Mjr Wacław Kopisto, ps. "KRA"- cichociemny, choć był słabego zdrowia, miał jeszcze wiele planów, ale nie zdążył ich zrealizować, bo 21 lutego 1993 r. Pan Bóg odwołał go na wieczną wartę.
Pod koniec 1940 r., gdy przebywał w Wielkiej Brytanii, powstał projekt przerzutów do Ojczyzny pewnej liczby oficerów ochotników. Armia podziemna organizująca się w Polsce nie miała zbyt wielu dowódców,
zaś kadra oficerska w Wielkiej Brytanii nie była należycie wykorzystana. Do służby w konspiracji żołnierze wybierani byli z kadry, odznaczający się odpowiednimi cechami charakteru i gotowości do służby.
Mjr Kopisto zgłosił się jako ochotnik. Przygotowanie odbywało się w wielkiej tajemnicy, nawet najbliżsi koledzy i współpracownicy niczego nie mogli wiedzieć. Z tej racji, że wybrani żołnierze nagle znikali,
często pod osłoną nocy, zawsze w tajemniczy sposób, przyjęło się określenie "cichociemni". Nazwa ta obejmowała wszystkich spadochroniarzy, którzy w ramach działań wojskowych skakali na teren Polski. Z
ok. 600 zakwalifikowanych i przeszkolonych do Ojczyzny skierowano 316 wojskowych i 28 kurierów.
Cichociemni byli doskonale wyszkolonymi specjalistami w zakresie sabotażu, dywersji, wywiadu, łączności. Byli wśród nich oficerowie przygotowani do pełnienia obowiązków sztabowych i dowódczych w Armii
Krajowej. W okresie okupacji hitlerowskiej przerzucano ich do kraju samolotami z Anglii, a później z Włoch. Cichociemnym przyświecało hasło "Wywalcz Ojczyźnie wolność albo zgiń". Przez cały czas przygotowywali
się do walki bądź prowadzili działania.
Jednym z wielu zadań, jakie miał do wykonania "KRA" wspólnie z innymi żołnierzami było odbicie z więzienia w Pińsku kilku żołnierzy. Za ten czyn Kopisto został wyróżniony Krzyżem Walecznych.
Po likwidacji "Wachlarza" w 1943 r. otrzymał przydział do Wołynia. Brał udział w walce o Łuck, jego pragnieniem było zorganizowanie transportu poza linię frontu. Zadania tego nie udało się wykonać,
ponieważ 3 kwietnia 1944 r. został aresztowany przez oddział sowieckiego NKWD i osadzony w siedzibie łuckiego Urzędu Bezpieczeństwa. Był przesłuchiwany i w sposób okrutny torturowany, ale zawsze z godnością
broniący honoru żołnierza. Stąd przewieziony był do więzienia w Kijowie. Po wielu tarapatach, przesłuchiwaniach i katorgach więziennych Kopisto znalazł się w więzieniu na ul. Róży Luksemburg i tam spotkał
się "ze swymi" z grupy łuckiej. Grupa ta sądzona przez Trybunał Kijowskiego Okręgu Wojennego, uznana została, być może z racji, że byli AK-owcami, za agresorów, którzy wtargnęli na rdzennie sowieckie
ziemie celem wywołania powstania i oderwania części terytorium od Związku Radzieckiego. Oznajmiono im też, że wyrok, jaki tu zapadnie, będzie ostateczny i odbywać się będzie bez prokuratora i obrony.
Wstęp na salę mieli tylko śledczy. Rozprawa trwała od 11 do 18 października 1944 r. W tym dniu nastąpiło wydanie wyroku. Zostali jedynie poinformowani, że przysługuje im ostatnie słowo. Pierwszy wygłosił
je Wacław Kopisto.
Ostatecznie został skazany na karę śmierci przez rozstrzelanie, podobnie jak Leopold Biłynowicz-Świkla w 1944 r. Zostali przewiezieni do więzienia w Kijowie do Łukianówki. Na początku lutego 1945
r. opuścił więzienie na Łukianówce i wraz z innymi zesłańcami został wywieziony najpierw do Kaniowa, a następnie do Kotłasu. Po 4 latach został przewieziony do Tajszetu w środkowej Syberii, z tej racji,
że więźniów politycznych przewieziono do tzw. specłagrów. Stąd znowu, gdy minęło 5 i pół roku, do Magadanu. Więźniom przyświecała jedna myśl: przetrwać i powrócić do Polski. 3 maja 1953 r. został w pewnym
sensie uwolniony, ale ta wolność polegała tylko na tym, że kara pozostała w postaci przymusowego osiedlenia i podjęcia pracy na terenie Magadanu. Tu spotkał się z innymi Polakami, m.in. z Leopodem Świklą.
Po 11 latach i 8 miesiącach w transporcie mógł wyruszyć do Polski. Podróż trwała od października do grudnia 1955 r.
Cichociemny Wacław Kopisto, jak też i inni mu podobni, po powrocie do kraju nie doznali nadzwyczajnych łask. Często cichociemni uważani byli za wrogów Ojczyzny. Mjr Wacław Kopisto miał wielkie trudności
z uzyskaniem karty kombatanta. Wielu z nich za walkę z hitlerowskim najeźdźcą było stawianych pod sąd PRL. Byli oskarżani o współpracę z wrogiem, skazywani na długoletnie więzienia oraz na śmierć. Tym,
którym udało się przeżyć przez lata pomniejszano ich wysiłek zbrojny, mimo iż rzetelnie wykonywali swoje obowiązki, byli solidni w pracy, to jednak pomijano ich w przyznawaniu odznaczeń czy awansów.
Pomóż w rozwoju naszego portalu