnych wynalazków szatana, bo na początku nie sprawia bólu. W końcu alkohol zaczął tak dominować w moim życiu, że najpierw straciłem pracę, bo przychodziłem pijany, aż w końcu w ogóle przestałem przychodzić. Dostałem zwolnienie dyscyplinarne. W związku ze stratą pracy zaczęło brakować mi pieniędzy. Nie miałem na opłacenie czynszu, więc straciłem także mieszkanie. Zostałem na lodzie. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że w tym samym czasie rodzice modlili się za mnie, abym nawrócił się z tej złej drogi. Do tego doszły dolegliwości fizyczne. Z powodu picia straciłem siłę w nogach. Nie mogłem chodzić. Następnie zaczął słabnąć mi wzrok. Widziałem na metr. Nie dalej. Sięgnąłem dna! Przyszedł rok 1992. Wigilia. Niestety, bardzo smutna. Z racji na swoje dotychczasowe życie zostałem sam. We wcześniejszych latach 24 grudnia martwiłem się z kolegami tylko tym, ile butelek będziemy mieli na święta. Kto tam myślał o opłatku, kościele? Ale tego dnia, opuszczony, zatęskniłem za rodzinnym ciepłem. W dzień Wigilii zacząłem chodzić po mieście. Widziałem ludzi zabieganych nad przygotowaniami do wieczerzy, a ja chodziłem taki skacowany. W końcu miasto zaczęło się wyludniać, z mieszkań zaś tu i ówdzie dobywała się melodia kolęd. Ach, smutno było. Poszedłem na most. Z góry obserwowałem płynące po Odrze kry lodu. – Tak dalej żyć się nie da – pomyślałem. Ale przypomniały mi się wtedy słowa babci: „Bóg dał życie, i tylko Bóg może je odebrać”. Nagle zobaczyłem, że mostem jadą moi znajomi. Zatrzymali się. – Co ty tu robisz, Staszek? – zapytali i zaproponowali, że mnie odwiozą. Po kilku dniach zostałem w stanie przepicia odwieziony karetką do szpitala w Szczecinie, na oddział detoksykacyjny. Alkohol mnie wykańczał. W Szczecinie zostałem poddany trzytygodniowej kuracji – leki, kroplówki – ale gdy leczenie minęło, dostałem wypis i lekarz powiedział, że teraz muszę radzić sobie sam. – Ale jak? – powiedziałem. – Ja już nie chcę wracać do tamtego, pijackiego środowiska, bo w końcu zapiję się na śmierć. I nagle ktoś powiedział do mnie: „Dzień dobry”. Odwróciłem się. To był ks. Stanisław z Żabnicy pod Gryfinem. Zapytał mnie: „Czy chcę naprawdę Pan przestać pić?”. Odpowiedziałem, że tak, że właściwie nie mam już innego wyjścia. Ksiądz zawiózł mnie do siebie. Pozwolił przez jakiś czas pozostać na plebanii. Zaufałem w pełni temu człowiekowi. Zapragnąłem przystąpić również do spowiedzi, ale po latach było trudno. Wtedy zwróciłem się do ks. Stanisława. Powiedział mi: „Spokojnie, pomogę Panu w przygotowaniu rachunku sumienia”. Spowiedź nie była łatwa, chwilami wyznawanie grzechów było nawet bolesne, ale w końcu powiedziałem wszystko i nastąpiła niesamowita ulga. Spowiednik powiedział: „Pan Jezus Ci wybaczył. Idź i nie grzesz więcej!”. Poczułem się wolny. Wiedziałem, że nie mogę zawieść. Muszę kroczyć drogą dobra! Następnie ks. Stanisław zawiózł mnie do Klubu Abstynenta w Gryfinie. Tam spotkałem ludzi, którzy podobnie jak ja zmagali się z nałogiem, ale mieli już w tej walce nieco dłuższy staż. Wraz z tamtą grupą udałem się pewnego dnia na rekolekcje trzeźwościowe do Sanktuarium Matki Bożej Cierpliwie Słuchającej w Rokitnie. Tam grupa odmówiła nade mną modlitwę o uwolnienie. Zacząłem prosić usilnie Matkę Bożą Cierpliwie Słuchającą, abym nie stracił do końca wzroku i siły w nogach. Otrzymałem od Boga łaskę powrotu do zdrowia fizycznego, z czasem wzrok zaczął się poprawiać, a nogi przestały odmawiać posłuszeństwa. W moim życiu nastąpił przełom. Zostałem uratowany. Nie piję od 21 lat. Od tamtej pory p. Stanisław Szuflak świadectwem swojego życia, słowem pociechy i nadziei oraz konkretnymi działaniami niesie pomoc tym, którzy pragną wyjść z niszczącego ich życie nałogu. Apostolat Trzeźwości w Rokitnie, którego koordynatorem jest p. Stanisław, obejmuje swoją troską osoby z całej Polski. Działalność ośrodka sięga także Polaków zamieszkałych na terenach Białorusi i Ukrainy oraz Polonusów pracujących na stałe w Niemczech i Wielkiej Brytanii. W Rokitnie cyklicznie organizowane są rekolekcje trzeźwościowe dla osób uwikłanych w nałóg, a także dla kapłanów, którzy zajmują się osobami uzależnionymi od alkoholu, jak i dla księży borykających się z nałogiem w swoim życiu osobistym. Dwa razy w roku przeprowadzane są także rekolekcje dla rodzin osób uzależnionych.
CZYTAJ DALEJ

