W „Rzeczpospolitej” ze środy 7 września br. ukazał się artykuł Marka Migalskiego pt. „Wolna niedziela bez sensu”. Autor na łamach dziennika wyraża swoją krytyczną opinię wobec projektu ustawy i skupia się zasadniczo na trzech argumentach. Jego zdaniem, zastanawiający jest wybór supermarketów i dużych sklepów, skoro w innych miejscach ludzie zobowiązani są podjąć obowiązki zawodowe właśnie w niedzielę. Gdyby katowicki politolog wymienił jedynie sprzedawców popcornu w kinach czy pracowników kas oraz bileterów, to można by sobie pozwolić na dyskusję. W artykule jest jednak mowa także o służbach, a to prowokuje zasadne pytania o sens debaty. Czy naprawdę można być intelektualnie uczciwym i do jednego worka wkładać pracowników handlu oraz straży pożarnej, pogotowia ratunkowego czy komunikacji? Czy z faktu, że niektóre zawody wpisują w swój koloryt obowiązek pójścia do pracy w niedzielę, można wyciągnąć wniosek, że bezkrytycznie trzeba przejść obok tego samego obowiązku w odniesieniu do innych, a nawet do wszystkich zawodów?
Być czy mieć?
Reklama
To prawda, że w Polsce dyskutujemy na razie o zakazie handlu w niedzielę, a nikt nie podejmuje zagadnienia pracy w innym zakresie, ale przecież jeśli nie da się w jakimś kraju załatwić wszystkiego, to obowiązkiem polityków jest załatwienie tego, co możliwe. Na tym właśnie polega polityka. Niemożliwe jest uporządkowanie wszystkiego, ale to nie zwalnia nas z obowiązku uporządkowania najbliższej przestrzeni, a także poszerzania tej uporządkowanej rzeczywistości o nowe obszary. Rozsiane w całym kraju sklepy i supermarkety są dzisiaj nie tylko miejscem pracy, ale też w pewnym sensie mają znaczenie symboliczne. Brak samochodów na parkingach przed świątyniami konsumpcjonizmu w wielu państwach Europy jest wyraźnym sygnałem: dzisiaj w kalendarzu jest niedziela, a człowiek i rodzina są wartością po wielekroć przewyższającą kapitał i dochód. Czy naprawdę trzeba być duchownym, by zauważyć wartość niedzieli? Ten dzień dla katolików ma charakter sakralny, ale nie musi go tracić z punktu widzenia osób niewierzących.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Niedawno ktoś przedstawił mi pewien szczegół ze swojej wakacyjnej wędrówki do Francji: Mała gmina, zaledwie setka mieszkańców. Kraj ceniący sobie wolność i daleki od chrześcijańskiej inspiracji na gruncie prawa. W kościele pojawi się niewiele osób, ale nikomu nie przyjdzie do głowy użyć w tym dniu kosiarki czy innego urządzenia zakłócającego spokój. Nie dlatego, że zakazuje tego obyczaj, ale dlatego, że takie jest prawo. Grożą za to wysokie grzywny, ponieważ czas wypoczynku jest święty uniwersalnie i należy się wszystkim, a nie tylko wybranym.
Spór o wartości
W niedalekiej przeszłości częściej posługiwano się przymiotnikiem „niedzielny”. Ludzie dzielili kalendarz na dni robocze i świąteczne. Każdy miał buty, które nosił na co dzień, i te na niedzielę. Podobnie było z ubraniem, a nawet z obiadem, który w każdej niemal rodzinie miał swój wymiar niedzielny. I naprawdę nie chodzi tu jedynie o aspekty religijne, które dla katolików są, oczywiście, fundamentalne. Chodzi o szeroko rozumianą kulturę. Świat podzielony jest bowiem na sfery sacrum i profanum. Ten podział ma miejsce w perspektywie zarówno przestrzennej, jak i czasowej. Oznacza pewien społeczny porządek, który sprawdzał się w minionych wiekach i służył rozwojowi człowieka – w sensie zarówno duchowym, głębszym, jak i psychologicznym, a nawet fizycznym. Zwyczajnie przecież każdy człowiek potrzebuje odpoczynku.
Nie ma sensu obrażać się na polityków, którzy chcą uregulować przestrzeń z jakiegoś powodu nieuregulowaną. Jeśli określone wartości rozmyły się na skutek takich czy innych zawirowań, to dzisiaj jest czas, by przywrócić utracony porządek. Pan Migalski w swym artykule stawia tezę, że politycy nie powinni za nas decydować w tej materii, ale jest to chyba pobożne życzenie, bo politycy sprawują władzę, a ta polega właśnie na podejmowaniu decyzji. Można to czynić w oparciu o wartości lewicowe czy liberalne, a można też w oparciu o konserwatywne. Arytmetyka sejmowa w dzisiejszej Polsce pokazuje aksjologiczne oblicze parlamentu. Byłoby dziwne, gdyby z tej arytmetyki nie wynikały określone zmiany. Taka jest rzeczywistość, a na rzeczywistość nie można się obrażać.