Historia objawień i kultu w Lourdes

[ TEMATY ]

Lourdes

Adobe.stock.pl

Najświętszą Marię Pannę z Lourdes wspomina Kościół katolicki 11 lutego. Tego dnia 1858 roku, w cztery lata po ogłoszeniu przez Piusa IX dogmatu o Niepokalanym Poczęciu, Matka Boża ukazała się ubogiej pasterce Bernadecie Soubirous w Lourdes. Podczas osiemnastu objawień Maryja wzywała do modlitwy i pokuty. Nakazała, aby na miejscu objawień wybudowano kościół. Polecenie to zostało wypełnione przez miejscowego proboszcza i w 1875 r. odbyła się uroczysta konsekracja świątyni.

O Lourdes - miasteczku leżącym u stóp Pirenejów - zrobiło się głośno dzięki Matce Bożej. Maryja ukazała się tam w 1858 r. Bernardzie Marii Soubirous, zwanej przez bliskich Bernadetą. Rodzina dziewczyny była bardzo biedna. Sześć osób (rodzice i czworo dzieci) mieszkało w dawnej celi więziennej. Ojciec nie pracował. Zdarzało się, że młodszy brat Bernadety - Jean-Marie z głodu zjadał wosk z kościelnych świec.
CZYTAJ DALEJ

Papież: sztuczna inteligencja ma służyć wzrastaniu człowieka

2025-02-11 12:49

[ TEMATY ]

papież Franciszek

sztuczna inteligencja

Vatican Media

Papież Franciszek

Papież Franciszek

Wśród mnożących się pytań, nadziei i zagrożeń, związanych z rozwojem sztucznej inteligencji, kluczowe pozostaje pytanie o to, czy przysłuży się ona duchowemu wzrostowi człowieka i coraz większej świadomości jego godności. Pisze o tym Papież Franciszek w przesłaniu na międzynarodowy szczyt nt. sztucznej inteligencji, który odbywa się w Paryżu.

Zwracając się do gospodarza spotkania, prezydenta Francji Emmanuela Macrona, Ojciec Święty pochwala organizację szczytu, poświęconego działaniom w obszarze sztucznej inteligencji. Wyraża też uznanie dla „wysiłków, podjętych z odwagą i determinacją”, by chronić człowieka przed złym użyciem sztucznej inteligencji i wyraża nadzieję, że tak duża liczba ekspertów i ważnych uczestników przełoży się na refleksję, która doprowadzi do konkretnych rozwiązań.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję